Ogłoszenie


Ninja Clan Wars - Naruto PBF

W czasach na długo przed wydarzeniami z M&A kontrolę nad światem sprawują klany ninja, wojowników o nadprzyrodzonych, unikalnych zdolnościach, które swoje siedziby mają rozsiane po wielu krajach, rządzonych przez swoich Daimyō.

Najstarsi pamiętają olbrzymie wojny, w których połączone siły rodzin siały spustoszenie, zabijając się nawzajem. Od tych wydarzeń minęło wiele lat, dziś liczba klanów drastycznie zmalała, niektóre są o krok od wyginięcia. W związku z tym panuję oficjalny, często nieprzestrzegany, rozejm, dzięki któremu świat ma odzyskać dawno utracony spokój. Wspólnymi siłami udało się odbudować prastarą Szkołę Ninja, w której każdy młody wojownik szkoli się, żeby móc w przyszłości godnie reprezentować klan.

Wszystkie posty
Wszystkie tematy
Wszyscy użytkownicy
Najnowszy użytkownik
Użytkownicy online
Goście online

Dzisiaj forum odwiedzili:


#1 2017-02-16 13:56:54

Lionel

Administrator

35457109
Zarejestrowany: 2013-04-01
Posty: 292
Magia: Banowanie
Płeć: Mężczyzna

Prolog

(jak tu trafiłeś...)



INFORMACJA
     W tym miejscu opisujesz historię swojej postaci. Opis powinien zawierać przeszłość ściśle powiązaną z wybraną wcześniej gildią lub organizacją. Historia może być podstawą do dalszego rozwijania fabularnego życia postaci, np. być często przywoływana pod postacią wspomnień podczas walki lub wykonywania misji. W razie otrzymania uwagi odnośnie opisu należy go poprawić i ponownie zgłosić. W zależności od jakości wypracowania sprawdzający przyzna postaci określoną liczbę punktów statystyk, tak więc warto postarać się o jak najlepszą opowieść. Po zaliczeniu tej części możesz przejść do drugiego punktu.

     Drugim punktem wprowadzenia do gry jest regulaminowe podniesienie statystyk postaci w odpowiednim dziale (click), na podstawie przydzielonych przez sprawdzającą osobę punktów. Po pomyślnym wzmocnieniu kierowanej postaci, można przejść do trzeciego kroku wprowadzenia.

     Trzecim etapem jest napisanie treningu pierwszego poziomu jednej z magii zwykłych (click), który należy zamieścić również w tym dziale. Warto przemyśleć ten wybór, ponieważ od tej decyzji nie ma powrotu, a nieprędko będzie można nauczyć się kolejnej. Tutaj procedura jest nieco dłuższa, gdyż zanim nowy gracz weźmie się za pisanie owego treningu, musi poprosić o zezwolenie w odpowiednim wątku (click). W identyczny sposób postępuje się w dalszej grze z wszelkimi magiami i zdolnościami.

     Poznawszy wszystkie mechanizmy rozwijania swojej postaci, pozostała ostatnia rzecz do zrobienia czyli ukończenie swojej karty postaci. Kiedy upoważniona osoba uzna, że została ona wykonana odpowiednio, administracja przesyła ją do aktywnych. Gracz może wówczas rozpocząć grę w siedzibie gildii jeżeli do takowej należy lub w dowolnym miejscu na świecie jeżeli jest Samotnikiem.



Uwaga!

    -> Bardzo proszę o przeczytanie całości przed rozpoczęciem prologu.

Offline

 

#2 2018-09-14 15:46:44

Silver

Samotnik

52075192
Zarejestrowany: 2018-02-11
Posty: 148

Re: Prolog

Gdzie się urodziłem?... Skąd pochodzę?... Kim ja jestem?... Puste odgłosy odbijały się w mojej głowie. Chyba nikt tego nie wiedział. Nie pamiętam swoich pierwszych chwil z tym światem. Nie posiadam rodziców czy też opiekunów. Od małego musiałem sobie radzić, aby przetrwać. Nawet nie pamiętam skąd znam swoje imię. Jestem sam, całkiem sam...

Odkąd tylko pamiętam podróżowałem po świecie. Byłem wtedy jeszcze małym gnojkiem. Na oko siedem, może osiem lat. Co było wcześniej nie pamiętam. Próbowałem wiele razy, ale nigdy nie byłem w stanie sobie tego przypomnieć. Jako dziecko nie miałem planów na przyszłość, nie miałem marzeń, za to miałem jeden cel... przeżyć.

Nie posiadałem bliskich mi osób, nie znałem nikogo ze swojego wieku. Nie potrzebne mi były przyjaźnie, tak jak znajomości. Nigdzie długo nie zagrzewałem miejsca. Wędrowałem po świecie żyjąc z kradzieży, bo kto by mógł przypuszczać, że taki młody chłopiec jest w takich rzeczach profesjonalistą? Z krótkim czasem wykształciły się w tak młodym człowieku pierwotne instynkty drapieżcy. Musiałem sobie sam radzić, byłem dojrzalszy od niektórych nastolatków, to nie było normalne, ale ja też nie byłem normalny...

Gdzie nie poszedłem zostawiałem za sobą smutek i cierpienie. Czym to było spowodowane? Z pewnym czasem zauważyłem też, że posiadam w sobie pewną iskrę. Czułem, że moje ciało coś przeszło, że posiadam w sobie coś więcej niż tylko energię życiową. Moje ciało nie reagowało jak powinno na niskie temperatury. Byłem bardziej odporny. Może to było spowodowane, że byłem już przyzwyczajony do mrozu? Pewnego dnia dowiedziałem się co się za tym kryję. Chciałem zwyczajnie sięgnąć po jabłko, które wisiało na gałęzi drzewa, gdy przy dotyku jabłko pokryło się lodem.

Ja... posiadałem magię



Aby nauczyć się z niej korzystać, musiałem poświęcić cztery dni. Miałem wystarczająco czasu, w końcu nie miałem obowiązków, bo nie miałem domu. Pół nago spędziłem ten czas, medytując, ćwicząc i uwalniając z siebie tą magię, aż nie doszedłem do satysfakcjonującego, jak na początek, dla mnie poziomu. W wieku trzynastu lat umiałem się już nią posługiwać do tego stopnia, że mogłem stworzyć co tylko chciałem. Moją domeną był lód i to tę magię posiadałem przez cały czas w sobie. Do tej pory była nieczynna, ale aktywowałem ją... ułatwiając sobie przy tym życie.

Wszystko było prostsze. Kradzieże z których do tej pory żyłem, zaczęły być banalne. Co potrzebowałem mogłem sobie stworzyć. Jednak w dalszym ciągu jedno się nie zmieniło... dalej byłem sam.

Mówią, że pewnych rzeczy w życiu nie da się zmienić bez swojej ingerencji, ale ja nie potrafiłem tego zrobić lub inaczej. Czy chciałem? Żyjąc w ten sposób dożyłem swoich siedemnastych urodzin. Patrzyłem na świat zupełnie innym okiem niż reszta społeczeństwa. Widziałem rzeczy, które innym było ciężko zobaczyć. Mój tryb życia sprawił, że człowiek zamienił się w bestię. Nie od zewnątrz, ale w środku. Ludzie się mnie bali. Unikali jak tylko mogli. Moje umiejętności zamiast pomóc w uzyskaniu choć jednego przyjaciela, sprawiły że teraz nikt się do mnie nie zbliżał. Byłem sam... całkiem sam. Mimo tego musiałem żyć. Coś mną kierowało ku temu, ale nie miałem pojęcia co. Nie miałem konkretnego celu w życiu. Za to miałem ambicję, żeby stać się kimś lepszym.

Pewnego razu podróżując po magicznym mieście zwróciłem uwagę na tablicę ogłoszeń. Zerwałem jedno zlecenie i moją uwagę zwróciła nagroda. Uświadomiłem sobie, że wykorzystując potencjał mogę zacząć godnie żyć. Porzucić brudną robotę i zacząć uczciwie pracować. Przy okazji postanowiłem stać się silniejszym. Nie dla kogoś, walczę dla samego siebie. Nie potrzebuję oparcia, ale potrzebuję mocy. Mocy, która pozwoli mi zmienić bieg historii.

Los do tej pory igrał ze mną nabijając się z mojego życia, teraz nadszedł czas abym to ja ponabijał się z biegu historii. Stworzę legendę, którą będę ja. Legendę, którą pozna cały świat. Legendę, która zmieni bieg historii...


WŁAŚNIE NADSZEDŁ MÓJ CZAS

Offline

 

#3 2018-09-18 15:48:36

Ryū

Gildia Grimoire Heart

Zarejestrowany: 2018-03-02
Posty: 113
Ranga: Członek Gildii
Płeć: Mężczyzna
Rok urodzenia: Y9
Multikonta: Vincent

Re: Prolog

    "Paniczu, uważaj!", "Paniczu, nie rób tego!", "Paniczu, słuchaj się ojca.", "Paniczu, to... Paniczu, tamto". Wszystko dokładnie zadbane. Czyste ubranka, porządny posiłek, nauka prywatna i przyswajanie tony wiedzy na temat historii rodu. Tylko o kim teraz mowa? Ryū pochodzi z zamożnej rodziny, dla której najważniejszą wartością był honor. Kładziono duży nacisk na tradycje, a co za tym idzie skupiano się bardziej na najstarszym dziedzicu, lecz rzecz w tym, że Ryū jest najmłodszy spośród trójki rodzeństwa.

