Ninja Clan Wars - Naruto PBF
W czasach na długo przed wydarzeniami z M&A kontrolę nad światem sprawują klany ninja, wojowników o nadprzyrodzonych, unikalnych zdolnościach, które swoje siedziby mają rozsiane po wielu krajach, rządzonych przez swoich Daimyō.
Najstarsi pamiętają olbrzymie wojny, w których połączone siły rodzin siały spustoszenie, zabijając się nawzajem. Od tych wydarzeń minęło wiele lat, dziś liczba klanów drastycznie zmalała, niektóre są o krok od wyginięcia. W związku z tym panuję oficjalny, często nieprzestrzegany, rozejm, dzięki któremu świat ma odzyskać dawno utracony spokój. Wspólnymi siłami udało się odbudować prastarą Szkołę Ninja, w której każdy młody wojownik szkoli się, żeby móc w przyszłości godnie reprezentować klan.
Dzisiaj forum odwiedzili:
Administrator
Jedyne wejście do tego ogromnego pomieszczenia prowadzi przez wielką, czarną bramę.Jest ona dość masywna, dlatego trzeba użyć sporo siły by ją samemu otworzyć. W sali jest bardzo ciemnio, a jedynym źródłem światła są niebieskie płomienie zarzącę się w kamiennych czarach. Robiąc pierwsze kroki, nie widać niczego oprócz owych ognisk i potężnych kolumn, podtrzymujących wysoki strop. Jest on tak daleko, że sala wydaje się ciągnąc w nieskończoność w górę. Ten efekt był możliwy tylko dlatego, że komnata została wybudowana bardzo głęboko pod powierzchnią ziemi. Po przyzwyczajeniu się do wszechobecnego mroku, od razu w oczy rzuca się zdobiony tron, stojący na drugim krańcu komnaty. Jest on zajęty zwykle przez mistrza gildii. Za nim kryją się drzwi, prowadzące do osobistych pomieszczeń lidera, do których nie dopuszcza się nikogo.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Stan budynku: 100%
Offline
Przemierzając korytarze siedziby gildii, miałem jasny cel. Było nim odnalezienie wielkiej czarnej bramy mającej doprowadzić mnie do sali mistrza i oczywiście jego samego we własnej osobie. Natrafiwszy na wrota, położyłem nań dłonie by dostać się do środka lecz me wątłe ręce miały niestety spory problem. Otwarcie wymagało użycia dużych zasobów energii lecz upór pozwolił na możliwość wkroczenia w te święte dla Grimoire Heart miejsce. Tak jak i w innych pomieszczeniach tak i tu, panowała wszechobecna ciemność a jedynymi źródłami, podświetlającymi niemrawo długi korytarz były pochodnie o niebieskim zabarwieniu. Potężne kolumny podtrzymywały strukturę, dodając jej majestatyczności i wrażenia potęgi, tak jakby odwiedzało się dom samego boga ciemności. Minęło kilka godzin zanim moje oczy przyzwyczaiły się całkowicie do mroku, jednakże ja sam ostatnimi czasy radziłem sobie dużo lepiej z przystosowaniem do niego. Stawiają kroki ciągle przed siebie, dostrzegłem zdobiony tron lecz bez postury nań siedzącej. Dopiero zbliżając się nieubłaganie, po swojej lewej ujrzałem stół. Stał przy nim mężczyzna, jakby zerkając na jedno z krzeseł. Ów mebel był okupowany właśnie przez kobietę, jak wywnioskowałem Maeve Nicole Hashvald. To do niej miałem się udać po odpowiedzi. Stając już prawie naprzeciw moim, mam nadzieję, przyszłym rozmówcą, wykonałem lekki ukłon, nie wiedząc czy tutaj takie oficjalne praktyki są stosowane.
- Maeve Nicole Hashvald? Nazywam się Yami Torimasu, nowy członek Grimoire Heart. Souma rzekł bym przybył tutaj gdy zadałem mu kilka pytań. Twierdził że je otrzymam.
Byłem lekko zmieszany. Nigdy przed nikim nie chyliłem głowy, choć nie byłem typem człowieka, który swoją własną nosi wysoko ponad wszystkimi. Chciałem z nią rozmawiać jak z koleżanką ale powaga tego miejsca i aura siły oraz władzy jaka ją otaczała nie pozwalała mi na takie proste zachowanie. Żeby dodać sobie otuchy, pozwoliłem magi nieco przepłynąć przez moje ciało. Odkryłem, że chwilowe jej rozluźnienie wewnątrz organizmu, poprawia mi nieco pewność siebie, tak jakby oddawała mi część samej siebie.
- Chce zrozumieć magię. Nie miałem z nią nigdy styczności, choć wielu twierdziło od mego dzieciństwa, że przelewa się przez mnie ciemność i sprowadzam plagi. Dopiero tu na sali treningowej udało mi się jej użyć po raz pierwszy... świadomie. Chce także wiedzieć jak mogę przelać swą nienawiść na siłę by zniszczyć i zabić tych, których znienawidziłem i znienawidzę. - Zacisnąłem pięść, gdyż emocje mnie nieco poniosły. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, szybko ją rozluźniłem i opuściłem by nie wyglądało to na groźbę wobec Maeve.
Offline
Gildia Grimoire Heart [NPC]
Zmarszczyłam nosek w manifestacji silnego niezadowolenia. Spojrzenie kose rzuciłam na Memliga. Mój pies wierny, jak zwykle niezbyt wyglądał na przejętego zaistniało sytuacją. Nawet to w nim lubiłam inaczej pewnie zacząłby kąsać wszystko, na około i pewnie wreszcie zechciałby spróbować, jak smakuje ręka, która go karmi a wtedy musiałbym go zabić. Jakąż szkodą niepowetowaną byłaby strata tak wiernego człowieka.
W takich momentach jednak poważnie zmieniał się tor mych myśli i zastanawiałam się, czy czasem nie należy go uśpić. Wrażenie to rosło w tempie geometrycznym, gdy rozgarniałam widelcem, jakąś bezwładną kotłowaninę zielonych nitek, którą właśnie mi przyniósł. Dręczyło mnie również pytanie, czy aby na pewno ludzie jedzą takie rzeczy szkaradne. Bo nawet zaserwowane na srebrnym talerzu wyglądało mniej więcej tak apetycznie, jak szczur upieczony na ognisku. Nie zwykłam jadać szczurów i nie planowałam też zmian tak drastycznych w swoim jadłospisie. Zagrzebałam znowu widelcem w nieokreślonej masie.
Miałam już wyrazić swoją opinię na ten temat, ale przerwało mi wejście nieoczekiwane. Pozbawionym wyrazu wzrokiem, podobnie, jak Memling przyjrzałam się przybyszowi. Jego twarz nie wyglądała w żadnym razie znajomo, choć mogłam się poszczycić, iż akurat ta część ciała rzadko ginęła w mrokach niepamięci. Choć z miejsca mnie olśniło, to był ten nowy chłopak, o którym mówił Soma. Trafił tutaj z tej dzikiej krainy Chinamoku, co było całkiem interesujące. Ciekawe, czy po latach bytności w tych wspólnotach plemiennych, nie wydaje mu się dziwne, że taka młoda dziewczyna wszystkim zarządza. Po jego słowach jednak wywnioskowałam, że coś innego go trapi. W sumie może nie jest, to zbyt dziwne. Sama czułbym się delikatnie mówiąc zagubiona, gdybym mieszkała tyle czasu w dziczy.
— Istotnie, tak się nazywam, ale samo Mistrzyni wystarczy.
Offline
Dopiero teraz gdy stałem na tyle blisko by na wyciągnice ręki móc dotknąć dłonią stołu, dostrzegłem niezwykłą urodę kobiety, która za chwile miała odpowiedzieć na me pytania a zarazem być mistrzem gildii, do której dołączyłem. Odnosiłem wrażenie, iż jej wiek nie jest liczbą dalece odbiegającą od moich własnych przeżytych lat ale różnica w doświadczeniu, takim typowo życiowym, była jednakże spora, nawet biorąc pod uwagę trudy mojego życia i wymuszone, szybsze dojrzewanie. Nie to było największym zaskoczeniem. Osobę, która zasiada na tronie, prowadząc pod sobą ludzi zawładniętych ciemnością, wyobrażałem sobie raczej w barwach czarnych, umalowaną bardzo mocno by jeszcze bardziej zaostrzyć rysy twarzy i przerażać wzrokiem swych potencjalnych wrogów lecz me oczy dostrzegały przeciwieństwo tej wizji. Delikatna kobieta o długich białych włosach, bladej cerze ubrana cała na biało. W chwili obecnej jeszcze bardziej moją głową rzucały myśli, jak w ogóle podchodzić do mistrzyni. Mimo wszystko bił z niej ogromny autorytet to też gest ręki spowodował u mnie natychmiastowy odruch i posadzenie swego przybytku na krześle. Do mych nozdrzy dopłynął silny zapach, kojarzony przeze mnie ze szlachtą, którą tak bardzo lubiłem rabować, choć podchodziłem do nich z dużą ostrożnością. Najwidoczniej Maeve uwielbiała perfumy i nie żałowała sobie tej przyjemności.
Przed mymi oczyma rozpoczęła się scenka, gdzie to wierny pies mistrzyni dba o jej zdrowie, dopilnowując diety. To dość zaskakujący widok, gdyż nie miałem nigdy do czynienia z niewolnikami, chociaż przechodząc przez siedzibę Grimoire Heart zacząłem się dziwić jakim cudem sam tu nie trafiłem w tej roli. W każdym razie Maeve mówiła do mężczyzny z ogromną stanowczością ale nie krzyczała. Jej przychylność i chęć obdarowania poczęstunkiem wybiła mnie z tej obserwacji, zawieszając na niej swój wzrok. Miała w sobie coś hipnotyzującego, lecz jako szesnastolatek nie mogłem rozgryźć co. Nadszedł moment gdy pozostaliśmy sami a słowa wypływające z jej ust, były przeznaczone tylko dla mnie. Gdy wspomniała o oszczędzeniu życia, coś aż zawyło wewnątrz mnie. To było tak nieprawdopodobne, że drobna kobieta porównywana słusznie na pierwszy rzut oka do porcelanowej laleczki, była w stanie pokonać a nawet zabić dobrze zbudowanego mężczyznę. Najwidoczniej magia rządziła się swoimi prawami a ja chciałem dowiedzieć się jakimi. Wtedy usłyszałem pytanie. Chwila zawahania wymuszona przez namysł, wydawała rozciągać się w czasie. Być może obawa, iż nieprzychylna dla niej odpowiedź może skończyć się mym zgonem przejęła mój układ nerwowy. Uznałem jednak, iż uderzę w szczerość.