    Urodził i wychował się na ziemi Fiore, a dokładniej mówiąc w stolicy. Mimo funduszy jakimi dysponowała rodzina, nie zajmowali wysokiej pozycji w hierarchii społecznej. Raczej nie chcieli. Ważniejsze od statusu jest własne imię i należy dbać by go nie splamić. Bohater tej historii miał nie tyle pecha, co do czasu swoich urodzin, ale także samej rodziny. Ale warto zacząć wszystko od początku, a przynajmniej uwzględnić to co jest ważne i powinno wszystkich interesować.

    Jak zostało wspomniane wcześniej, Ryū wywodzi się z porządnej rodziny, która mając w zwyczaju faworyzowała najstarszego syna ograniczając uwagę do minimum dla młodszego rodzeństwa. Pech chciał, że wypadło akurat na niego. Oczywiście przed osiągnięciem sześciu lat sytuacja wyglądała zupełnie odwrotnie i raczej nie trzeba tego tłumaczyć. Porzucić własne dziecko już na samym początku mogłaby tylko wyrodna matka jak i ojciec. Przez ten okres nic wyjątkowego się nie wydarzyło, chłopiec był przyswajany z zasadami jakie panowały w posiadłości, a także przywilejami, które go dotyczą. Może i był najmłodszy, ale to wciąż syn głowy rodziny. W przypadku nagłej śmierci dziedzica, to właśnie Ryū przejmował jego obowiązki. Chwileczkę... wcześniej zostało powiedziane, że był najmłodszy z trójki rodzeństwa, więc dlaczego akurat on był następny w kolejce? Otóż, protagonista tejże historii miał starszego brata, a także siostrę, która niestety z przyczyn czysto tradycyjnych nie mogła zostać głową rodziny, w przypadku gdy dziedzic płci męskiej żyje. Ale to nic, Eri - bo tak na imię miała jego siostra zrodzona wręcz w niemożliwych warunkach - nie była tym zainteresowana i bardziej ciągnęło ją do sztuki i muzyki niż zarządzania. Lecz wracając młodzieńca, po skończeniu sześciu lat wszelka uwaga jaką był otaczany powoli zaczęła maleć, a On sam spadł na drugie miejsce. Oczywiście jak to w przypadku dziecka odbiło się to na jego samopoczuciu. Za wszelką cenę próbował zwrócić na siebie uwagę swoich rodziców lecz bez skutku, poświęcali mu tyle ile było jej potrzebne. Nic mniej, nic więcej. Pomocną dłoń wyciągnęła do niego starsza siostra, która postanowiła pokazać mu, że świat niekoniecznie tak wygląda. Lecz nie trwało to długo. W wieku dziesięciu lat Ryū musiał pożegnać się z jedyną osobą, która była mu bliższa niż sam ojciec czy matka. Eri zmarła na tajemniczą chorobę, ale w przypadku chłopaka tłumaczono, że była to zwykła grypa. Wtedy po raz pierwszy poznał swojego wuja, który przyjechał z Pergrande.

    Były to ciężkie czasy gdyż trwały walki ze Smokami w celu odbicia straconych ziem. Jego przyjazd okryty był wielką niewiadomą gdyż jak się okazuje, posiadał wiedzę i umiejętności magiczne. Przez pierwszy rok nic się nie zmieniło, lecz z biegiem czasu Ryū stał się bardziej zauważalny wśród domowników. Dlaczego? Otóż za sprawą magii, o której sam nie miałem żadnego pojęcia. Okazało się, że organizm Eri był zbyt słaby by skupić w sobie energię magiczną i doszło do zapadnięcia większości organów wewnętrznych i natychmiastowej śmierci. Dodatkowo ostatnimi czasy jego starszy brat również wymagał częstszych wizyt lekarzy, co wzbudziło lęk głównie w ojcu. Ryū był cwany. Wykorzystał strach na swoją korzyść i pod okiem wuja zdobywał wiedzę z zakresu magii by kilka miesięcy później samemu przebudzić w sobie tą tajemniczą energię. Cała trójka ją miała, ale w przypadku jednych działała gorzej, a w przypadku drugich lepiej. Młodzieniec nie czuł zmęczenia, mdłości, nic nie wskazywało na to, że jego organizm tak samo, jak Eri może odrzucić magię. Po szczegółowych badaniach mógł odetchnąć z ulgą. Był to jeden z nielicznych momentów w jego życiu gdy mógł poczuć radość, ale jednocześnie wiedział, że gdyby nie magia, to dalej traktowany byłby jak powietrze.

    Kilka lat zajęło mu opanowanie podstaw posługiwania się magią, nie była to rzecz prosta, a zadanie utrudniała sama energia, która była dość nietypowa i nie można było jej uznać za całkowicie bezpieczną. Dodatkowo rodzice wiedzieli, że ich najmłodszy syn ma skłonności do zostania magiem, ale nie wiedzieli, że spędza większość dnia na okiełznaniu tej mocy. Nie byli świadomi jak bardzo rozwinęły się jego umiejętności i ile zdołał się dowiedzieć na temat samej magii. Natomiast stara rana cały czas rosła, zwiększając jego niechęć do miejsca jego narodzin. W wieku szesnastu lat wymknął się w nocy z rodzinnej posiadłości, nie informując o tym nikogo i zniknął bez śladu. Trwały poszukiwania lecz bez skutku, nikt nie widział młodego dziedzica przechadzającego się nocą po ulicach stolicy Fiore. Ruszył na poszukiwania nowego domu.


Mowa: #e74c3c

https://i.imgur.com/Ie7bUhE.jpg

Offline

 

#4 2018-09-30 14:29:59

Mikoto

Gildia Fairy Tail

Zarejestrowany: 2018-01-30
Posty: 92
Przynależność: Fairy Tail
Magia: Jedna zwykła
Ranga: Członek gildii
Płeć: M
Rok urodzenia: Y21
Multikonta: -

Re: Prolog

     Smoki. Odkąd się pojawiły uważa się je za największy koszmar z jakim spotkała się ludzkość. Bzdura. Zawsze było, jest i będzie coś gorszego od smoków. Ludzie.

***


     W niewielkim, nieco starym, ale czystym pomieszczeniu nie było okien. Jedynie drzwi i dwa krzesła ustawione po obu stronach prostokątnego stołu. Na jednym mając za plecami drzwi siedział mężczyzna w średnim wieku. Zmęczone spojrzenie świadczyło o tym, że cierpiał na niedostatek snu. Z resztą nie tylko to. Potargane włosy, kilkudniowy zarost, wszystko świadczyło o tym, że już od dłuższego czasu niewiele miał czasu dla siebie. Choć z drugiej strony nie wyglądało na to, aby mu to specjalnie przeszkadzało. Być może już do tego przywykł.
   Na przeciw niego siedział dzieciak, mógł mieć od dziesięciu do czternastu lat. Nie sposób było tego stwierdzić, a na pytanie o wiek odpowiadał, że nie wie. Mimo młodego wieku musiał już niejednego doświadczyć o czym świadczyły zabliźnione rany na rękach czy twarzy. Jednak tym co niepokoiło mężczyznę był wyraz jego twarzy. Ten lekki niewinny uśmiech był zupełnie nie na miejscu biorąc pod uwagę to dlaczego chłopak się tu zjawił.
   - Jeszcze raz. Powiedz co się stało. - na te słowa chłopak westchnął i po raz trzeci powtórzył to samo co wcześniej.
   - Kiedy wróciłem do domu, znalazłem go martwego, przyszedłem tu, aby was o tym powiadomić. Koniec. - wzruszył ramionami, bo był to już trzeci raz jak to powtarzał. Tym razem do historii dodał jeszcze jeden wyraz na końcu, ale chyba nie o to chodziło mężczyźnie. Jednak jako, że nie miał nic więcej do dodania po prostu się uśmiechnął.
   - Myślisz, że to żart!? Człowiek został zamordowany, a co ważniejsze ten człowiek nie był twoim ojcem?! - mężczyzna na moment stracił swój spokój i podniósł głos nie potrafiąc zrozumieć zachowania chłopca naprzeciw. Ten na to spochmurniał nie rozumiejąc dlaczego się na niego krzyczy, ale kiedy odpowiedział jego głos był tak samo spokojny jak wcześniej po prostu zamiast uśmiechu miał kamienny wyraz twarzy bardziej pasujący do sytuacji.
   - To nic niezwykłego. Kradzieże, gwałty czy morderstwa są w naszych slamsach codziennością, a to, że był moim ojcem... Właściwie nie wiem czy faktycznie nim był. Dla mnie był po prostu śmieciem, który zmuszał córkę do sprzedawania się. Albo kiedy był w złym humorze robił sobie z niej i jej brata worek treningowy, ale to też codzienność w slumsach. Nasza codzienność. - dopowiedział mając na myśli siebie i swoją siostrę, która obecnie nieprzytomna leżała kilka pokoi dalej w tym samym budynku, który robił jednocześnie za szpital i posterunek policji. 
   - Naprawdę nie masz nic więcej do powiedzenia? - zapytał mężczyzna przyjaźniejszym tonem. Złość z niego wyparowała zastąpiona przez żal kiedy ponownie spojrzał na blizny chłopaka.
   - Jedynie to, że prawdopodobnie to właśnie dzięki staruszkowi moja siostra jest nieprzytomna. - odpowiedział dzieciak spoglądając swoimi zielonymi ślepiami na oficera policji. Uznał, że nie ma potrzeby dzielić się z nim także pierwszą myślą jaka przyszła mu do głowy kiedy stał nad zwłokami ojca - że powinien po prostu ciało tego śmiecia wyrzucić do rynsztoka.
     Po tym ta dwójka rozmawiała jeszcze przez chwilę, a raczej chłopiec odpowiadał na pytania oficera, ale mężczyźnie nie udało się dowiedzieć niczego więcej. Później tego samego dnia dziewczyna obudziła się i potwierdziła słowa brata, że to właśnie ojciec pobił ją do nieprzytomności. Ona przy rozmowie z oficerem również nie wyglądała na szczególnie dotkniętą faktem śmierci jednego z rodziców. Kiedy ta dwójka wspólnie opuszczała budynek mężczyzna nie wiedział co o tym myśleć. Z ich miastem faktycznie było już tak źle czy raczej to rodzeństwo było jakieś dziwne? Ostatecznie stwierdził, że chłopak miał sporo racji. Z westchnieniem wrócił do środka wiedząc, że sprawa tego zabójstwa podobnie jak wiele jej podobnych prawdopodobnie nigdy nie zostanie rozwiązana...