- Szczerze mówiąc to mam bardzo mieszane uczucia co do tego mistrzyni. Jedynymi osobami, do których mógłbym przypiąć te cechę byli moi rodzice, opiekując się mną nawet gdy wszyscy od narodzin widzieli we mnie ciemność. Z drugiej strony mój ojciec poświęcił dla mnie życie, chociaż nie jestem tak naprawdę pewny co tak naprawdę sprawiło, że smok zabijający jednym ruchem mego ojca, pozostawił mnie przy życiu. Moje wnioski są więc takie, że z jednej strony będąc wiernym komuś, możesz obdarować go pomocą i jego wdzięcznością ale z drugiej strony przy najbliższej okazji stracić życie. Chyba chodzi więc o to by być wiernym osobą, które kochamy albo wierzymy w nie i stawiali swe życie niżej niż właśnie jej.
Słowa poszybowały do uszu Maeve a ja mogłem już tylko czekać na jej reakcję. Trochę się rozgadałem, zapewne dla tego, iż miałem w ogóle taką możliwość. Z natury jestem raczej milczkiem ale zostało to raczej wymuszone przez brak odpowiednich osób w moim życiu przez najbliższe kilka lat, z którymi mógłbym wymienić więcej zdań.
Ostatnio edytowany przez Yami (2018-11-07 11:48:47)
Offline
Gildia Grimoire Heart [NPC]
Czekałam na odpowiedź bez oznak niecierpliwienia się, w końcu była, to pora obiadu i żadne rzeczy ważne nie trzymały nade mną bata. To zabawna ironia losu, gdy się człowiekowi wydaje, że rządząc wszystkim wystarczy tylko wydawać polecenia i samemu nie trzeba słuchać nikogo. Nie jest jednak, to prawdą, bo odkąd po raz pierwszy zasiadłam na tronie w tej sali, cały czas czułam wiszącą nade mną nieubłaganą konieczność, która cały czas domagała się posłuchu. Ponieważ jednak ta pogadanka była czysto towarzyska — oczywiście jeśli w ramy takie można je ująć — szybki respons nie był wymagany. Widocznie potrzebował czasu, by przemyśleć sprawy i wyciągnąć odpowiednie wnioski, na co bez problemu mogłam przyzwolić.
Na powrót skrzyżowałam ręce na piersi. Rodzice hmm… Ciekawe było to, że cecha wierności własnej rodzinie była zauważalna zarówno tutaj, jak i takim dzikim kraju. Być może na tym bazowało całe Fairy Tail, który to model sprawdzał się od wielu lat. Nie mniej to nie było FIore, tylko Ca-Elum.
— Wniosek jest słuszny
Offline
Choć moje zdolności socjalne nie były na wybitnym poziomie z oczywistych powodów, to natura musiała obdarować mój umysł swego rodzaju wyczuwania aluzji czy też po prostu przewidywania dokąd rozmowa może przebiegać. Pytanie, które zostało mi zadane, nie zostało rzucone od tak by porozmawiać sobie o naszych spostrzeżeniach ale tak jak podejrzewałem, miało to doprowadzić do przedstawienia ważnej kwestii dla mistrzyni Grimoire Heart. Utrwaliła mnie w tym przekonaniu, oczywiście potwierdzając to słownie ale dodając od siebie kwestię braku wybaczenia przy braku lojalności. Miałem z tym problem ponieważ nie wiedziałem jeszcze czy chcę być jej lojalny. To było tak trudne do sprecyzowania jak wypowiedzenie tego pierwszego "kocham Cię", i tak jak w tym przypadku potrzebowało czasu. Czułem jednak, że mam dług wobec gildii bowiem zabrali mnie z ulicy i przyprowadzili do swego domu, obdarowując swoją wiedzą a teraz nawet i częstując jedzeniem, na które mimo wszystko Maeve bardziej czekała niż ja. Mój żołądek nieco skurczył się od stresu, jednakże im dłużej przebywałem z mistrzynią tym uczucie przerażenia opadało.
Rozmowa tak naprawdę dopiero się zaczęła a już padła, przynajmniej dla mnie, ważna kwestia. Opis nienawiści i jej opętywania ludzkiego umysłu wydawała mi się dziwnie znajoma. Oczyma wyobraźni ponowie zobaczyłem smoka, przebijającego ojca na wylot a później uczucie gniewu, które pochłonęło mnie doszczętnie. Czyżbym wtedy zaznał tego o czym mówiła? Czy właśnie to jest odpowiedz na zagadkę sprzed lat? Nie. Ja nadal nie wiedziałem co się tam wydarzyło. Uznałem, że poznanie magii może przybliżyć mnie do tej tajemnicy. Wszyscy mówili, że jest we mnie zaklęta ciemność, więc jeżeli uda mi się ją poznać albo rozgryźć to wspomnienia powrócą? Z mych pytań wyrwało mnie zdanie o niebezpieczeństwie tego miejsca. Maeve musiała ujrzeć na mojej twarzy pytajnik gdyż ja sam zastanawiałem się czy chodzi o nieprzychylne ludzkie jednostki czy jakąś inną mistyczną moc. Gdy dostałem możliwość zadania pytania, moje stopy zaczęły się nieco nerwowo kręcić. Nie było określonego czasu i ilości ale z jakiegoś powodu sam wbudowałem sobie limit niczym podczas rozmowy z dżinem. Siedząc przysunięty do stołu, ułożyłem dłonie nieco nad kolanami i potarłem kilka razy aż w końcu otworzyłem usta.
- Chciałem właściwie zapytać o samą magię. Nie do końca rozumiem jak to działa. W moich stronach nie była ona nad to popularna, toteż niewiele o niej słyszałem chociaż wiele osób miało na nią swego rodzaju wrażliwość przez co nazwano mnie przeklętym dzieckiem czy też dzieckiem mroku. Dopiero tutaj na sali treningowej udało mi się uwolnić coś co we mnie spało i przybrało fizyczną formę. Nagle wiedziałem jak mogę jej używać, jakby coś szeptało mi do ucha i podpowiadało. Czy magia to żywa istota? Jak w ogóle nauczyć się ją rozwijać i czy mój gniew naprawdę mogę na nią przekuć? No i trochę też z innej beczki... o jakiego niebezpieczeństwa chodzi?
Widać było po mojej minie zmieszanie. Znów zasypałem kobietę potokiem słów w dość niezgrabny sposób. Niby starałem się dobierać słowa by brzmieć mądrzej, racjonalnej i błyskotliwej ale stres powodował pewne zawahania w tonacji głosu, jakby ktoś struny głosowe pociągnął delikatnie co kilka chwil.
Offline
Gildia Grimoire Heart [NPC]
Wargi moje przybrały zdegustowany wyraz, jakby mi ktoś napchał, co najmniej kilogram cytryny do ust. Oto właśnie prostacze mądrości, które mądrymi są w takim samym stopniu, jak kundel, jest psem wyścigowym. Zawsze odrazę wzbudzała we mnie brak lotności umysłu ludu prostego. Niby nie było się, czym przejmować, ale teorie takie były, jak gnój rozrzucony na okoliczne pola. Niby wzroku nie razi, ale smród czuć na całą okolicę. Najgorsze w tym wszystkim, że od tego smrodu zdawało się dusić, co raz więcej magów. Przez taką właśnie ignorancję, jaką reprezentowali te dzikusy cierpiało wiele niewinnych młodych magów… Choć czy do końca wychodziło im to na złe? Przecież pewien filozof całkiem słusznie moim zdaniem powiedział, iż wszystko, co nas nie zabija, to nas wzmacnia… Pocieszyłam się tą myślą, jednak krzywdzenie dzieci, bez żadnego wyraźnego powodu zawsze zdawało mi się tylko i wyłącznie ohydnym procederem.
— Bajania prostaków
Offline
Przyodzianie zdegustowanej miny przez Maeve, podniosło moje ciśnienie. Czyżbym zadał nieodpowiednie pytanie? Może uważała mnie za totalnego głupca niewartego swego czasu albo co gorsza, wręcz gardziła mną jako człowiekiem tak słabo świadomym otaczającej nas magii. Słowa, które wypłynęły z jej ust miały dość specyficzny wydźwięk. Z początku nie byłem nawet pewny czy są skierowane do mnie czy do person, o których wspominałem niemiło. Ku zaskoczeniu to punkt numer dwa okazał się być tym prawdziwym, przez co moje usta nieznacznie się otworzyły w geście zaskoczenia. Uszy jakby zignorowały cichy dźwięk palących się pochodni, czy też szaty mistrzyni gdy ta zmieniała pozycję dla swej wygody a nawet brzdęk kieliszka odstawianego na stół. To co miała do powiedzenia pochłonęło mnie namiętnie, zmuszając do skupienia tylko ale i tylko wyłącznie na niej.
Oni bali się mnie? Nie do końca to rozumiałem. Oczywistym było, że się bali ale zawsze to zrzucałem na tajemniczą moc zagnieżdżoną we mnie i obawy przed jej wydostaniem. Miałem też teorię jakobym urodził się niczym zwiastun mroku. Myliłem się? Atak smoków nie był moją winą a zwykłym, nieprzychylnym zbiegiem okoliczności? A może fakt, iż magia mnie wypełnia, zwróciłem uwagę tych smoków? Powinienem był zwątpić w słowa mistrzyni bo czy zdanie jednej osoby może przebić opinię setek? Nie zwątpiłem. Jej autorytet, siła wychodząca za słów, ta pewność siebie była więcej warta niż pisk przerażonych ludzi. Niegdyś siedząc na jednej z ulic już na północnej wyspie archipelagu podsłuchałem rozmowę przechodniów gdzie jednej z mężczyzn powiedział: "Jedzmy gówno, miliony much nie mogą się mylić.". Było to wyrwane z kontekstu i wydawało mi się wtedy zabawne. Dopiero teraz pojąłem prawdziwe znaczenie tychże słów. Zanim jednak zdążyłem nacieszyć się małym odkryciem, zostałem zaatakowany czymś o znacznie mocniejszym kalibrze. Zostałem podpięty do osób nielicznych, rzadkich, być może wyjątkowych bo magia nawet tutaj na głównym kontynencie nie była tak powszechnie używana jak mi się zdawało. W moim wyobrażeniu tego bardziej ucywilizowanego świata miałem wizję, iż praktycznie każdy posługuję się chociażby prostymi czarami a Ci najlepsi zyskują sławę i chwałę. Tymczasem nawet tutaj, ja... ja! Jestem kimś nieprzeciętnym. Kim więc byłem u siebie? Pierwszym? Jedynym? Kimś praktycznie niespotykanym? Czyli to stąd wywodził się ten strach.