***


     - Wiem - odpowiedziała na wyznanie brata. Widząc jego zdziwienie dodała - No co? Gdybym była w stanie pewnie sama bym to zrobiła, dawno temu. - chłopak milcząc kiwnął głową. Właściwie nie było się czemu dziwić. Biorąc pod uwagę jaki był, jak ich traktował nie powinno go to dziwić. Nie powinno go to dziwić, ale jednak miał wątpliwości co do tego jak zareaguje. Teraz jednak skoro już się przekonał niepokojący uśmiech przyozdobił jego dziecięcą twarz. Oczywiście, że nie żałował tego śmiecia, przeciwnie uważał, że dostał to na co zasługiwał. W końcu tacy jak on tylko żerowali na innych, jak pasożyty. Byli największym czyrakiem jaki dręczył ziemię. Powinno się ich pozbyć. Wszystkich. I on postanowił to zrobić, zostać tym, który oczyści świat ze śmieci. Wcześniej nigdy coś takiego nie przyszło mu do głowy, ale coś się w nim zmieniło kiedy za jego sprawą zniknął jego ojciec. Pojawiło się w nim jakieś dziwne uczucie spełnienia. Myśl, że właśnie uczynił świat lepszym. Było to... przyjemne? Tak, myśl że pozbył się choć drobnej części czegoś co dręczyło ludzi było przyjemne i właśnie wtedy pomyślał, że chce to kontynuować. Zanim jednak mógł przystąpić do tego pomyślał, że najpierw powinni zmienić lokum. Co prawda slumsy niewielkiego miasteczka, w którym żyli były siedliszczem śmieci podobnych jego ojcu i mógłby się tu w spokoju bez większego wzbudzania uwagi zająć "oczyszczaniem" świata, ale nie nadawały się do życia. Nie dla kogoś takiego jak jego siostra, która nie potrafiła sama o siebie zadbać. To jednak nie był problem. Oboje posiadali moc, tak zwaną magię. Prawdopodobnie mogli dołączyć do jednaj z tak zwanych gildii magów. Dziwne, że wcześniej o tym nie pomyślał. Chociaż biorąc pod uwagę, że ukrywali swoją moc właśnie z powodu pobliskiej gildii magów i jej wątpliwej reputacji to może nie było takie dziwne. Teraz po prostu sytuacja się zmieniła i jeśli nie chciał zwracać na siebie ich uwagi co z pewnością by się stało jeśli będzie trzymał się swojego postanowienia sprawa nieco się zmieniała. W końcu mimo szczerych chęci nie był w stanie przeciwstawić się czemuś takiemu jak mroczna gildia. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Jedyną opcją pozostawało przeniesienie się w inne miejsce.
   Nie minął miesiąc od dnia, w którym był przesłuchiwany kiedy wraz z siostrą stanął przed budynkiem gildii Fairy Tail. Oboje doszli do porozumienia, że będzie to dobre miejsce do życia, ich nowego życia. Dla niej jako zwykłego maga, który może pracować w normalny sposób, aby zarobić na chleb. I przede wszystkim dla niego - jako kogoś kto planuje sprawić, aby świat stał się lepszym miejscem.

Offline

 

#5 2018-09-30 18:33:55

 Nihil

Administrator

8260416
Zarejestrowany: 2014-06-15
Posty: 180
Ranga: Administrator
Płeć: M
Multikonta: Maeve, Cotaard, Blackwood

Re: Prolog

   Miałem to zrobić osobno, ale ostatecznie stwierdziłem, że z racji na bonus zamknę sprawę w poście zbiorczym. Oto zapoznałem się z historiami tutaj złożonymi. Stronię tutaj też od literackiej krytyki, czego w sumie nie mam w zwyczaju, ale prócz kilku błędów nie znalazłem nic, co byłoby rażące w sposób jakiś.
   Historie same są dobre i nie stoją w żadnym razie w opozycji ze światem przedstawionym, co mogłoby być głównym przyczynkiem do ich nieuznania. Zaś Was Ryu i Loki pozwolę sobie pochwalić, za motywy i postacie, które można z pożytkiem dla fabuły przyswoić, czy to, jako wątek Waszej postaci, czy może jakieś moje przyszłe narzędzie. Winszuje, bo taki zabieg cenię, czy to umyślny, czy nie.
   Zgodnie z tym, co się wcześniej rzekło otrzymujecie 60 punktów statystyk do dowolnego rozdysponowania. Jesteście również zwolnieni z pisania treningu magii, ale pamiętajcie, że bonus nie zwalnia Was od napisania w temacie zezwolenia.
   Na zakończenie życzę, by życie Waszych postaci było owocne. Miłej gry ^^


http://i.imgur.com/diz8u3N.png - Odwiedzaj codziennie Ogłoszenia i Recepcję - bądź na bieżąco z wszystkimi zmianami na forum.
http://i.imgur.com/CoOg5C9.png - Zapraszam serdecznie na Ninja Clan Wars!
http://i.imgur.com/diz8u3N.png - Masz pytania? Zajrzyj do Poradników, prawdopodobnie tam znajdziesz odpowiedzi na większość niejasności.

Offline

 

#6 2018-09-30 22:22:16

Ragatosh

Gildia Lamia Scale

Zarejestrowany: 2018-09-30
Posty: 60

Re: Prolog

Niektóre krainy są bardzo kontrastowe. Jak to możliwe, że kraj z dostępem do morza jest tak suchy? Wywiewa z niego wodę?
Siedziałem na gładkim kamieniu wbitym w jedną z większych górek. Między mną a miastem znajdowało się kilka pomniejszych górek. Sucha, słomkowożółta trawa, krzewy zbite w naturalne zasieki i dwa samotne, rozłożyste drzewa... Sielsko i nudno. Widoczek nadający się na pamiątkę, obrazek zdobiący jakiś wiszący talerz albo kartkę pamiątkową. Zapaliłem skręta, na hotyzoncie już widać miasto. Wygląda jak... owad. Długa, pstrokata gąsienica wciśnięta między góry i morze, trochę nawet w nią wchodząca.
Kilka lat spędziłem z grupą cyrkowców, spałem najbliżej ich liryka. To on nie pozwolił mi pozbyć się tej dziecięcej wyobraźni, dlatego widzę tam gąsięnicę zamiast portowego miasta. Dlaczego właśnie tam się kieruję? Cierpliwości.
Żyłem z grupą artystów. Śpiewacy, tancerze, słabi i średni magowie, ludzie z dodatkowymi częściami ciała, kilku oszustów i krętaczy też się znalazło. Cyrk, kabaret, dość dziwny, ale dobrze trzymający się twór. Elastyczny, ciągle przechodził jakieś zmiany. Matka przyłączyła się tutaj do ojca. Była rozchwytywana, prawie tak jak każdy medyk. Może ze dwa razy wystąpiła w skeczu, mniejsza z tym. Zmarła 12 lat temu, miałem wtedy około 8 lat. Nie czułem straty jakoś dotkliwie, dość duża ilość ludzi wokół, ciągle zmieniające się środowisko i występy. Byliśmy straszeni smokami, wilkołakami, mordercami i potworom nastawionych na konsumpcję dzieci. Nie wierzyłem w większość opowieści z dość prostego powodu; z każdą opowieścią szczegóły się zmieniały. Nie ruszaliśmy się poza Fiore, Pergrande i Iceberg. To ostatnie tylko latem, było bezpieczniej. Wydawało mi się, że jeśli jakieś żyjątka dominują nad innymi państwami, to nie dadzą rady jakkolwiek nam zagrozić. Mieszkamy na cywilizowanych ziemiach, jest znacznie bezpieczniej. Powiedziałem to w czasie przeszłym? Jak najbardziej. Teraz się boję. Cholernie się boję. Mój ojciec to idealista i to właśnie przez niego idę już drugi dzień przez surowe ziemię państwa płacącego najwięcej za występy. Mój ,,opiekun'' to chyba wielki romantyk, nie pogodził się ze śmiercią mojej rodzicielki. To trochę niedojrzałe, ale nie będę oceniać. Ostatnio się staczał, nawet powiedziałem mu o tym prosto w twarz. To po części powód mojej wędrówki...
Był dość późny wieczór, okolice północy. Upił się do nieprzytomności któryś raz z rzędu. Krytykowałem go ile wlezie. Niepoważny, wiecznie smutny mag wiatru. Potrafi tylko zabawiać dzieci tanimi sztuczkami. ,,Żałosny Leń Zapominający O Dziecku'', ładna ksywka, prawda? Nie pamiętam dokładnie co do niego powiedziałem, ale nie szczędziłem sobie ani trochę. Wtedy idiota zrobił coś naprawdę głupiego. Załadował się do ochotników płynących w kierunku opanowanych przez smoki krain. Ostatnio podbiły coraz bliższe tereny, zaczyna mnie to przerażać ale staram się głupio uśmiechać. Dreptam z tym parszywym uśmiechem i w myślach nazywam siebie gorzej niż wówczas ojca. Pieprzyć to, jak bardzo nieudolnym rodzicem był. Niepełna rodzina to nadal coś lepszego od bycia sierotą. Z początku byłem na niego obrażony i zwyczajnie nie ciekawiło mnie gdzie i z kim pije. Dopiero drugiej nocy po opuszczeniu miasta zacząłem go szukać. Istnieje kilka typów kobiet, najgorszym z nich są te, które wiedzą wszystko. To taka dobra kobieta mnie nnakierowała. Pieprzone więzi rodzicielskie, dlaczego ja się na to godzę? Musiałem go znaleźć, złapać za kołnierz i zaciągnąć do domu.
* * *
Północ, dwa dni później.
Siedzę na dachu wyłożonym czerwoną dachówką. Trochę to nietypowe w tej części świata, ale średnio się tym przejmuję. Mój starszy jakimś cudem dostał się do grupy napaleńców zdolnych wyzwolić ziemię ze smoków. Morza nie przepłynę, statku też nie wynajmę. Nie dam rady ich dogonić nawet gdybym latał. Już odżałowałem odejścia starszego, wybrał jedną z gorszych śmierci. Piłem coś z podkradzionej butelki, smakowało trochę kwaskowo. Alkohol smakuje zgnilizną, to pewnie to. Zamieniam się w mojego ojca, szalonego pijaka z problemami w rodzinie. To dość zabawny mechanizm, przejmuję niechciane nawyki. Brzydzę się nimi, brzydzę się ojcem i mimo wszystko coś do niego czuję. Zawsze był, jest i będzie kimś ważnym pomimo wachlarza słabych cech. Wznoszę toast za ludzi, którzy naprawdę na coś mi się w życiu przydali. Za nauczycieli tak zwykłych dziedzin jak gotowanie, żonglowanie, tancerka, podkradanie pieniędzy, udawanie kogoś innego, czytanie i jeszcze kilka innych. Za każdym elementem mojej osobowości stał ktoś, kogo musiałem porzucić. Gdzieś z głębi słyszałem jak nakazuje sobie ratować tego samobójce. Tylko on się wtedy liczył, nie przyszywana rodzina. Wszystko, by ten brunet z farbowaną siwizną, apatycznym, niezdrowym wyglądem i fan długich, czarnych płaszczy po prostu nie robił głupstw. Jego spojrzenie zielonych oczu może zostać mętne, nie dbam o to. Po prostu wolałbym by był bezpieczny.
- I widzisz, Dziwna Trawko, dziś nie piję sam. - Rozmawiałem z kupką mchu rosnącą w szczelinie. Podlałem ją resztką napoju wyskokowego. Zaraz potem brutalnie uderzyłem z pięści, irytując przy tym domowników. Przymknąłem oczy i po prostu wyrzuciłem z siebie całą frustrację. Czułem, jak coś promieniuje przez moją rękę. Nie wiem jak, ale po utracie przytomności obudziłem się z zaspokojonymi potrzebami niższego rzędu. Czułem się wypoczęty i najedzony. Jeszcze jedna rzecz, leżałem na podusi z wysuszonego mchu. Nienaturalnie wielkiej, trochę jak dynia. Obok mnie resztki po dwóch gruszkach. Wiedziałem, że jestem lunatykiem, ale nigdy nie jadłem. Wszystko wskazywało na to, że ja też jestem magiem. Kojarzyłem, że gdzieś niedaleko jest gildia. To dość banalne, zdać sobie sprawę ze zdolności w takiej sytuacji. Spróbuję tam jakoś zarobić, podszkolić się i odnaleźć ojca. Pewnie będzie przechodzić jakieś szkolenie, tam złapię go jakimś pnączem i zaciągnę do domu.
* * *
Zaraz, ja nie mam domu. Zdałem sobie z tego sprawę tuż przed drzwiami siedziby LS. Będę musiał odnaleźć trupę, oby nas przyjęli. Teraz czułem się winny zdrady, tak można nazwać moje zachowanie. Popełniłem ten sam błąd, co ojc... Wkroczyłem do środka. Koniec użalania się nad nim i nad sobą! Koniec! Kurtyna! Jeśli będę myśleć, to tylko się cofnę. Kiedy próbowałem występować na scenie to ktoś mi tak powiedział. Po prostu idź, tańcz, mów, rób co trzeba. Szczęśliwie byłem tylko dzieckiem członka ekipy, nie czyniłem nic ciekawego. Nie występowałem, obyłem się bez ksywki i wielkiej publiczności. Przynajmniej to mnie cieszy. Myśl, że nie naraziłem nikogo z moich na straty.

Offline

 

#7 2018-10-01 17:52:49

Vincent

Administrator

Zarejestrowany: 2018-07-07
Posty: 179
Ranga: Administrator
Płeć: Mężczyzna
Multikonta: Ryū

Re: Prolog

    Ragatosh. (ta kropka trochę mnie irytuje ), osobiście dziwnie mi się to czytało. Brakuje mi jakiegoś lepszego formatowania tekstu. Co do samego prologu, to pomysł nie najgorszy. Zaczynając od grupy cyrkowej, a kończąc na poszukiwaniach ojca jako mag i członek Gildii. Nie widzę w tym nic złego, ale przyznam, że brakowało mi bardziej skupienia na Twojej postaci poza wątkiem z ojcem i zdaniu o matce. Podoba mi się forma tekstu, w tym znaczeniu, że nie odkrywasz wszystkich kart na temat swojej postaci od razu, tylko (zgaduje) w czasie jej rozwijania umożliwiasz nam poznanie jej nieco głębiej niż jest to teraz, a przynajmniej tak przypuszczam.
    W prologu nie doszukałem się żadnych zbieżności z fabułą forum, co do interpunkcji to nie oceniam jej, sam nie jestem jakimś mistrzem, ale nie zauważyłem większych błędów w postaci "ż" zamiast "rz". Trochę przecinków jest dużo, ale da się przeczytać. Skoro Nihil Cie pamięta, to nie widzę przeciwwskazań abyś zgodnie z bonusem dla starych graczy otrzymał maksimum za prolog, czyli 60 punkcików.

Offline

 

#8 2018-10-01 19:52:49

 Seda

Gildia Lamia Scale

2548944
Call me!
Zarejestrowany: 2018-09-27
Posty: 123
Przynależność: Lamia Scale
Magia: Figyua Aisu
Ranga: Członek Gildii
Płeć: K
Rok urodzenia: Y12
Multikonta: Narisa

Re: Prolog

> Cud narodzin stał się przekleństwem <


Państwo wiecznej zimy. Iceberg. Tam na świat przyszła dziewczynka o nietypowych oczach. Większość bała się spojrzenia tego dziecka. Ludzie odwracali wzrok, unikali przebywania w pobliżu lub uciekali, gdy tylko ją napotkali. Sami rodzice Sedy obawiali się czy nie jest przeklęta.
Ona natomiast była tylko przestraszoną dziewczynką, która nie rozumiała dlaczego tak się dzieje. Nie wiedziała dlaczego kot, który patrzył jej w oczy nagle przestał się ruszać i oddychać. Tak samo każde kolejne zwierze. Bała się samej siebie. Nauczyła się chodzić z oczami wbitymi w ziemię, ale było już za późno. Ludzie wiedzieli i oskarżyli ją o bycie demonem. Inni się dołączyli. Nawet rodzice patrzyli na nią niezbyt przychylnie.

Wszyscy czuli strach przed dzieckiem o magicznych zdolnościach, a Seda nie rozumiała co zrobiła źle i gdzie popełniła błąd. Zrozumiała w momencie gdy było już za późno. Grupka ludzi zapędziła ją do ciemnego zaułku. Otoczyli ją i związali. Dziewczynka wołała swoich rodziców z desperacją w głosie. Wiedziała co ją czeka. Jej oprawcy postanowili ją uświadomić co z nią zrobią, a ona nie chciała umierać. Nie tak wcześnie, nie w taki sposób. Nawoływała rodziców. Błagała o pomoc.
- Nie jesteś naszym dzieckiem… - usłyszała odpowiedź, ale może był to tylko wymysł jej wyobraźni, a przynajmniej miała taką nadzieję. Te słowa odbijały się echem w jej umyśle. Coś w niej pękło. Oprawcy spojrzeli jej w oczy i było to ostatnie, co ujrzeli. Ich martwe ciała opadły na śnieg. Seda wiedziała, że musi uciekać, nie ważne gdzie, po prostu jak najdalej stąd.

Biegła. Ciągle biegła, aż zaczynało brakować jej sił i tchu. Potem szła, tak daleko dopóki nie zobaczyła skromnej chatki. Jeszcze tylko kilka kroków dzieliło ją od schronienia, ale nie zdołała dojść. Upadła na śnieg. Jednak zamiast zimnych objęć śmierci poczuła ciepło oraz ulgę.

> Przekleństwo przeistoczyło się w dar <


Od śmierci uratował ją niewiele od niej starszy chłopak o imieniu Asthor, który później został jej rodziną – bratem. To właśnie on był jej pierwszym światełkiem w ciemnym tunelu. Dzięki niemu zrozumiała, że nie jest przeklęta, a ma dar.

Razem uciekli z Icebergu i dostali się do Pergrande z pomocą Narisy, która przypadkowo ich spotkała. Na tym się jednak nie skończyło. Białowłosa magiczka zaopiekowała się nimi, widząc co przeżyli. Zaoferowała im naukę w opanowaniu daru oraz opiekę. Szkolili się pod okiem mistrzyni Lamia Scale, która niestety miała sporo na głowie i mogła ich tylko odwiedzać jak najczęściej.