Tak krótko tu jestem a tak wiele już zmieniło się w moim światopoglądzie. Brakowało mi po prostu edukacji, prawdziwej cywilizacji, przewodnika takiego jak Maeve Niciole Hashvald. Jak silny mógłbym być i szanowanym gdybym urodził się właśnie w Ca-Elum? Wtem z euforii rozmyśleń wyrwała mnie wysuwająca się dłoń Maeve. Przyglądałem się uważnie, doglądać znikąd zjawiającej się rany. Rozdziawiłem ust wypatrując szeroko otwartymi oczyma dalszych cudów. Nieznaczna ilość krwi wyszła spod skóry w miejscu mistycznego ucięcia i zanim zdążyłem zapytać się o zjawisko, me serce na chwilę zamarło. Energia, która wydobyła się jedynie z dłoni mistrzyni była przytłaczająca. Przez ten krótki moment prezentacji nie mogłem złapać oddechu. Zaskoczenie, strach ale i także podziw, zmieszały się w jedno, tworząc uczucie, którego nie potrafię nazwać. Na szczęście pokaz nie trwał długo a ja szybko mogłem na nowo zaczerpnąć powietrza.
- N-n-niesamowite... - wydukałem.
Fale kolejnych zdań, uderzały moje ego jak diamentowany młot w ścianę zbudowaną z patyków. Z każdym słowem, poczucie własnej wartości rosło i rosło, przebijając ów barierę niepewności i nieśmiałości. Motywacja do zyskania siły przepływa przez ciało jakby zastępując krew. Dłonie zacisnęły się w pięść tak mocno jak tylko potrafiły, wydobywając żyły spod skóry. Tak, jestem wilkiem i wszyscy Ci, którzy wytykają mnie palcami to owce - owce, które pożrę gdy głód nadejdzie. Po tym co usłyszałem, nie straszne były mi już trudy czarnej piramidy. Choć wiedziałem, że nie mogę nikogo tutaj nie doceniać i puszyć się mimo bycia świeżakiem to byłem gotów stanąć do walki z każdym, kto wyzwie mnie na pojedynek w imię siły, której pragnę dosięgnąć.
Dłonie rozluźniły się z uścisku, gdy nadszedł ponownie czas do rozmyśleń. Metaforyczne płomienie buchające z mych oczu, uspokoiły się ponownie skupiając wzrok to na mistrzyni, to na jej dłoni. Choć buzująca krew, powróciła do swego spokojnego przepływu, coś we mnie się zmieniło a niepewność, której można było świadczyć jeszcze chwilę temu, jakby zaczęła odchodzić w niepamięć.
- Wypłynęła z niej odrobina krwi, zamieniając się w manifestację magi mistrzyni. Nie wiem na jakiej zasadzie ona działa ale ciało mistrzyni praktycznie nie zareagowało na ten otwarcie rany. Nie wiem czy to bolało czy nie, chociaż wyglądało na całkiem bolesne. Nie jestem jeszcze dobry w kontrolowaniu magii ale mam wrażenie że mistrzyni jest w tym świetna. Ja gdy po raz pierwszy użyłem swej, byłem zmuszony do użycia obu rąk ale i czułem, że bierze w tym udział całe ciało. Kilka ruchów i padałem zmęczony. Tutaj było zaledwie wysunięcie ręki. Magia jaka wydobyła się z mistrzyni mogłaby zmiażdżyć mnie samą swoją obecnością, gdyby emanowała dłużej a mimo to nie widzę oznak zmęczenia.
Offline
Gildia Grimoire Heart [NPC]
Z zadowoleniem stwierdziłam, że wykład mój jednak przyniósł efekt pożądany. Widać od razu, że oto sprawny mechanik potrafi pokładać tryby maszyny żeby działały, jak należy. Nagrodziłam się za ten mały sukces łykiem Les Mirables, którego zapasy ku mojemu żalowi już były na wykończeniu. Nie czas był jednak, by przedsiębrać kroki w celu zaspokojenia tych potrzeb. Zdecydowałam, że zajmę się tym już później, gdy wypełnię wszystkie swoje obowiązki.
W tak zwanym międzyczasie zwróciłam uwagę na niewolników, którzy spełnili właśnie swą psią powinność przynosząc, to czego sobie zażyczyłam. Sam widok i zapach, bo tej diecie konowalskiej, która wyglądała bardziej na narzędzie tortur, niż środek cudownego ozdrowienia kompozycja mięsa i sałat pachniała lepiej niż najlepsza z perfum. Nie tracąc zbytnio czasu, zgodnie z drakońskimi nakazami etykiety wyprostowałam się przy stole rozkładając przyniesioną serwetę na kolanach. Dopiero później odkroiłam kawałek i podniosłam go do ust nie pochylając się ku niemu ani odrobinę. Zastanawiałam się czasem, czy ten prostacki sposób nie byłby wygodniejszy, ale wtedy niczym szkło tłuczone zawsze pojawiał się głos babki Hariel... „Tylko świnie pochylają się do jedzenia. Jesteś młodą damą, czy prosiakiem?” Z tonem takim nie sposób było dyskutować.
— Nic dziwnego
Offline
Wiem, ten dzień jeszcze się nie skończył ale już wiedziałem, że zapamiętam go po wsze czasy jako swego rodzaju odrodzenie. Zdobycie nowego domu a zarazem przynależności, odkrycie potencjału magicznego, poznanie Maeve, która na zawsze odmieniła moje podejście do świata w zaledwie kilku zdaniach i teraz to. Gdy kobieta wypowiadała swe życzenie, wypędzając niewolnika do kuchni, użyła przedziwnych nazw. Z początku myślałem, że to czary pozwalające jej panować nad umysłem Memlinga ale teraz przybrały one fizyczny wymiar. Niesamowity zapach dotarł do moich nozdrzy, przebijając nawet mocne perfumy mistrzyni a oczy śliniły się wraz z ustami, które w mej głowie były otwarte na oścież, czego nie chciałem pokazać w realnym świecie. Przenigdy nie byłem zaszczycony możliwością zjedzenia tak wykwintnego dania, zwłaszcza że moje usta przez kilka lat wstecz, mogły raczyć się jedynie ochłapami. Gdy naczynia stuknęły o stół, byłem o krok od pośmiewiska. Ręce już miały chwytać nagimi palcami te dobra gdy dostrzegłem sztućce. Pojąłem powagę sytuacji, lecz nerwy przejęły moje ciało. Nie używałem widelca od lat, choć to i tak cud, iż miałem z nimi styczność. Mama zawsze powtarzała, że przy niej należy się zachowywać przy stole i biła szczotką po głowie gdy moczyłem paluchy w ugotowanych warzywach. Nie wiem skąd to wyniosła, właściwie nigdy jej nie zapytałem. Przez okres samotnej biedoty w życiu bym nie pomyślał by użyć sztućców a one same były dla mnie jedynie łupem gdy pokrywały je srebro bądź inny metal szlachetny. Sprzedawało się takie by mieć co jeść ale wiedziałem że lichwiarze plują na mnie i zaniżają drastycznie ceny. Gdybym był starszy i bardziej stanowczy to może dorobiłbym się małej fortuny? W każdym razie złapałem za nóż oraz widelec. Nie wyglądałem na kogoś kto je w ten sposób odruchowo. Pierwsze kilka kęsów było wyzwaniem ale ciało pamięta i z każdą chwilą wyglądałem normalniej. Moje kubki smakowe wariowały, rozpływając się wraz z resztą ciała. Poczułem nawet przyjemne ciarki, spływające mi po plecach jakby kto mnie czule po szyi dotykał. Mistrzyni wróciła do rozmowy. Gdy uznała, iż nie do końca trafiłem w punkt, chciałem już wydać z siebie dźwięk, pytając "dlaczego", lecz zdałem sobie sprawę, że z pełną gębą będzie to brzmiało jak potwór wynurzający się z głębin i pozwoliłem jej po prostu przejść do rzeczy.
Wyjaśnienia Maeve podrzuciły mi myśl, że być może za bardzo przekombinowałem ze swoją odpowiedzią. Była ona przecież prosta, na wyciągniecie ręki gdy poszukiwałem ukrytego sensu, chcąc nieświadomie zaimponować przenikliwością. A może to pewien paradoks, że coś nam się wydaje oczywiste gdy się o tym dowiadujemy i jesteśmy święcie przekonani, że po dłuższym namyśle wpadlibyśmy na to? Prawdą jest, iż każdy myśli w sposób zupełnie inny i gdy komuś wydaje się, że jesteś głupkiem bo nie zrozumiałeś jakieś prostej rzeczy, dla wielu oczywistej to tak naprawdę twój umysł pracuje na innych falach, doszukując się może czegoś głębszego. Za życia często miewałem takie sytuacje i rozmyślałem nad nimi, zastanawiając się skąd to wynika? Czy zostałem obdarowany większą inteligencją? Nigdy tak nie sądziłem a wręcz przypinałem sobie łatkę tego głupszego. Teraz me myśli skoncentrowały się z uwagą na słowa mistrzyni, pojmując sens i podpowiadając kolejne pytanie.
- Czyli tak właściwie wszystko zależy od naszej magii? Każda czerpie swą siłę nie tylko z many ale i także, w zależności od typu, od innych źródeł? Czyli równie dobrze ktoś na świecie może karmić się dobrem albo szczęściem? To wydaje się dla mnie takie dziwne. Gdy ktoś zrani ważną dla nas osobę czujemy przecież gniew, ból albo nawet obie rzeczy jednocześnie. To takie... naturalne. - wtedy doznałem małego olśnienia. Moja matka nie czytała mi wielu bajek bo w naszych regionach nie były popularne ale za to znała wiele opowieści przekazywanych z dziada na pradziada. Zawsze uznawano za złych, osoby kierujące się nienawiścią. Ale przecież taka była nasza natura. Czerpanie energii z dobra brzmiało a nawet dudniło w uszach jak zabieranie od innych istot ich szczęścia na korzyść własnej siły. Co jeżeli to właśnie Ci "dobrzy", byli tak naprawdę źli a my, osoby bliskie naszej naturze, człowieczeństwu i prawdzie o nim, jesteśmy ostatnimi pragnącymi ukazaniu światu, że nie poddaliśmy się tej sztuczności?
- Zapewne te wszystkie gildie, o których słyszałem, plącząc się ulicami miasta, reprezentują właśnie te "wartości"?- W głosie było słychać ten sarkazm.