> Dar, który jest nadzieją <


Po siedmiu latach Seda opanowała magię i wiedzę o świecie na tyle, że jej przybrana matka – Narisa – nie musiała się martwić czy da sobie radę. Po skończeniu siedemnastu lat udała się do gildii Lamia Scale z listem rekomendacyjnym od samej Narisy. Seda mogła rozpocząć nowe życie w nowej „rodzinie”, ukrywając jednak swoje więzi z matką. Wierzy w to, że magia jest kluczem do przetrwania ludzkości i zamierza to innym udowodnić.

Ostatnio edytowany przez Seda (2018-10-01 19:59:07)

Offline

 

#9 2018-10-01 20:16:59

Asthor

Gildia Lamia Scale

Zarejestrowany: 2018-09-25
Posty: 16

Re: Prolog

//Ze względu na dość brutalne prześladowania magów w Icebergu w prologu mogą pojawić się sceny dozwolone od 18+ zawierające przemoc oraz gwałty na nieletnich.

Pojawienie się smoków oraz związane z tym prześladowania magów w Icebergu dotknęło wszystkich po równo, niezależnie od ich pozycji społecznej. Strach przed tymi mitycznymi bestiami spowodował, że zwykli ludzie zaczęli szukać winnych tej sytuacji, a nie rozumiejąc praw natury winę tą przypisali osobom posiadającym magiczne zdolności. Było ich mniej niż ludzi pozbawionych tych umiejętności, dlatego łatwo było na nich zrzucić wszystkie negatywne emocje jak nienawiść, złość i strach. Prześladowania te po równi dotknęły wieśniaków, mieszczan, a nawet szlecheckie rody, a władze tego kraju chcąc uspokoić i tak napiętą sytuację postanowiły zgodzić się na te brutalne egzekucje. Polowania na czarownice i palenie podejrzanych osób na stosach stało się nowym ulubionym hobby spragnionych krwi magów mieszczan chcących wyżyć się na kimś za zaistniałą sytuację. Wiedząc, do czego zmierzać będzie teraz państwo, wieśniacy i mieszczanie postanowili ukryć posiadane przez siebie magiczne zdolności starając się żyć dalej jako zwykli ludzie. Jednym się to udało, inni zostali złapani przez specjalnie wyszkolone jednostki, które powstały w celu łapania magów oraz wymyślania coraz to bardziej zmyślnych metod ich torturowania, w końcu palenie na stosie każdemu moze się w końcu znudzić. W gorszej sytuacji znalazły się jednak rody szlacheckie, które nie mogły niezauważenie zniknąć z Icebergu. Jedną z takich rodzin byli Arclightci, którzy od pokoleń słynęli z posiadania w swojej familii niezwykle uzdolnionych magów. Przez pokolenia byli nieocenionym wsparciem dla władz Icebergu i przez wszystkie swoje lata służby, ani razu nie położyli cienia swojej wierności w stosunku do kraju.

Dzięki posiadanym znajomościom i pieniądzom początkowo udało się ukryć temu rodowi przed prześladowaniami, przynajmniej przez pierwsze osiemnaście lat po pojawieniu sie smoków, gdzie magów do palenia było wielu wśród niższych klas społecznych. Gdy jednak łatwopozyskiwalny materiał opałowy się skończył ludzie zaczęli wyciągać ręce ku szlachcie, gdzie nadal znajdowali się magowie. Pieniądze szybko się skończyły, a znajomości zostały utracone. Przyjaciele rodu albo zostali wcześniej spaleni na stosie, albo obawiająć się podzielenia losu ich poprzedników przyłączyli się do antymagicznej koalicji.

Katastrofalnym momentem dla Arclightów był rok Y18, kiedy ich posiadłość została otoczona przez tłum ludzi - wojowników, mieszczan, wieśniaków, szlachciców żądnych zdobycia posiadłości, zabiciu magów, a ocalałych członków rodziny spaleniu na stosie niczym największe ścierwo, wcześniej publicznie poniżając. Po walce między wojownikami, a magami oczywistym było, że bardziej liczebni wrogowie wkrótce zdobędą mury posiadłości.
- Słuchaj Adamie - powiedział ojciec rodu Maksymilian - Musisz uciekać. Nie możemy tego zrobić wspólnie, ukrywaliśmy twoje narodziny więc nie będą wiedzieć o twoim istnieniu, nie będą Cię szukać tak jak mnie czy twoją matkę. Wykopaliśmy wcześniej tunele pod posiadłością. Musisz nimi uciec. Jak tylko z nich wyjdziesz uciekaj jak najdalej stąd na wschód w stronę Pergrande. Tam podobno sytuacja jest dużo lepsza niż tutaj. Pamiętaj jednak kim jesteś, że pochodzisz z dumnego rodu Arclight. Schowaj to do kieszeni. - powiedział wręczając dziecku niewielki wisiorek z bogatym zielonym kamieniem - to są insygnia naszego rodu szlacheckiego. Pilnuj tego jak oka w głowie, poświadczy to, że jesteś naszym synem. Nie pokazuj tego jednak innym, możesz za to umrzeć w tym kraju. Jesteś mądry poradzisz sobie, no już uciekaj.
Po tych słowach obecny przywódca rodu, Maksymiliam Arclight wsadził swojego następcę do tunelu i zatrzasnął za nim klapę. Adam miał wtedy dwanaście lat i chociaż był młody to doskonale wiedział, co czeka jego ród, wiedział jednak, że nie obudził jeszcze swojej magii, że nie był w stanie im pomóc w żaden sposób. Jedyne, co mógł teraz zrobić to spełnić ostatnią wolę ojca. Kiedy uciekał wykopanym tunelem słyszał jeszcze jak jego ojciec i matka walczą z żołnierzami. W jego uszach odbijał się dźwięk stalowych mieczy oraz magicznych pocisków, który w przyszłości miał mu się śnić w każdym koszmarze, których miał zdecydowanie więcej niż przeciętny człowiek. Po kilku godzinach wyszedł w lesie z dala od rezydencji, bezpieczny. Wydawało się, że nikt go nie gonił.

Kiedy uciekał udał się do miasta, wiedział, że musiał się zaopatrzyć w zapasy, aby przebyć długą drogę do Pergrande. Ludzie byli dziwnie pobudzeni i szybko zorientował się, że szykuje się egzekucja ocalałych z rodziny Arclight. Nie chciał tego widzieć, przypadkiem trafił w miejsce, gdzie ustawionych było kilka stosów. Ludzie zebrani byli w kółko dopingując kilku miejscowych osiłków w gwałcie na pojmanej kobiecie. Kiedy się przyjrzał była to jego rok starsza siostra miała trzynaście lat. Grupa mężczyzn za nic miała sobie jej płeć czy wiek po prostu zaspokajali swoje potrzeby, Adam ujrzał jej półmartwy wzrok. Była nieprzytomna, chyba lepiej dla niej. Dwunastoletni chłopak nie mógł wytrzymać tego widoku, wszedł w zaułek i zwymiotował na ścianę jednego z budynku. To było okropne. Potem widział jeszcze kilka stosów z płonącymi ciałami i chociaż ciałą były całkowicie zdeformowane przez ogień domyślał się, że na pale nabici byli jego rodzice. Ich śmierć była nieunikniona odkąd pojawiły się smoki, ale musiał spełnić ich ostatnią wolę i przeżyć, nie mógł im pomóc, taka próba zniszczyłaby ich ostatnią wolę.

Dzięki wykształceniu, które otrzymał będąc w szlacheckiej rodzinie jeszcze tej samej nocy udał się na wschód, w stronę granicy z Pergrande ubrany w podróżny płaszcz, który utrudniał jego rozpoznanie z najważniejszym prowiantem. Podróż przez ośnieżone królestwo była ciężka dla osoby w tym wieku, ale potrafił sobie radzić w takich warunkach. Wiele razy jednak płakał w nocy nie tylko przez ból spowodowany zimnem i głodem, ale przede wszystkich wspomnieniami z rzezi jego rodu. Nienawidził tych parszywych ludzi, którzy zrobili to jego rodzinie.

Będąc już blisko granicy z Pergrande młody chłopak usłyszał plotki o kolejnym polowaniu na nieletnią czarownicę, która uciekła z wioski. Przypomniał sobie wtedy o tym jaki haniebny los spotkał jego siostrę i zechciał jej pomóc. Wystarczająco długo już był obojętny więc ruszył w góry, gdzie prawdopodobnie uciekła dziewczyna. Kiedy wędrował nimi starał sie ją znaleźć i kiedy już tracił nadzieję będąc pewnym, że została złapana przez tutejszych wieśniaków potknął się o coś miękkiego na ziemi. Po zerknięciu na ziemię zobaczył dziewczynkę o szatanych włosach, z ziebniętą, na której rzęsach widać było płatki śniegu. Adam łatwo domyslił się, że była to dziewczyna, o której słyszał w wiosce, która z tego, co wiedział jechała na tym samym wózku chcąc uciec od ludzi chcących zabić ją za posiadanie magii. Zabrał ją na swoich plecach do jaskinii, podróżując przez państwo nauczył się już czegoś ze sztuki przetrwania. Kiedy szedł poczuł jak zimne jest jej ciało, zastanawiał się czy nie niósł przypadkiem trupa. Dopiero w bezpiecznym miejscu sprawdził, że jej serce nadal biło, chociaż wolniej niż u zdrowego człowieka, to nadal starało się resztką sił pompować krew do żył. Adam wiedział, że musiał rozgrzać dziewczynę, ale niestety w tych warunkach nie mógł znaleźć żadnego drewna nadającego się do rozpalenia ogniska. Rozebrał więc najpierw ją, potem siebie (nie, nie chciał gwałcić póki ciepła), a następnie przytulił ją do siebie rozgrzewając ciepłem własnego ciała. Gdy się obudziła przedstawił się jako Asthor nie chcąc zdradzać swojego prawdziwego, szlacheckiego nazwiska, gdyż mogłaby go skojarzyć z jego rodem, a to było dla niego zbyt niebezpieczne. Uwagę Adama przykuły jej oczy, które wyglądały dość nietypowo, ale dla niego były śliczne. Domyślił się, że to przez nie właśnie dziewczyna została uznana za wiedźmę i została zmuszona do ucieczki z kraju.

To właśnie od Adama dowiedziała się, że w granicznym państwie, jakim było Pergrande powinno się udać znaleźć im tymczasowe schronienie. Oczywiście w trakcie swojej podróży starali się omijać większe miejscowości podchodząc jedynie do mniejszych osad, aby kupić niezbędne wyposażenie, w końcu nie ważne jak zdolny nie był Adam, to jako dwunastolatek nie potrafiłby bez drobnego wsparcia sam przeżyć na trakcie. Sedą, jak przedstawiła się dziewczyna opiekował się niemalże jak własną siostrą, którą stracił najpierw zgwałconą, a potem spaloną przez miejskich strażników. Obawiał się, że bez jego pomocy Sedę, może spotkać ten sam los, dlatego opiekował się nią naprawdę czule, nie wiedział nawet jak w trakcie ich podróży zakiełkowała w nim miłość, taka jak między rodzeństwem.
Gdy byli tuż przy granicy zobaczyli jak pilnie strzeżone one były. W czasach, gdzie smoki pojawiły się na ziemi nic dziwnego, że kraje zwiększył ochronę tych terenów obawiajac się najazdów nie tylko legendarnych bestii, ale również obcych krajów chcących wykorzystać powstały chaos, aby poszerzyć swoje granice. Prawdopodobnie nigdy nie udałoby im się przebić na drugą stronę, zostaliby złapani i spaleni na stosie, gdyby nie spotkali maga, który tytułował się jako Narisa Fuushigi, której nazwisko przybrali kilka miesięcy później, a następnie z jej pomocą udało im się przemycić do Pergrende. Oboje odetchnęli z ulgą, gdy znaleźli się na bezpiecznym terenie. Kobieta ostrzegła ich jednak, że jeśli oboje są magami nie będzie to dla nich koniec walki, a jeśli chcą przetrwać muszą nauczyć się wykorzystywać swoja moc. Dlatego zamknęła ich w chatce w niedostępnych górach, gdzie trenowała dwójkę przyrodniego rodzeństwa magii. W trakcie tego treningu oboje zbliżyli się do siebie i chociaż Adam Arclight zmienił dla bezpieczeństwa swoje imię i nazwisko na Asthor Fuushigi to na tyle potrafił zaufać tej dwójce, że zdradził im ten sekret. Opowiedział im swoją historię. W trakcie treningu Seda odkryła swoją magię figurkowych oczu, a Asthor nauczył się korzystać z elementarnej magii błyskawic. Od Narisy dowiedział się o prawach rządzących się w tym świecie, o tym, że magie są naprawdę rózne, a jemu wymarzyło się zostanie smoczym zabójcą błyskawic, aby w chwale jako pogromca tych bestii wrócić do swojej ojczyzny. Oczywiście były to tylko marzenia dzieciaka, który jeszcze nie wiedział, jak rzadka to była magia.

Chłopak mieszkał i szkolił się w magii razem z Sedą około siedmiu lat, w trakcie których nauczył się doskonale władać błyskawicami. Narisa często ich odwiedzała w tym miejscu, ale większość nocy spędził razem ze swoją siostrą, która była jedyną kobietą w tych górach nic więc dziwnego, że zrodziło się między nimi uczucie, któremu Asthor jednak zaprzeczał nazywając Sedzię swoją młodszą siostrą. Nie mógł przecież jako jej brat zrobić jej czegoś zboczonego, co by się stało, gdyby przez to się popłakała, jakim byłby bratem. W Y29 roku Narisa zarekomendowała Sedzię i Asthora w gildii Lamia Scale jako początkujących, ale uzdolnionych magów. Obiecała im, że tutaj będą mogli dalej się szkolić, a mistrz gildii zapewni im bezpieczeństwo. Tutaj właśnie spędzili kolejny rok przygotowując się do rozpoczęcia swoich pierwszych misji w imieniu gildii.

Ostatnio edytowany przez Asthor (2018-10-01 21:41:35)

Offline

 

#10 2018-10-01 21:36:43

Kaii

Gildia Raven Tail

Zarejestrowany: 2018-10-01
Posty: 9

Re: Prolog

Kazuma Yamui był jednym z najbardziej szanowanych członków Raven Tail, który niejednokrotnie wykazywał się ogromnymi umiejętnościami podczas misji i nie tylko. Był znakomitym magiem, który wzbudzał podziw wśród innych członków gildii, właściwie od samego początku, gdy jako piętnastolatek dołączył w szeregi Raven. Nikt nie przypuszczał, że w roku Y10, już 35 letni Kazuma doczeka się syna.

W roku Y15, Kazuma pierwszy raz przyprowadził do siedziby gildii swojego pięcioletniego syna, któremu było na imię Kaii. Był to moment, kiedy władzę w gildii przejął Cotaard. Nikt nie spodziewał się, że tamtego dnia ktoś wparuje do siedziby gildii z oderwaną głową pretendenta do tytułu mistrza, trzymaną w ręce. Właściwie on sam miał podobny cel. Ktoś go jednak ubiegł. Kazuma postanowił podporządkować się nowej władzy, choć wcześniej miał na nią niezłe parcie. Dlatego jako pierwszy złożył hołd posłuszeństwa nowemu mistrzowi, w tym samym momencie przedstawił mu również swojego syna, który wpatrywał się w Cotaarda jak wmurowany, brakowało mu oddechu, jednocześnie nie mógł oderwać od niego wzroku.

Kaii był wychowywany przez matkę mieszkającą w jednej z mniejszych osad w Dieserto. Prowadziła okoliczną karczmę, w której zazwyczaj przesiadywało to samo zapijaczone towarzystwo. Chłopiec nie miał zbyt wielu znajomych, ale miał jedną przyjaciółkę imieniem Orelia, której ojciec zajmował się handlem. Bardzo często się bawili wewnątrz słabych, drewnianych fortyfikacji wokół osady, nigdy nie wychodząc na zewnątrz. Obiecali sobie wieczną przyjaźń, aż po koniec świata. Byli w tym samym wieku.

U obojga dzieci Kazuma odkrył potencjał magiczny i postanowił, że nauczy ich korzystania z magii. W wieku 10 lat Kaii i Orelia, rozpoczęli wspólne szkolenie w dziecinie posługiwania się magią. Nie byli zbyt pojętnymi uczniami, magia nie przychodziła im łatwo. Po prostu nie garnęli się zbytnio do nauki i ćwiczeń. Orelia opanowała magię znacznie wcześniej niż Kaii, ale w końcu im się udało. Posiedli umiejętność władania taką samą magią, jaką władał Kazuma. Mężczyzna chciał z nich zrobić przyszłą elitę magów i wcielić ich w szeregi Raven Tail. Miał również jedno marzenie, by nazwisko Yamui zapisało się na kartach historii, jako nazwisko jednego z wielkich mistrzów Raven Tail. Sam nie miał już zapędów do walki o pozycję, ale marzył o tym, by jego syn doszedł kiedyś do władzy. Kaii nie wiedział o marzeniach ojca, po prostu chciał być silnym magiem, który będzie wzbudzał szacunek na miarę swojego ojca, który wzbudza szacunek nie tylko wśród magów Raven Tail, ale też innych.

W wieku 15 lat Kaii i Orelia otrzymali swoje własne znaki gildii. Kazuma osobiście poręczył za nich i zaaprobował, jako nowych członków. Właściwie od razu otrzymali oni swoją pierwszą misję, na którą wybrali się tylko we dwójkę. Mieli oni zdobyć coś co należało do Kurazara, przywódcy Krwawego Skorpiona. Była to grupa zbójów terroryzująca wschodnie szlaki Dieserto. Podobno weszli w posiadanie pewnego przedmiotu, którego odzyskanie zlecił jeden z Ludzi Króla. Był też jeden dodatkowy warunek ukończenia misji, który zostanie przedstawiony w dalszym ciągu historii. Kazuma życzył im powodzenia, gdyż misja wcale nie była taka prosta, na jaką wyglądała, on o tym wiedział.