Mimo, iż przed moją wypowiedzią odniosła się do swojej osoby, by rozrysować w mej głowie nowe ścieżki, byłem zbyt przejęty swoim małym odkryciem. Pojąłem to co przekazała i gdzieś głęboko we mnie zakorzeniła się nadzieję na zdobycie siły, którą będę mógł przerażać innych, jedynie wyciągając dłoń, tak jak zrobiła to i ona. Prawdopodobnie będzie to jeden z kolejnych motorów napędowych do działania ale tak jak wcześniej zaznaczyłem - teraz chciałem podzielić się czymś od siebie i usłyszeć jej zdanie. Zanim się spostrzegłem, talerz był już prawie pusty.
Offline
Gildia Grimoire Heart [NPC]
Z zadowoleniem spostrzegłam, że chłopak z narzędziami służącymi do spożywania posiłków radzi sobie całkiem dobrze, toteż nie zaobserwowałam powodów, by go strofować. Co prawda poziom pozostawiał trochę do życzenia, ale ostatecznie zważywszy na warunki, w których przyszło mu się chować, nie był to dramat iście sceniczny. To przywiodło mi również na myśl, że wydawał się pojętny. Nie zaobserwowałam na twarzy jego oznak niezrozumienia. Ulżyło mi, bo chyba dostałabym wylewu przedwczesnego, gdyby się okazało, że z całego wyłożonego elaboratu przyjął tyle, co nic. Nie mniej czas nie okazał się zmarnowany.
Wniosek płynął z tego wszystkiego jeszcze jeden. Oto inwestycja ma szansę się spłacić a zainwestowany czas, nie pójdzie na marne i chłopak w przyszłości stanie się dla gildii przydatnym narzędziem. Oto przestały w jego głowie panoszyć się głupoty ciemnoty, której napchano mu widać całymi funtami do głowy. Teraz, gdy już jego wartości zostały przewartościowane nauczy się podchodzić do pewnych spraw inaczej. Kto wie może kiedyś będzie podejmował się podobnych prac, jak Memling. Uśmiechnęłam się do siebie na tę myśl, bo była ona atrakcyjna w takim stopniu, jak najlepszy koncert Mahlera. Mieć nie jedną a dwie osoby, które terroryzują, tak łatwo, jak innym przychodzi odpowiedni chwyt akordowy. Oto płynęła cała symfonia korzyści. A korzyści są przecież uznaje się za dobre…
— Raczej dokonuje się manifestacji tych rzeczy, za pomocą energii magicznej. Po za tym dobro, zło
Offline
Z uwagą i pewną dozą satysfakcji, osłuchiwałem się z prawdą, która wybrzmiewała z ust Maeve. Odpowiadała na me zapytania, czasem nawet wyprzedzając myśl, która przyszła mi do głowy. Czułem się traktowany jak członek tej rodziny, jak jej dziecko w które wkłada dużo uwagi by te pewnego dnia mogło stanąć o własnych nogach i zalać łzami szczęścia i dumy, matczyne oczy. Być może temu służyła gildia a być może, tylko ja to tak odbierałem. Odpowiedz, którą uzyskałem była potwierdzeniem moich przypuszczeń, choć ta uderzyła głębiej w objaśnieniach. W ten sposób udało mi się szybko połączyć kropki i rozpracować ten dziwaczny system ułudy. Zasady stosowane przez rade magiczną, legalną gildię i wszystkich tych obrońców "dobra", były iluzją stworzoną przez kogoś niebywale inteligentnego w przeszłości. Ów człowiek musiał być świetnym manipulatorem, prowadząc lud pod przykrywą wolności i moralności a paradoksalnie trzymając wszystkich na łańcuchu. Potokami tych ludzi są właśnie, Ci wyżej wymienieni, reprezentując bezmyślnie te same wartości. Ja chciałem być prawdziwie wolny, tak jak Maeve i inni członkowie gildii. Niestety takich jak my się nie lubi. Wyłamujemy się z systemu a opóźniony w rozumowaniu lud, wyzywa nas od zdrajców. Niewielu jest w stanie dostrzec w Grimoire Heart proroka, zrywającego kurtynę kłamstw i iluzji. Byłem tu tak krótko a tak wiele uciszonych komórek mózgowych, ponownie zazgrzytało w procesie myślowym, prowadząc mnie ku nowej idei oświecenia głupiego ludu, lub odbierania życia tym, którzy sprzeciwią się nam. Tylko tak osiągną prawdziwą wolność po wsze czasy.
- Czy to nie jest tak zwany paradoks, że magowie którzy oczerniają mistrzynie i gildię za brutalność oraz agresywne metody, sami stosują swoje sztuczki magiczne do pojedynków, wywołując wybuchy, poważne rany a nawet śmierć? Są tak ograniczeni, że nie dostrzegają błędów systemu nawet we własnym zachowaniu czy też najbliższym gronie? - westchnąłem. - Ulica dała mi wiele wspomnień. Miałem ogrom czasu na siedzenie i wsłuchiwanie się w bełkoty innych ludzi. Pamiętam chłopca, który obiecywał przed swoją matką, że jak dorośnie to zostanie potężnym magiem, choć nie wiem czy w ogóle miał ku temu predyspozycję, rzucając w niebo, że uratuje każdego przed złem. Poczułem wtedy gniew a zarazem rozbawiło mnie to. Wiedziałem, że tak się nie da ale rozumiałem jego dziecięce bajanie. Nie sądziłem, że tak wielu dorosłych ludzi pozostaje przy tych wierzeniach, później dokonując wyborów, które prowadzą do katastrof ale i tak są okrzykiwani bohaterami. To co przywołała mistrzyni jest tego dokładnym przykładem. Jeżeli grupka ludzki doprowadzi do wojny i ją zwycięży to pomimo śmierci setek a nawet tysięcy istot, zostaną okrzyknięci chlubą narodu i otrzymają jeszcze tytuły lub medale. Gdyby jednak zabić tych osób dwadzieścia, unikając przelewu krwi i śmierci całych armii, wypuszczą za nami listy gończe, okrzykną psychopatami i mordercami. To jest niepojęte. Teraz jednak znalazłem inną stronę medalu. Jeżeli większość społeczeństwa to i tak ograniczeni umysłowo ludzie, to po co przejmować się ich wojenkami? Oczywiście co innego jeżeli dotyczy to bezpośrednio nas ale mimo wszystko.
Odniosłem ciche wrażenie, że odpaliłem się nieco za bardzo. Zgrywałem mędrca i wielką głowę przez Maeve, mając szesnaście lat, niewielkie jeszcze pojęcie o świecie a także magii. Podejrzewałem, że jej słowa mnie skarcą, choć istniała nikła nadzieja, iż nie odbierze tego za wielkie wywody nastolatka a raczej prezentacja swoich poglądów, które bądź co bądź właśnie się kształtowały. To też nie było wcale tak, że jej słowa magicznie zmieniły moje podejście do życia jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To wszystko gdzieś we mnie siedziało już od dawna, tylko potrzebowało aprobaty i ogólnie potwierdzenia. Dlatego też, może się wydawać iż przemiana była natychmiastowa lecz prawdą jest, że lata spędzone w dziczy a później na ulicy, budowały po cicho i bez pośpiechu to co teraz wypowiadałem. Przy mistrzyni, mogłem dać upuść myśli i spostrzeżeń, które wcześniej mieli wszyscy po prostu w dupie.
Offline
Gildia Grimoire Heart [NPC]
Przymknęłam na chwilę oczy sięgając po kieliszek wina i jakby wraz z tym ruchem sięgając do czeluści wspomnień W nich zaś kotłowały się walki z legalnymi gildiami, w których to przecież brałam udział wcale często. Z jej dna, przebijał się wizg zaklęć rzucanych, kaskady płomieni i ból tak nieznośny, że jakby sam w sobie stanowił ostateczną głębię śmierci. O tak, jeśli o sedno sprawy chodzi byliśmy podobni, my i oni. Używaliśmy metod tych samych, z których cierpienie można było czerpać całymi garściami. Nie mniej podobieństwo było zgoła takie, jak porównać studzienkę ściekową ze studnią służącą do czerpania pitnej wody. Nie zmienia to faktu, że podobieństwu temu nie można było zaprzeczyć.
– Oczywiście, że to robią
Offline
Nie do końca spodziewałem się takiej wypowiedzi ze strony mistrzyni, chociaż gdybym bardziej przyswoił sobie jej poprzedni słowa, dostrzegłbym tę logikę dużo wcześniej. Z mego początkowego zamysłu Maeve chciałaby pozbyć się legalnych gildii, które plugawią ziemię swym nędznym działaniem ale przecież były to tylko psy stworzone przez radę jak i ich decyzje. Sama przecież rzekła, iż lepiej zgładzić tych kilku na górze, którzy odpowiadają za przyszłe i przeszłe zbrodnie niż walczyć z pionkami, którymi sterują, bowiem te mogą ciągle dokładać do swej puli gdy pozostałe znikną z planszy. To też wprowadziło do mego umysłu kolejny podpunkt warty odnotowania. Chodziło o tę nienawiść, rzucającą człowiekiem na prawo i lewo. Przez moment krótki uczucie to przesłoniło me oczy, nie pozwalając dojrzeć prawdy. Mistrzyni pokazała mi w sposób bezpośredni, choć nie wiem czy w pełni świadomy, jak przekuć gniew w siłę a także jak wiele możemy wyrządzić złego, gdy pożre nas doszczętnie. Gdyby wypuściła mnie kilka minut w świat, działałbym zbyt emocjonalnie, chcąc podsycać nienawiść aby uzyskać większą siłę ale wystarczyło krótkie dopowiedzenie bym oprzytomniał.
- Dopiero teraz zrozumiałem jak kierować się nienawiścią. Chciałem oczyścić tę rozrastającą się plagę, zapominając o zarodniku, który ją tworzy. Będę musiał to wszystko sobie poukładać w głowie, bo słowa mistrzyni ciągle zmieniają moje podejście do świata a ja zbyt impulsywnie je odbieram.
Westchnąłem cicho, zerkając na pusty talerz, ale nie w poszukiwaniu jedzenia a raczej zagubionych myśli. Wiedza, którą otrzymałem wprawiała mnie w lekki stan przerażenia. Jak wiele rzeczy ominęło mnie przez te lata? Jak wiele informacji muszę nadrobić by móc działać na równi z innymi członkami gildii? Wtem przybyło pytanie, które chciałem zadać chwil parę temu.
- Gdy Rada zniknie to... Mistrzyni chce objąć te stanowisko? Czy może zamknąć całą tą maskaradę i stworzyć coś własnego?
Nie byłem już tak rozmowny jak wcześniej ale to raczej z powodu, iż Maeve odpowiedziała wyczerpująco na moje pytania oraz dorzucając wiele od siebie.