Nowi członkowie Raven Tail, przygotowani do misji opuścili siedzibę gildii. Poszedł z nimi również inny nowy członek, Xenos. Mieli informację dotyczące jedynie szacunkowej lokalizacji siedziby Krwawego Skorpiona, więc ich pierwszym krokiem było zdobycie bardziej szczegółowych informacji. Najprościej było wyciągnąć taką informację od członków owej bandy, ale jak to zrobić? Przyłączyli się do jednej z karawan w nadziei, że zostanie ona zaatakowana i tak też się stało. Trójka magów, miała właściwie wywalone na karawanę i kupców, ale musieli zdobyć informację, więc rozpoczęli walkę. Trzech magów przeciwko szóstce uzbrojonych bandziorów. Zbiry nie stawiały zbyt dużego oporu, a co więcej byli bardzo skorzy do współpracy. Xenos był bardzo brutalny, łamanie kości załatwiło sprawę. Kaii i Orelia się przyglądali, jak ich towarzysz torturuje wroga, jednak nie reagowali. Wiedzieli, że członkowie Raven Tail muszą być gotowi posunąć się do najgorszego i zawsze muszą być twardzi. Tego uczył ich Kazuma, często zabijając przy nich niewinne zwierzęta, by zabić w swoich uczniach słabego ducha. Drużyna bardzo szybko otrzymała informacje, których oczekiwała, poznając lokalizację kryjówki bandytów. Tak jak się spodziewali była ona dosyć dobrze strzeżona. Nie było łatwo wejść, musieli opracować plan. Podobno kryjówka była znacznie lepiej strzeżona z zewnątrz, a znacznie słabiej w środku. Xenos odwrócił uwagę strażników, a Kaii i Orelia przemknęli się do środka. Kryjówka znajdowała się w podziemnej, opuszczonej świątyni, której budowa była prosta jak budowa cepa. Jeden wielki korytarz, a na jego końcu ogromna komnata, wyglądającego na karczmę, na której końcu znajdowały się kilku metrowe schody prowadzące wprost w kierunku tronu stylizowanego na kształty skorpiona. Siedział w nim przywódca Krawego Skorpiona, Kurazar. Był to wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w średnim wieku, uzbrojony w zakrzywiony, jak półksiężyc miecz. W środku było dosyć mało członków zbójeckiej bandy, ale byli nie byli tak słabi jak tamci. Stawiali bowiem opór, ale nie wystarczający. Kurazar przyglądał się w spokoju, jago zbiry padają jeden po drugim. Po chwili dołączył do nich lekko zraniony w ramię, Xenos. Musieli działać szybko i załatwić sprawę, zanim zbiry zaczną powracać do kryjówki z polowań na karawany. Wyzwali przywódce bandy, który bez wątpienia zasługiwał na swoją pozycję, był silny. Był wstanie skutecznie unikać magicznych ataków Kaii'a i Orelii, którzy dysponowali tą samą magią. Magia Xenosa była trochę inna, szybsza i silniejsza. Zdawał się też posiadać znacznie wyższe umiejętności niż tamta dwójka. Nie potrafił jednak powstrzymać przywódcy Krwawego Skorpiona, był znacznie silniejszy. Musieli współpracować. Po ciężkiej walce, Kurazar padł na ziemię i wyzionął ducha. Przedmiotem, który mieli zdobyć, był medalion, który mężczyzna nosił na szyi. Dodatkowym warunkiem wypełnienia misji, było zakończenie żywota przywódcy Krwawego Skorpiona i dostarczenie, zleceniodawcy nie tylko medalionu, ale również i głowy Kurazara.  Kaii, Orelia i Xenos nie zauważyli, że w komnacie był ktoś jeszcze. Syn Kurazara, który wszystkiemu się przyglądał i poprzysiągł, że poprowadzi Krwawego Skorpiona i zrobi z niego największą grupę bandycką w królestwie, a także dokona zemsty i zabije tych, którzy przyczynili się do zabójstwa jego ojca. Jego imię to Durstram, który miał wówczas 13 lat.

W roku Y28, Xenos został zamordowany, a jego ciało pod osłoną nocy dostarczono pod drzwi gildii. Sprawdza nadal pozostał nieznany. Kazuma udaje się na misję klasy SS.

Tego samego roku Kaii, wraz ze swoją przyjaciółką Orelią wyruszyli na pewną misję, która polegała na podróży do królestwa Fiore, w celu zabicia pewnej niezwykle zamożnej rodziny, z której pochodził jeden z magów Fairy Tail, Kronus. Nie wiadomo kto był zleceniodawcą tej misji, wiedział o tym prawdopodobnie tylko Cotaard. Po dłuższym czasie, poświęconym na podróż, przyjaciele w końcu dotarli do ogromnej posiadłości. Bez problemu weszli do środka i odnaleźli członków owej rodziny, nie pozostało nic innego jak przelać trochę krwi. Tak też zrobili. Okazało się, że Pan domu spodziewał się wizyty nieproszonych gości i poprosił wróżki o pomoc. Magowie Fairy Tail przybyli, jednak za późno. Był wśród nich również Kronus. Kaii i Orelia nie mieli wyjścia, musieli stoczyć walkę z magami Fairy Tail. Największym wyzwaniem był Kronus, który dorównywał siłą dla naszej dwójki, jednak złamało go zbyt dobre serce. Orelia wzięła na zakładnika, małego chłopca, który był najmłodszym z braci Kronusa, miał jakieś 5 lat. Jak to dobrze, że dzieciak nie umiał usiedzieć w kryjówce i musiał wyjść, gdy tylko zobaczył braciszka. Mag Fairy Tail nie miał wyjścia, poddał się, a w tym samym czasie Kaii okładał go zaklęciami, aż ten stracił przytomność. Pozostałe dwie wróżki zabili, gdy tylko tamci przystąpili do ataku. Byli słabi, a ich ciała wylądowały w głębokiej studni, którą później nasi magowie Raven Tail, zniszczyli sprawiając, że głazy przygniotły ciała. To pewnego rodzaju sposób, na zhańbienie ciał wrogów. Kaii oraz Orelia postanowili, że dostarczą dla mistrza Raven Tail pewien prezent. Wrócili do siedziby gildii z Kronusem, który doznał zbyt wielkich obrażeń by się bronić. Stanął przed obliczem Cotaarda, jako podarek. Co się z nim stało? Kaii i Orelia, mieli to gdzieś i nie interesowali się tym tematem, po prostu wyszli. Orelia postanowiła przygarnąć chłopca, którego wcześniej wzięła na zakładnika. Dała mu oczywiście wolny wybór, mógł iść na ulicę lub zostać z nią. Bał się być na ulicy, więc został z Orelią, która przynajmniej dawała mu chleb, wodę i ciasteczka. Kaii nigdy nie zrozumiał co wtedy siedziało w jej głowie. Dlaczego to zrobiła?

Nigdy nie poznał odpowiedzi na pytanie. Rok później, czyli w roku Y29, nasza dwójka przyjaciół wyruszyła na misję, która zakończyła się niepowodzeniem. Skutki były jednak znacznie bardziej tragiczne. Musieli zgładzić pewnego potwora. Okazał się jednak zbyt silny i dziewczyna nie przeżyła, a Kaii ledwo uszedł z życiem. W ostatnich słowach, jego przyjaciółka poprosiła go o to, by zaopiekował się Daemonem, czyli chłopcem, którego przygarnęła. Kaii nie miał wyjścia i obiecał zaopiekować się nim, jeżeli ten będzie tego chciał.

Jest rok Y30, Kaii nadal jest członkiem Raven Tail, pogodził się ze śmięrcią Orelii i zgodnie z obietnicą opiekuje się już 7 letnim Daemonem. Jego ojciec nadal nie wrócił z misji, ale raczej żyje. W sumie Kaii na niego wcale nie czeka. Co się teraz wydarzy? Jak potoczy się przyszłość maga?

Offline

 

#11 2018-10-02 01:01:09

 Nihil

Administrator

8260416
Zarejestrowany: 2014-06-15
Posty: 180
Ranga: Administrator
Płeć: M
Multikonta: Maeve, Cotaard, Blackwood

Re: Prolog

Seda
    Panie Przodem. Dobrze uchwycony wątek Iceberg, motyw ofiary prześladowań, jak najbardziej na miejscu, jeśli chodzi o postać pochodzącą z tych stron. Historia stanowi spójną logiczną całość, w żaden sposób również nie godzi w świat przedstawiony wyjaśniając nawet motyw dziwnych oczu. Odwołanie do postaci byłej mistrzyni LS, jak najbardziej w cenie.
    W warstwie technicznej też nie mam się za bardzo, czego czepić. Toteż proszę oto przysługujące Ci na podstawie bonusu 60 punktów do rozdysponowania dowolnie pomiędzy statystki.



Asthor
    Trochę się obawiam, że werdykt mój będzie krzywdzący, bo widzę i doceniam ogrom pracy w niego włożony, jak dla mnie historia poprowadzona bez zarzutu. Jest w niej przyczyna i skutek. W szczególności podoba mi się pewna powiedziałbym kateksja, która się to dokonuje na oczach czytającego, w postaci zaopiekowania się postacią Narisy. Celnie uchwycone, przyznaję. Na pierwszy rzut oka znajduję rzeczy do późniejszego wykorzystania, to też liczę in plus.
    Szkoda tych motywów brutalności. Sam pomysł, jest jak najbardziej na plus i przyklaskuje mu w pełni, ale czytając, jakoś nie uderzyła mnie, jak pędzący pociąg ta gwałtu scena, czego oczekiwałem po ostrzeżeniu, które pierwsze rzuca się w oczy. Brakuje temu opisowi hmm dosadności.
    Warstwa techniczna jest w porządku, nie zauważyłem rażących błędów. Nie mniej szkoda mi, że nie uświadczyłem czytając takich rzeczy, jak metafora, czy porównanie, co w moich oczach predestynuje do 60 punktów. Nie mniej trafił się tam, jakiś epitecik, toteż przyznaję Ci punktów 57. Jest to najwyższa ocena, jaką wystawiłbym do tej pory.