Offline
Gildia Grimoire Heart [NPC]
Przyjemnym jest obserwować, jak zazębiają się tryby umysłu. Oto wreszcie chłopak ten z dziczy zrodzony rozumiał, jak wygląda naprawdę istota rzeczy. Widzi teraz, że nie wszystko jest takim, jak nam się wydaje, że osąd powzięty może być ostatecznie mylny w swej ostateczności. Tutaj właśnie rozpościera się obraz, który pokazuje, że szermierz wytrawny potrafi ukryć fintę w fincie. Choć w myślach mych rozbawił mnie wniosek, że mogłabym się mianować udzielną władczynią świata magicznego, bo w rzeczywistości nigdy nie odczuwałam, takiej potrzeby. Nie zależało mi żeby użerać się z całym państwem, księstwo jest dostatecznie dobre.
— Nie Yami, żadne stanowisko nie jest mi potrzebne
Offline
Czułem się jednocześnie zmieszany jak i kompletny. Tak, to brzmi dość niedorzecznie lecz prawdą jest iż natłok informacji, zniszczenie muru, ukazując ukryte prawdy sprawiał, że myśli kotłowały się tylko w tym jednym mózgu szesnastolatka, pobudzając komórki do nieustannej pracy. Potrzebowałem trochę czasu by to wszystko w swej głowie ułożyć lecz odpowiedzi, które uzyskałem odmieniły mnie. Jestem magiem, początkującym ale jednak. Zostałem obdarowany mocą i otrzymałem szansę na czynienie rzeczy wielkich. Niewątpliwie chłopiec wchodzący do czarnej piramidy już nigdy z niej nie wyjdzie. Jestem teraz zupełnie inną osobą, choć korzystam z tego samego ciała. Zapewne jeszcze wiele moich cech i elementów zachowania wkrótce się zmieni gdy nieco dojrzeję do słów Maeve jak i ma magia zdobędzie siłę. Tymczasem byłem gotów by dać życiu drugą szansę i stać się panem swojego losu.
- To nie tak, że nie boję się mistrzyni po prezentacji, którą wykonała ale nie to sprawia, że chce za nią podążać. Mogła mnie mistrzyni nawet nie przyjmować, niczego nie objaśniać a przede wszystkim nie częstować pysznym jedzeniem ale uczyniła to. Czuję, że choć odrobinę pokłada we mnie swoje nadzieję, więc ja czuję się zobowiązany ale przede wszystkim chce a właściwie nie chce zawieść.
Powoli powstałem z krzesła, kierując ciągle swój wzrok w kierunku Maeve. Wykonałem głęboki pokłon, oczywiście nie na tyle by walnąć w stół ale by ukazać swą wdzięczność.
- Dziękuje za tę rozmowę mistrzyni. Wszystko co powiedziałaś wziąłem sobie do serca i zostanie moją motywacją. Pójdę więc do sekcji reprezentacyjnej i znajdę zlecenie by przysłużyć się gildii i rozwinąć się.
Ponownie wykonałem ukłoń do Maeve ale i także do Memlinga, jeżeli ten był w pomieszczeniu. Nie do końca wiedziałem, jakie stanowisko piastuje obecnie w Grimoire Heart, bowiem wydawał się niewolnikiem ale z drugiej strony biła od niego jakaś aura siły. Gdy upewniłem się, że mogę opuścić miejsce, skierowałem się do drzwi, zmierzając do poleconego pomieszczenia.
Z/T - > Sekcja reprezentacyjna
Offline
Gildia Grimoire Heart
Dostał zadyszki. Zadyszki! Dosłownie chwilę temu patrzył w oczy śmierci, a teraz jego zmartwieniem są... schody. To wszystko wydawało się absurdalne i nierealne w swojej nieprawdopodobności. Minuty dzieliły go od obrazów, których najpewniej nie wyrzuci z pamięci do końca życia. Żądny chwały, oraz płynących z nią bogactw watażka w swojej głupocie nie wziął pod uwagę wszystkich czynników, które powinien wziąć pod rozważenie prawdziwy dowódca. Nie, pytanie brzmiało, czy on cokolwiek przemyślał. Czy nie wysłał żadnego rozpoznania? - zastanawiał się Tsuyochi - Czy on cokolwiek zaplanował? Piętnastolatek położył rękę na klatce piersiowej. Rozszerzała się i zwężała zbyt szybko. Zatkał usta. Czuł, jak wszystko w środku mu się ściska. Przechylił się przez balustradę, wystawiając głowę w stronę ziejącej przepaści. Spazmatycznie pozbył się żołnierskiej potrawy, która chlupnęła z resztą zawartości jego żołądka na sam dół czarnej piramidy.
Przez pozostałą część drogi nie myślał właściwie o niczym. Jego umysł znalazł się w stanie wyparcia, a na twarzy malował się obraz encyklopedycznej apatii. Wmawiał sobie, że żadna z tych rzeczy się nie wydarzyła. To zły koszmar. Senna mara. - powtarzał, popadając w coraz głębsze wyparcie. Tak właśnie wyglądały jego pierwsze kroki w gildii Grimoire Heart. Kim byli? Jaki był ich cel? Obecnie nie wiele to dla niego znaczyło. Po tym co przeżył, wszystko wydawało się trywialne. Ktoś zaprowadził go do sali mistrza. Nie zapamiętał ani imienia, ani wyglądu tego człowieka. Maga. Było mu wszystko jedno i naprawdę nic, ani nikt go nie obchodził.
Wielkie drzwi zatrzasnęły się za jego plecami. Huk ten najwyraźniej wybudził go częściowo z szoku. Szybko zdał sobie sprawę, że rozglądanie się po sali nie miało większego sensu. Niewiele było tu widać. Szedł przed siebie, mijając kolejne paleniska z nienaturalnymi, błękitnymi płomieniami. Nie były to snopy ognia, które... Nie, nie chciał o tym myśleć. Po prostu potraktował je jak latarnie i powoli parł do przodu. Rodziny nie miał, życiowy cel okazał się mrzonką. Co mu więc pozostało? Zdanie się na łaskę tajemniczej gildii groźnie wyglądających magów. Czemu nie...?
Ostatnio edytowany przez Tsuyochi (2019-07-25 00:29:54)
Offline
Gildia Grimoire Heart [NPC]
Gdy napad gwałtowny, jak nagła letnia burza się skończył otarłam chusteczką koronkową ślad krwawy. Poczułam się wtrącona w otchłań ciemną, ciemną prawdziwie. Słabe światło palenisk mej komnaty nie było się w stanie przebić przez oczy kurczowo zaciśnięte. Wsparłam łokieć na poręczy tronu a ręką podparłam czoło, które zdawało się ciążyć okrutnie a ciężar ten zwiększał się w rytm każdego rażąco-rzężącego oddechu. Ludzie w takich sytuacjach myślą o śmierci. Myśli te lepkie przywierają do umysłu i zasnuwają go woalem nieuniknionego. Ja jednak myślałem o pustce a w pustce głos zimny i stateczny… Zgnije przez nią Twoje ciało, dla duszy jest za późno, zapomniałaś oblicza swego ojca. — słowa odbijają się pustym echem pod czaszką. Pamiętam jej właściciela i jego twardy wzrok, w którym ukryta jest pogarda. Czy mój wróg odwieczny Ronald, miał rację? Czy to rzeczywiście cena, którą muszę zapłacić, czy może tylko dziecięca klątwa ciała chorowitego? Nie znajdę nigdy odpowiedzi, tak jak po spotkaniu z nim nigdy nie założę już sukni z dekoltem. Jego również nigdy już nie spotkam. Nie żyje stary drań, ale widać jego powiedzonka gdzieś kołaczą się w mym umyśle.
Oddech już się uspokoił, ale głos zimny nie chciał odejść. Przepłoszył go dopiero miarowy odgłos kroków dobiegających z głębi Sali. Podniosłam się i założyłam nogę na nogę, skrzyżowawszy ręce pod piersiami, na powrót roztaczając wokół siebie niewidzialny nimb władzy. Czyżby zbliżał się wróg, chcący wydusić z mej piersi oddech ostatni? Niemożliwe, gdyby tak było, kocioł wrzący w całej piramidzie obudziłby mnie już dawno… Spostrzegłam nagle, że to tylko samotny chłopiec. Z pewnością nie był moim człowiekiem, mój Pan Dziadek zawsze mówił, że należy znać swoich ludzi i mówił prawdę, toteż znałam ich wszystkich. Ten był widać świeży i narażony na samym początku na niedogodności okrutne, wepchnięto go tutaj bez obstawy, bo wiedzieli, że przeszkadzanie mi w chwili, gdy sobie tego nie życzę, wprawia mnie w niezadowolenie, czyn taki jest równie głupi, co niebezpieczny.
Nie powiedziałam jednak nic, tylko przyglądałam się mu przez chwilę spojrzeniem zaciętym. Skonstatowałam, że wygląda, jakby dopiero uciekł z pobojowiska. Ciekawe gdzie się tam szlajał i jeszcze ciekawsze czemu wpuścili do mnie takiego obdartusa. Na nikim nie można było polegać, piramida pełna błaznów.
— Zbliż się.
Offline
Gildia Grimoire Heart
Tsuyochi początkowo nie widział skąd dobiega głos. Zmuszony był zmrużyć oczy, przy czym jeszcze pochylał się do przodu, by dostrzec tron oraz zasiądającą na nim kobietę. Od ubioru, przez skórę, na włosach kończąc dominowała u niej biel kontrastująca z wszechobecną czernią złowrogiej piramidy. Wyglądała tak surrealistycznie, że przez moment zastanawiał się, czy kobieta jeszcze żyje. Przeszło mu nawet przez myśl, że jest laleczką usadowianą na tronie. Nie miał zbyt dużo do czynienia z magami, a już na pewno tymi mrocznymi, o ich mistrzach nie wspominając. Niemniej inaczej wyobrażał sobie kogoś, należącego do elity światowych magów. Głuptowaty wyraz twarzy momentalnie zagościł na jego zmęczonym obliczu.
Ona może cię zabić równie szybko, co te smoki - pomyślał, a myśl ta przyprawiła go o bladość niemal porównywalną do skóry kobiety. Kolejna kropelka zimnego potu spłynęła po jego twarzy. Całe życie łowiłem ryby! Uciekanie przed smokami i konfrontowanie się z wszechpotężnymi magami nie jest dla mnie!
Powoli kuśtykał w stronę tronu. Miał na tyle oleju w głowie, by zatrzymać się kilka metrów przed białowłosą mistrzynią mrocznej gildii. Smoki były przerażające w prymitywny, dziki sposób. Bał się ich, jak przeciętny człowiek obawia się kataklizmów. Trzęsień ziemi, tsunami czy huraganów. Biała kobieta także wywoływała w nim lęk, lecz był on bardziej... subtelny. Czuł się, jakby coś miało go zaraz rozszarpać i wyssać z niego całą krew.
Ja... - wystękał - Były tam smoki, no i cała kilkutysięczna armia przestała istnieć w parę sekund... No i uciekaliśmy, a potem jakiś mag... - bełkotał, po czym zrobił pauzę. Jąkaj się tak dalej, to na pewno cię zabije - zganił się Tsuyochi. Wziął kilka głębokich oddechów i ponownie się odezwał - Zaciągnąłem się do armii Amarama. Był to watażka, który zebrał kilkutysięczną armię ze wszystkich regionów Pergrande. Nazwał ją Brygadą Hasgal. Chciał wyzwolić Encę. W obozie mówiono, że planował zdobyć cały ten kraj na własność. - wziął kolejny oddech - Przekroczyliśmy granicę i w kilka minut cała armia przestała istnieć. Uciekaliśmy, prawie zginąłem z resztą, ale... Uratował mnie jakiś mag. Zapamiętałem tylko jego szkarłatne szaty. Za pomocą magii przeniósł mnie przed piramidę i kazał przekazać wieści gildii Grimoire Heart. - dokończył z trudem. Te przeżycia wciąż były świeże. Cały ten horror jeszcze do niego nie docierał.
Ostatnio edytowany przez Tsuyochi (2019-07-28 14:56:56)
Offline
Gildia Grimoire Heart [NPC]
No pięknie się zaczynało, festiwalem jąkania. Trudno było wyrozumieć coś z tego bełkotu na wpół szaleńczego będącego pewnie przegniłym owocem niedawnej traumy. Zabębniłam paznokciem zamalowanym na śliwkowo w poręcz tronu, tempo tego miarowe było oznaką zniecierpliwienia. Nie mniej słowo jedno, które udało mi się wychwycić, sprawiło, iż zaczynałam odnosić usilne wrażenie, że nadzieje o miłym spędzeniu reszty dnia sczezły momentalnie, jak kwiatuszki ścięte niespodziewanym wczesnowiosennym przymrozkiem. Więcej, fala zgnilizny chyba zaczęła dopiero go zalewać.
— Słuchaj młodzieńcze, weźmiesz trzy głębokie wdechy, uspokoisz się i opowiesz mi wszystko jeszcze raz dokładnie ze szczegółami.
Ostatnio edytowany przez Maeve Nicole Hashvald (2019-07-31 15:23:11)
Offline
Gildia Grimoire Heart
Tsuyochi grzebał brudnymi paluchami w posklejanych pasemkach spoconych włosów, zadając sobie przy tym jedno pytanie - czy już ma uciekać? Porcelanowa mistrzyni Grimoire Heart najwyraźniej została w pewnym stopniu wyprowadzona z równowagi. Zaczął sobie wyobrażać, w jaki sposób może rozładować złość szef "złych'' magów. Najlepiej na kimś, kto znajduje się najbliżej i nie ma za bardzo jak się bronić... Odruchowo rozejrzał się po mrocznej sali, jakby jakimś cudem miał tam znaleźć lepszy składnik opracowanego równania, niż on sam.
Kiedy podniosła się z tronu, chłopak powoli żegnał się z życiem. Jego zaskoczenie trudno było porównać z czymkolwiek innym, gdy ton kobiety nagle złagodniał. Z ust białowłosej wypłynęły melodyjnie słowa, których za nic się nie spodziewał. Wdzięczność? Więc... Mogę zachować życie? - spytał się w myślach. Ugryzł się w język. Pomyśl trochę! Pani właśnie powiedziała, że cię nagrodzi klejnotami, czy ktokolwiek o zdrowych zmysłach daje pieniądze komuś, kogo chce zabić?
- Nie zostało już za wiele z mojej starego życia, Pani. Z rodziny żyje już chyba tylko mój brat Fumetsu. Po tym wszystkim nie mógłbym spokojnie siedzieć na wsi i zająć się połowem ryb. Nie po zobaczeniu na własne oczy, co czai się na tym świecie. Tego dnia, brutalnie poznałem prawdę. Hańbimy się żyjąc w niewidzialnej klatce, ze strachem wyczekując dnia, gdy smoki przypomną sobie o pozostałych wolnych narodach. Nie wiem co to suplika, ale jeśli mogę o coś prosić... - przerwał, by przyłożyć wyprostowane ramiona wzdłuż tułowia i zgiąć się w czymś, co miało być ukłonem - Chciałbym zostać magiem Grimoire Heart!
Nie widział innego rozwiązania. Choć nie należał do najodważniejszych, nie mógł po prostu położyć się i czekać na śmierć. Jeśli trzeba będzie, znajdzie w sobie dość siły i ofiaruje duszę przerastającej go sprawie. Nawet, jeśli oznaczałoby to przymierze z samym diabłem.
Ostatnio edytowany przez Tsuyochi (2019-07-31 18:48:46)
Offline
Gildia Grimoire Heart [NPC]
Czekałam sobie spokojnie, by się przekonać. Przekonać, jakie to marzenie zaświta właśnie młodemu człowiekowi? Czy jego pragnienia można zrealizować? W moim przypadku myślałam, że jest to w pełni możliwe… Pomyliłam się a kraniec mych życzeń najskrytszych, naiwnych nastoletnich mrzonek wyznaczył straszny cień Czarnej Piramidy. Spodziewałam się raczej, że weźmie nagrodę cenną i utuliwszy ją do piersi, opuści ten ponury przybytek raz na zawsze.
Z tego powodu słuchałam jego słów z brwią delikatnie podniesioną, na znak zaskoczenia, przyglądając się mu badawczym wzrokiem, który drążył każdy zakamarek duszy. Oto został wygnańcem odciętym od dawnego życia, bez możliwości powrotu. Ot granicę, którą przekroczywszy raz, nie da się zza niej wrócić. Co jest za nią? Pewnie tylko stare dobre i solidne pragnienie zemsty.
— Więc smoki?
Offline
Gildia Grimoire Heart
Dotyk porcelanowej kobiety, a raczej mistrzyni Maeve Nicole Hashvald wzbudził impuls, który rozszedł się po całym ciele piętnastolatka. Zdał sobie sprawę, że chyba po raz pierwszy rozmawia z kobietą, która nie jest jego matką. Rozmawia? Ona go dotknęła! Szok wywołany tym nowym doświadczeniem omal nie pozbawił go przytomności. Czuł jak miękną mu kolana oraz dziwne uczucie w żołądku i nagle mistrzyni, kiedy spojrzał na nią z bliska, wydawała się dość ładną kobietą o trudnym do sprecyzowania wieku. Zauważył też... ból.
Nie wiedząc jak, stał się nagle magiem tajemniczej gildii Grimoire Heart. Nigdy by nie przypuszczał, że ten dzień przyniesie mu tyle niespodzianek. Chyba bardziej byłby zaskoczony tylko wtedy, gdyby jego tajemniczy, wiecznie nieobecny w domu brat okazał się niestarzejącym demonem, który w jakiś sposób wkradł się do rodziny. Cóż za absurdalna myśl, po co demon miałby ukrywać się w zapomnianej wiosce Pergrande?
Wrócił myślami do chwili obecnej, gdy Maeve-sama przypieczętowywała jego rolę w wielkiej machinie zwanej Grimoire Heart. Taka fatalistyczna koncepcja niezbyt mu odpowiadała. Praktycznie nic nie słyszał o gildii, więc trudno było mu nagle postawić ją ponad siebie samego. Na chwilę obecną wystarczy, że jej nie zawiedziesz - powiedział do siebie w myślach.
- Poświęcę swoją duszę, Maeve-sama! - krzyknął, po czym uderzył się zaciśniętą pięścią w miejsce, gdzie podobno znajduje się serce. Sam chciał siebie w tym jeszcze bardziej utwierdzić i zmusić, do przyjęcia warunków mistrzyni. Zrobię co mogę... - dodał w myślach, nie mogąc wciąż się pozbyć wątpliwości - Bądźże facetem! Mężczyzna musi być zdecydowany! - zganił się w myślach.
Postanowił natychmiast wykonać polecenie swojej nowej przełożonej. Jeszcze raz się ukłonił i zawrócił na pięcie w stronę wyjścia. Idąc w ciemnościach zdał sobie sprawę, że jest teraz zdecydowanie jaśniej. W zasadzie to nowe źródło słabego światła biło z każdym krokiem coraz bardziej. On sam był źródłem światła. Zatrzymał się zbity z tropu, po czym podniósł ręce na wysokość twarzy. Skakały po jego palcach liczne wyładowania elektryczne. Skierował swoje spojrzenie na resztę ciała, które całe pokryte było błyskawicami. Co to ma być?! - niemal krzyknął na głos. Pospieszył przed siebie i wybiegł za drzwi.
[z/t -> Karczma]
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Ostatnio edytowany przez Tsuyochi (2019-08-05 16:18:34)
Offline
Gildia Grimoire Heart
Byłem wolny, a co za tym idzie nie trzymało mnie już nic, co mogło zmienić kierunek mej drogi do gildii. Pozwoliłem sobie zboczyć z głównej ulicy, by resztę przejść między ciemnymi uliczkami, gdzie mimo wszystko czułem się najlepiej. Z dala od całego miejskiego zgiełku, od tych wszystkich spojrzeń i wielu innych irytujących rzeczy, które sprawiają, że droga nie mija wcale tak miło jak powinna. Wszak droga powrotna do domu powinna być zawszę tą najmilszą, przy której człowiek czuje odprężenie ponieważ za chwil kilka będzie mógł legnąć w wygodnym fotelu i zostać tak w nim do końca dnia umilając sobie czas tańszym bądź droższym trunkiem. Dlatego tak właśnie się czułem gdy z ruchliwej, pełnej ludzi drogi zboczyłem na tą cichszą, spokojniejszą, gdzie myśli nie trudno jest zebrać, a obecność sierot nijak mi przeszkadza. Tak właśnie dotarłem do celu.
Po przekroczeniu progu naszej siedziby, jedynie rzuciłem okiem na wygodne miejsca ulokowane gdzieś w kącie, by móc w końcu odpocząć po ciężkim dniu, który mimo że mogło się wydawać minął dość sprawnie, to odczułem go bardziej niżeli niewolnik, który musi pracować na budowie przez pół dnia. Lecz miałem jeszcze jedno zadanie do wykonania, z którym zwlekać nie zamierzałem. Bowiem byłoby to bardzo niebezpieczne gdybym przez przypadek, nie z mojej bezpośredniej winy, zapomniał o przesyłce, którą Baron powierzył mi osobiście, z tego powodu, że tylko ja byłem na chwilę tamtą dostępny i akurat zmierzałem do tego miejsca. Lecz nie wiem co skrywa w sobie biała koperta, dlatego też nie mogę tym razem zdać się na intuicję i wyczekać odpowiedni moment, który będzie mi osobiście pasował bardziej niż teraz.
Ruszyłem w kierunku sali, którą na co dzień zajmowała jedna osoba, której miejsce w niej należy się bardziej niż pozostałym. Była to mistrzyni, a pomieszczenie o którym mowa to nic innego jak jej prywatna sala, komnata bądź zwykle mówiąc pokój, do którego wstęp miał każdy kto znak serca nosi na ciele. Zbliżyłem się do drzwi, za którymi powinna przesiadywać mistrzyni zajęta jak zwykle swymi obowiązkami. Wyjąłem list z kieszeni i następnie złapałem za krótszy bok obracając go do pozycji pionowej z pieczęcią Barona na wierzchu, by widać było kto adresatem pisma jest.
Zapukałem.
Po otrzymaniu zgody na wejście do środka otworzyłem masywne wrota, by jednym ruchem powoli przymknąć je za sobą bez zbędnego hałasu, który mógłby zakłócić panujący tu spokój. Skinąłem głową na znak przywitania. - Zadanie wykonane. Baron raczej wyglądał na zadowolonego i prosił o przekazanie listu, pieczętując go własnym herbem. - Następnie podszedłem bliżej i wyciągnąłem dłoń z kopertą, by dłonie mistrzyni mogły pochwycić papier i zanurzyć się w treści, którą skrywa w środku.
Offline
Gildia Grimoire Heart [NPC]
Bez większego zainteresowania przerzuciłam stronę następną, pełną frazesów wyświechtanych oklepanych motywów i dowodów, że poeta ten miał wyraźnie problemy z rachowaniem sylab. Paszkwil okrutny, jeśli to coś jest najbardziej poczytnym dziełem, to statystyka niemiłosiernie daje jeden wynik, zalążek wtórnego analfabetyzmu.
— Co za gówno
Offline
Gildia Grimoire Heart
Spojrzałem raz jeszcze na kopertę, po czym przerzuciłem wzrok na twarz mistrzyni. Czułem się lekko zmieszany, nie byłem pewny czy to najlepsza chwila i również czy to dobry pomysł, by wyrzucać na wierzch śmieci związane z dawną rodziną. Z jednej strony były to prywatne sprawy, które chcąc lub nie uderzyły mnie dość mocno, zakłócając spokój, którym żyłem przez ostatnie kilka lat. Z drugiej zaś strony nie jestem dzieckiem, by z każdym problemem biegnąć prosto do swojej opiekunki mając nadzieje, że wszystko się samo wyjaśni.
- Mogłem. Aczkolwiek skoro zostało powiedziane, bym to ja wręczył list, to nie chciałem złamać słowa, które dałem Baronowi. Po prostu nie wypada łamać własnych zasad, a szczególnie w takich błahostkach. - Skomentowałem bezpośrednio. W przypadku wspomnienia o poprzednim zadaniu musiałem się lekko wstrzymać. Co prawda nie byłem bardzo zajęty, choć ostatnie wydarzenia spowodowały, że tego czasu do namysłu nie miałem dużo, to jednak nie poczyniłem żadnych przygotowań poza zwykłą teorią, która z powodu braków w wiedzy może niewiele się zdać gdy przyjdzie do jej praktycznej realizacji. Również fakt pojawienia się mego brata w tych stronach wybił mnie na tyle z rytmu, że osobiste priorytety odrobinę się zmieniły.
- Do realizacji tamtego zadania nie potrzeba dużej wiedzy na temat swojego celu, problem jest jej brak w przypadku tych, na których wina ma być zrzucona. Niewątpliwie wiele można odgadnąć po Radzie biorąc pod lupę ich przeszłość, ich podjęte decyzje czy nawet pojedynczych magów, które mają w swych szeregach, lecz pozostaje zawszę jedna niewiadoma. Tą niewiadomą w tym przypadku jest ich determinacja do tego żeby postawić wszystko na proste nogi po fali krytyki i niepowodzeń, które na nią spłynęły. - Przerwałem na chwilę. - Pojawiła się jeszcze kwestia, którą myślałem że dawno zostawiłem we Fiore. - Rzuciłem wymowne spojrzenie w kierunku postaci mistrzyni, lecz nie liczyłem na dużo. Chciałem jedynie przekazać wiadomość i jeżeli faktycznie coś o tym wiedziała, to niech będzie pewna że wziąłem i tę opcję pod uwagę.
Offline
Gildia Grimoire Heart [NPC]
Wysłuchałam sobie spokojnie wszystkiego, co miał do powiedzenia na temat wcześniej zleconego zadania. Postępy może nie zwalały z nóg, jak żółta febra, ale były, więc tak naprawdę nie mogłam narzekać. Widać było też w tych słowach znamiona świadomego posługiwania się organem zwanym mózgiem, co niestety nie występowało u wszystkich członków tej gildii. Zadowolona byłam z siebie, że i tym razem się nie pomyliłam, ale nie znajdowałam w tym powodów, aby polecieć i otworzyć szampana. To nie żadna okazja, tak powinno być zawsze, tak musi być zawsze.
— Dobrze, jak na początek jest dobrze. — Skwitowałam przyglądając się mu i kiwając głową na znak aprobaty. — Ja zdaję sobie sprawę, że zadanie, którym Cię obarczyłam nie jest proste i nie da się wykonać go bez dokładnych przygotowań. Ale nie pomyl proszę tego z błędnym przekonaniem, że nie oczekuję efektów w ogóle.
Offline
Gildia Grimoire Heart
- Brak efektów, które rzeczywiście popchnęły mnie by ku szybszej realizacji, faktycznie boli. Niewątpliwie jestem w stanie odczuć to najmocniej, gdyż niezamknięta sprawa potrafi ciągnąć się za człowiekiem niczym zły cień. Nie mniej być może podszedłem do tego źle. Zamiast skupiać się na Radzie, bądź co bądź nadal mającej siłę, to skupię się na naszym pułkowniku. Niechętnie to mówię, ale być może w najbliższym czasie pora zacząć odwiedzać miejsca bardziej przychylne klasom wyższym, niż tułanie się po barach i karczmach. - To prawda, cel zły sobie obrałem przy poczynaniu jakichkolwiek przygotowań. Rada Magii jest organizacją, z którą jeszcze trzeba się liczyć i śmiem wątpić, czy jeżeli wszystkie jej oddziały postawiłyby tutaj nogę, to czy Grimoire Heart z łatwością by sobie poradziło. Nie można odmówić nam zdolności, jednakże to doświadczenie i nauka na własnych błędach decydują o prawdziwej sile. Nawet tępy nóż w rękach zawodowca jest bardziej niebezpieczny niż najostrzejszy miecz w dłoniach amatora. Przyznaje się do swej porażki pod tym względem.
Kwestia oczywiście mej rodziny jest sprawą dość... specyficzną, nawet jak dla mnie. Myślałem, że wystarczy tylko odciąć się od nich wyjeżdżając poza granice Fiore, ale widzę że niektóre rzeczy, a być może osoby jest tu bardziej poprawne, trzeba grzebać własnoręcznie. Chyba nawet nie ukrywam, że jest to sytuacja, przez którą tracę trzeźwy osąd. Niewątpliwie jeżeli ktoś przy mnie wspomni jedynie o tym robaku, to zdecydowanie może zapomnieć o jakimkolwiek braku uszczerbku na zdrowiu. Nie po to zrezygnowałem z tego całego gówna, by teraz ktoś próbował mnie z powrotem do niego zaprowadzić. Dziękuje bardzo.
Spojrzałem na chwilę na sufit próbując zebrać myśli, którymi mógłbym się podzielić z białowłosą damą, której mówię mistrzyni. Raczej nie odpowiednim byłoby zachowanie, w którym to pod wpływem emocji wypluwam z siebie słowa, bez większego zastanowienia. - Problemów? Niekoniecznie nam, aczkolwiek mi zdecydowanie. Jednakże jest to kwestia, którą sam chce rozwiązać. Mówi się, że jak kogoś kochasz, to daj mu odejść. Najwidoczniej jest to kolejne kłamstwo, które trzeba pogrzebać razem z innymi. Lecz mogę zapewnić, że nie będzie to miało bezpośredniego wpływu na sytuację z podopiecznym naszej przyszłej Pani Marszałek. - Dodałem na końcu, odwracając się w kierunku wrót.
Offline
Strażnicy
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Misja prosta — Seda, Cromwell, Ryu — część Ryu — post 1.
Po sali rozeszło się pukanie do wielkich czarnych drzwi. Gdy tylko Mistrzyni wyraziła krótkimi słowem aprobatę, zanim dokończyła sekwencję, już wrota otwierały się na oścież. Z przeciwległego pomieszczenia, nerwowym krokiem, pędził jeden z magów Grimoire Heart.
— Co za szałatajstwo. Co on sobie myśli. Że nasza gildia to jacyś chłopcy na posyłki?! — krzyczała zjadliwym, trochę nieznośnym tonem, zanim jeszcze porządnie ustawiła się przez obliczem Białej Damy — Mistrzyni, pozwól mi dać nauczkę temu Liegt. Oderwę mu palce, zabije syna, przyozdobię ogródek flakami jego służących, cokolwiek. Kto to widział, żeby odmawiać części zapłaty tylko dlatego, że nie wykonałam części zadania, do której nawet przyuczona do wykonania nie zostałam. Teraz jeszcze uważa, jakbym z tego powodu miała obowiązek znów się u niego zatrudniać!
Kruczoczarne loki kaskadą opadające na ramiona. Czerwone usta i tak samo czerwone długie pazury. Natomiast przyodziana była w skurzaną kurtkę, krótkie jeansowe spodnie z elementami stalowych suwaków, łańcuchów i tym podobnych metalowych gadżetów. Spojrzała się na Ryu, który zmierzał już ku wyjściu, zatrzymując nań swój przenikający kobiecy wzrok.
— O Ryu… skończyłeś właśnie zadanie? Jak mi pomożesz to możliwe, że obejdzie się bez rękoczynów… — wzrok był błagający. Czy ten rycerz na czarnym koniu, potrafiłby odmówić kobiecie w potrzebie?
Kobieta, w końcu pokłoniła się przed majestatem przywódcy, po czym zwróciła się jednym bokiem do przypadkowego maga, którego w sumie znała trochę z widzenia, a trochę z plotek.
— Nie mogę przyjąć tego zlecenia, gdyż już wcześniej przydzielona zostałam gdzie indziej. Natomiast frajer, jakim jest ten Liegt, powiedział mi, że nie wypłaci mi pełnego wynagrodzenia, póki nie przyprowadzę kogoś w zastępstwo, kto wypije piwo, którego ponoć nawarzyłam.
— Jak nie Ryu, to może ma Mistrzyni kogoś, kto byłby teraz wolny i nadawałby się do delikatnej sprawy. Dzisiaj wieczór powinna się ku temu odbyć narada z Panem Liegtem w Gildii. Ze względu na status, jakim się szczyci, uważałam Liegta za cennego, ale obiecuję, że tylko jedno Twoje słowo, a jestem gotowa spełnić pogróżki, jakimi się podpisałam, wchodząc tu — zwróciła się na powrót bezpośrednio w kierunku tronu, wymachując przy tym rękoma jak opętana.
Offline
Gildia Grimoire Heart [NPC]
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Chciał załatwić swoją sprawę sam i ja to szanowałam. Uznałem, to nawet za godnie pochwały, ale nie zamierzałam dzielić się tą obserwacją. Jeszcze by się mu coś przewróciło od tego nadmiaru mej dobroci.
— Bo widzisz aforyzmy nie zostały wymyślone nie po to, żeby według nich żyć tyko, żeby bawić nimi towarzystwo.
Offline
Gildia Grimoire Heart
Dosłownie kilka metrów dzieliło mnie od przekroczenia progu i udania się w swoją stronę gdyby nie nagłe wydarzenie, co wytrąciło mnie z tropu na moment. Osóbkę, która co z impetem wparowała do środka, jakoby siedzisko jej się paliło i potrzebowała szybko kubła wody, kojarzyłem bardziej z wyglądu niżeli z czegoś więcej. Być może nasze spojrzenia raz czy dwa zetknęły gdy w jednej sali przebywaliśmy, aczkolwiek nie przypominam sobie bym próbował rozpocząć jakikolwiek dialog. Słowa, które padły z jej ust były godne politowania, jednakże gdy człowiek za coś się zabiera, to stara się skończyć z jak najlepszym rezultatem. A przynajmniej takim, by efekt końcowy był w stanie zaimponować temu, kto rzuci zapłatę za robociznę. Wykonałem krok w bok nie chcąc stać na jej drodze, bo jeszcze w tym nieopanowanym szale pacnie mnie na tyle mocno, bym wiedział jaki smak ma posadzka.
Lecz chcąc tego czy nie, moja technika unikania zbędnych kłopotów i niepotrzebnej roboty, na nic się zdała w tej sytuacji. Otóż propozycja sprzątnięcia bałaganu średnio mi odpowiadała, jednakże wracając do jej słów, być może okaże się to wyśmienitym pomysłem. Wszak jak sam wcześniej wspomniałem, pora zacząć pojawiać się bardziej na salonach niżeli w barach. A ktoś kto ma kontakty, ktoś kto dysponuje ogromnym funduszem, ktoś... jak to powiedziała mistrzyni, jest dojną krową, na pewno nie raz zbił szklankę czy kielich z wysoko postawionymi urzędnikami. Z doświadczenia wiem, że nie da się tego uniknąć. By utrzymać władze potrzebne są pieniądze, a przecież w przypadku polityków, to właśnie magnateria jest im najbliżej.
- Właściwie to zajęcie się tą sprawą z... Liegtem - przerwałem na chwilę - kimkolwiek jest - wymamrotałem nie co ciszej pod nosem - może się okazać całkiem pomocne i przynieść oczekiwane owoce. - Zwróciłem raz jeszcze swoją sylwetkę w kierunku tronu jak i Vivany, choć dalej miałem obawy, co do gówna w które chce się wpakować. Lecz wiedza, która dzisiaj potrafi być potężną bronią, wydaje się być wystarczającą zachętą, by przymknąć oko na mniejsze niedogodności. Skrzyżowałem ramiona przy klatce piersiowej i marszcząc brwi zacząłem się zastanawiać. Liegt może być dobrym pionkiem do wyciągnięcia z niego informacji odnośnie pułkownika, aczkolwiek jest szansa, że niewiele będzie wiedział, albo co gorsza kompletnie nic. Jego chęć współpracy bez przełamania pierwszych lodów również wydaje się mocno powątpiewać. To nie tak, że jestem sceptykiem, aczkolwiek daleko mi do optymisty, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. I chciałbym uniknąć niepotrzebnego biadolenia i tracenia czasu w przypadku, gdy wiem że nie otrzymam tego czego chce.
- Gdzie dokładnie ma odbyć się to spotkanie? I przede wszystkim czym charakterystycznym rzuca się w oczy? - Zapytałem Vivany chcąc wiedzieć kim jest mój przyszły pracodawca. Głupio byłoby pomylić go z pierwszym lepszym magnatem, a jeszcze gorzej byłoby, gdyby trafiła się gadatliwa osóbka, co wykorzysta każdą okazję by ćwierknąć na lewo i prawo, oczywiście na moją niekorzyść.
Offline
Strażnicy
Misja prosta — Seda, Cromwell, Ryu — część Ryu — post 2.
Mina Viviany z czystej złości w chwilę zmieniła się w gąsienniczkę, gdy przemówiła do niej Mistrzyni. Oczy zrobiłe się okrągłe, jakby zbierało jej się na płacz.
— T-to nie tak! —wykrzyczała pospiesznie, lecz zaraz potem ugryzła się w wargę, by zamknąć tylko sobie usta. — Moja Pani… ja wyko- — w tym momencie uświadomiła sobie, że Ryū coś tam wymamrotał. Pozwoliła mu mówić, kątem oka zerkając na Mistrzynie, jakby obawiała się że to zaraz ona zostanie zabita zamiast Liegta. Widocznie jej ulżyło, gdy kolega-mag zgodził się na współpracę.
— Ten Liegt. Kazał… — zawahała się, chcąc dokładnie przemyśleć co miała powiedzenia — To o co sprawa poszła nie było w moich kompetencjach. Miałam tylko zapewnić ochronę i obserwować jego syna. Nie nie moją było sprawą, że ten postanowił wyzwać sobie innego dzieciora na pojedynek — chociaż jej głos był spokojniejszy, wciąż mówiła dosyć głośno.
— Ale skoro Ryū jest skory do tej misji, to już wszystko wyjaśnię na osobności. Pewni Pani nie interesują takie szczegóły nic nieznaczącej prostej misji. Nigdy nie zaatakowałabym klienta, tylko trochę… się poddenerwowałam — na jej usta wkradł się głupkowaty uśmieszek.
Vivian ruszyła w kierunku Ryū, pokazując palcem kierunek, w którym się udadzą (czyli na wprost xd).
— Będziesz sekundantem Matthijasa. Gildia kupiecka i w sumie już tam powinniśmy być — rzekła z posępną miną, jeszcze zanim opuściła to pomieszczenie. Przed przekroczeniem czarnych drzwi, odwróciła się i ukłoniła lekko.
W drodze wyjaśniła magowi błyskawic więcej szczegółów. Jego zleceniodawcą był Roland de Liegt — wpływowy kupiec, wątłej budowy o długiej białej brodzie. Zazwyczaj chodził ubrany skromnie, ale aura władczości nie opuszczała go ani na krok. Pouczyła również, że zamiast Rolanda może spotkać jego sługę, Deva Klassina. Był to siwy, barczysty mężczyzna, o surowym spojrzeniu. Zazwyczaj chował się pod płaszczem, ale w sytuacjach nieco bardziej formalnych, chodził w mundurze. Viviana zastrzegała się, że nie wie zbyt wiele o tym służącym, ale Liegt wg niej był kawałem skurczybyka. W rozmowie z nim zalecała bycie stanowczym i bezpośrednim.
Odprowadziła Cię dosyć daleko, o ile oczywiście nie postanowiłeś sam się z nią wcześniej pożegnać.
______
Kolejny post tutaj
Ostatnio edytowany przez Straznik 3 (2021-06-21 21:26:28)
Offline
Gildia Grimoire Heart
Ukręcenia łba swojemu pracodawcy to nic nadzwyczajnego, powiedziałbym nawet że również nic złego. Lecz w przypadku gdy mowa o kimś, kto jest w stanie zapłacić za wyżywienie kilku gęb, nie raz, nie dwa, a tyle ile tylko chce, wtedy bym się mocno zastanowił czy warto w stosunku do niego używać tak mocnych słów. Wszak nikt nie ubija kury, która znosi złote jaja, tylko po to by zrobić obiad na jeden dzień.
Po przemyśleniu sobie większości, uznałem że warto wkroczyć na nieznane. Jak już wcześniej sobie pomyślałem, Liegt może być furtką do wyciągnięcia informacji odnośnie pułkownika. Zdecydowanie osoba jego pokroju musi coś na jego temat wiedzieć, tak samo jak mistrzyni. Niby niepozorna i niegroźna, jednakże podobnie jak z dobrą książką. Okładka nic nie mówi, póki człek nie wczyta się w litery pozwalając pochłonąć się coraz bardziej i bardziej. Aż w końcu nim się obejrzy, orientuje się że jest na końcu tej niesamowitej podróży. Dla magów Grimoire Heart co prawda sytuacja wyglądała nieco inaczej. Tak naprawdę wystarczył jeden syk, jedno spojrzenie i automatycznie człowiek wycofywał się od razu. Nie widziałem by ktokolwiek podważał jej autorytet, lecz zdecydowanie nie jestem osobą, która powinna pierwsza, na własnej skórze, się o tym przekonać. Kto wie czy samo myślenie o tym, nie sprowadzi na mnie pewnej zguby?
Vivana opowiedziała mi co nie co o personie, z którą przyjdzie mi się spotkać, choć informacji było tyle, co kot napłakał. Spodziewałem się od niego trochę więcej, najwidoczniej zbyt wcześnie oceniłem jej możliwości... do czegokolwiek. Na chwilę obecną wiedziałem, że będę musiał zachować wszelkie środki bezpieczeństwa. Gildia kupiecka to publiczny teren, nasi magowie niestety, chociaż może czasem to i dobrze, są bardzo dobrze znani w tych okolicach, to raczej nie powinienem mieć większego problemu w niektórych sytuacjach. Pod znakiem zapytania natomiast znajduje się kwestia sługi skąpanym w czerni.
- A więc prowadź. - Odpowiedziałem Vivannie po czym skierowałem swe ciało w kierunku tronu i niewielkim pochyleniem głowy pożegnałem się z mistrzynią. Mając wolną rękę odnośnie kwestii mego brata musiałem jedynie szybko uporać się z tym i następnym zadaniem, by w końcu zakopać, to co zakopane być powinno.
[z/t -> Hantō -> Gildia kupiecka]
Offline