Kaii
    Widzę tutaj znamiona rzeczy i zdarzeń, które są opisywane w pewnych miejscach na forum i nie koniecznie a miejsca te nie są koniecznie na pierwszy rzut oka widoczne. Podoba mi się takie podejście pieczołowite do pracy domowej, bo związuje postać bardziej z rzeczami wcześniej przyjętymi. Podoba mi się to, że postać jest bezwzględna, ale bezwzględność ta wynika z pewnych wzorców i wychowania w kulcie siły. Widać to z resztą, gdy nie jest mu żal za bardzo towarzyszy pomielonych przez żarna losu.
    Odnajduje motywy, jak najbardziej zdatne do późniejszego przysposobienia, co zawsze sobie cenię. Śmierć Kurazara pewnie nie będzie zapomniana. Fairy Tail też raczej nie macha ręką na zabitych towarzyszy, toteż wisi w powietrzu eskalacja przemocy i wszystko, to zapisuje się plusem na Twoje konto.
   Mimo, że tekst jest długi nie leci przez niego woda i wszystko zgrywa się w spójną całość. Jedyne, co bym poprawił to momenty walki, które wspomniane trzy raz, mogły być nieco bardziej dynamiczne. Cieszą wtedy oko i czuje człowiek, że sytuacja jest poważna.
    Problem pozostaje taki, jak poprzednio. Historia ciekawa, poprawnie napisana, ale jakiś środków artystycznego wyrazu brak. Jednak, jako, że doceniam pozostałą część rozdysponuj sobie proszę 56 punktów między statystki.
    Jeśli zaś chodzi o Twojego popychla, to dziś jeszcze nie wiem, jak sytuację rozwiązać.


http://i.imgur.com/diz8u3N.png - Odwiedzaj codziennie Ogłoszenia i Recepcję - bądź na bieżąco z wszystkimi zmianami na forum.
http://i.imgur.com/CoOg5C9.png - Zapraszam serdecznie na Ninja Clan Wars!
http://i.imgur.com/diz8u3N.png - Masz pytania? Zajrzyj do Poradników, prawdopodobnie tam znajdziesz odpowiedzi na większość niejasności.

Offline

 

#12 2018-10-05 21:14:47

Asthor

Gildia Lamia Scale

Zarejestrowany: 2018-09-25
Posty: 16

Re: Prolog

Trening Magii:

[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Akcept by Nihil

Ostatnio edytowany przez Nihil (2018-10-06 14:37:33)

Offline

 

#13 2018-10-11 19:09:33

Orochi

Samotnik

Zarejestrowany: 2018-03-02
Posty: 55
Przynależność: Samotnik
Magia: Magia Lodu
Płeć: Mężczyzna
Rok urodzenia: Y10

Re: Prolog

Początek



Urodziłem się w Icebrg, miejscu gdzie wszystko było zimne, chłodne, wręcz szare i nieprzyjemne. To właśnie tam w małej chatce na pustkowiu daleko od miasta żyłem ja wraz z moją rodziną: dwójką rodziców i bratem. Lata młodości były dla mnie trudne, gdyż Torachi - mój ojciec nieustannie bił mamę oraz faworyzował mego brata. To właśnie on odziedziczył wspaniałą magię od mych rodzicieli. Matka nie umiała się przeciwstawić woli mężczyzny, którego niegdyś poślubiła... Była na to za słaba. Mimo to za każdym razem gdy dochodziło do przykrych incydentów potrafiła mu wybaczyć dosłownie wszystko. Być może to ze strachu być może nie miała innego wyjścia. Wiedziała, że jeśli to zrobi stanie mi się krzywda. Tak, to dzięki niej jeszcze żyję. Była jedyną osobą na świecie na której mi zależało i w wzajemnością. To ona mi zawsze wpajała czym jest dobro, przebaczenie i uczciwość. Niestety w pewnym momencie swojego życia zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę te idee doprowadziły do mojej tragedii.

Torachi jako były mag tutejszej gildii bardzo cieszył się swoimi zdolnościami, korzystał z nich abyśmy mieli co jeść. Zabijał, kradł, korzystał ze swych zdolności niemal do wszystkiego co mogło dać nam zarobek. Gdy mój starszy brat również zaczął przejawiać te same umiejętności postanowił go wyszkolić w Magi Ognia mając nadzieję, że godnie go niegdyś zastąpi. Niestety tylko on był wstanie korzystać z magii. Ja... Ja byłem wtedy na to za słaby. Ojciec mnie katował na różne sposoby nie po to by mnie upokorzyć, ale żeby się zmusił do wykrzesania w sobie choć trochę ognia. Bez skutecznie. Zrozumiał nic z tego nie będzie. Pamiętam do teraz jego słowa w których oznajmij, że ma już tylko jednego syna. Wtem zaczął mnie traktować jak pasożyta, dodatkową gębę do wyżywienia. Zdarzało się nieraz że nie jadłem przez kilka dni non stop bity przez ojca. Wyraźnie czułem jego niechęć do mnie przez wzgląd na brak moich magicznych zdolności. Później jednak, było już tylko gorzej.

Gorycz



Nastały ciężkie czasy. Wojna, której końca nie było widać, większość magów z okolicy została wezwana do mobilizacji. Na ich nieszczęście żaden do tej pory nie wrócił do domu. Szkoda tylko, że mój ojciec okazał się tchórzem i nie wyjechał. Siedział w domu jak ten król obsługiwany przez moją matkę. Brat zaś uczył się fachu i korzystając z magii zaczął praktykować to samo co jego wzór do naśladowania i mentor. Wiedziałem, że to tylko kwestia czasu zanim to się stanie. Stawał się tak samo zepsuty jak on, tak samo obleśny i zły. Już wtedy wiedziałem, że została mi tylko ona. Chora, wychudzona kobieta która była moją matką.

Był to poranek taki jak zawsze. Ojciec z bratem cały czas spali, a ja z mamą byliśmy za domem szykując ognisko na posiłek. Nic nie skazywało na to, że dzisiaj właśnie zmieni się moje życie. Czuć było zapach dymu, kroki ludzi z miasta oraz ich niezadowolenie. Zaczęli krzyczeć wyzywając magów na wszystkie możliwe sposoby. Nie wiedziałem jeszcze co się dzieje, ale miałem złe przeczucia. Wtedy właśnie z domu wyszedł ojciec który obudzony krzykami był nieco zmieszany. Ujrzał on dość sporą grupę ludzi z pochodniami, widłami, ostrzami czy maczugami.  Nim się obejrzał został postrzelony z łuku prosto w bark. Z głowi ciekła dziwna fioletowa ciecz. Widziałem tylko że starał się użyć magii ale bez skutecznie. Wtedy ni stąd ni znikąd pojawił się mój brat który krzyczał: - Tu są magowie! Tu są, złapcie ich bo zaraz mnie zabiją! - Wtem cała grupa ruszyła w stronę moją i mojej matki. Wiem tylko że oberwałem czymś ciężkim i straciłem przytomność.

Gdy się obudziłem ja oraz moja rodzicielka staliśmy przywiązani do pali, a pod nami powoli jarzył się ogień. Nic nie rozumiałem, byłem w szoku. Nie wiedziałem co się dzieje. Moja mama starała się mnie uspokoić ale bez skutecznie. Kątem oka widziałem tylko uśmiech mojego brata oraz stojącego obok niego mężczyznę z założonym kapturem. Jedynie domyślałem się, że to mój ojciec. Nie robili nic, tylko się przyglądali aż w pewnym momencie po prostu odeszli. Powoli czułem jak ogień dotyka moich stóp, jak czuję gorąc i ból. Pociłem się jak świnia, czułem zapach palonego mięsa. Wierciłem się jak mysz w gorącym kotle. Czułem jak odchodziły ze mnie wszystkie siły. Wtem poczułem chłód. Mimo że ogień cały czas dotykał już połowy mego ciała nie czułem ciepła, tylko wszechogarniający mnie chłód. Wtedy właśnie pierwszy raz straciłem kontrolę. Nastała ciemność.

Gdy się obudziłem leżałem kilka metrów od stosu. Obolały, ociężały... Nie mogłem się ruszać, nawet skinąć paluszkiem. Widziałem że ludzie się nie ruszali, widziałem dużo krwi oraz jeden z widoków których nigdy nie zapomnę. Mianowicie chodzi o moją matkę, a raczej jej zwęglone truchło. To co jednak mnie najbardziej zaskoczyło to... Brak jakichkolwiek uczuć, które powinny towarzyszyć aktualnej sytuacji. Nie czułem nic, nic poza bólem niektórych części swojego ciała. Żadnego żalu, smutku, przykrości. Jedynie gniew oraz chęć zemsty na tych którzy mnie zdradzili. Starałem się dopełznąć do wodopoju dla koni. Cholernie chciało mi się pić, chciałem jedynie posmakować chociaż tej jednej kropli. Niestety nie dałem rady i wymęczony padłem. Ponownie została mi tylko ciemność.

Przebłyski



Pierwsze co ujrzałem to światło, które aż wdzierało się do mych oczu. Później czułem zapach który porównał bym do łajna. Nie wiedziałem gdzie jestem. Leżałem przykuty do łóżka, zaś koło mnie siedziała jakaś dziewczyna. Wyglądała jakby miała jakieś 15 lat, nie więcej. Jej długie czarne włosy były jebwabiste, czerwone usta przyciągały wzrok, jednakże... Jej oczy były puste. Patrzyła na mnie, ale nic nie mówiła. Nastała głucha cisza, a dopiero po około pięciu minutach dziewczyna przemówiła: - Nawet nie wiesz jak ciężko było Cię doprowadzić do aktualnego stanu. Wisisz mi przysługę. - Kompletnie nie wiedziałem o co może jej chodzić. Momentalnie spojrzałem na swoje ręce, nogi, tors... Wszystko było pozszywane i bliznach. Chciałem się ruszyć, ale nic z tego nie wyszło. Ponownie spojrzałem na nieznajomą mając tyle pytań, ale jej szyderczy uśmiech mówił wszystko. Po jakimś czasie wszystko mi wyjaśniła: -[color=white] Nic z tego pięknisiu. Jesteś mój. Nie możesz ode mnie uciec. Jedziesz ze mną do Gildii Magów! Ciesz się. Tutaj z Twoimi zdolnościami nie przeżyjesz. Widziałem co się stało z Tobą i Twoją matką. Byłam przy wszystkim. Cóż, teraz będziesz miał nową rodzinę... W GrimoireHeart. - Już miałem coś powiedzieć, ale opadły mi siły. Czułem jak zamykają się mi powieki, a światło umykało tak szybko jak się pojawiło. Znów nastała ciemność.

Przez pierwsze kilka miesięcy ciężko było mi funkcjonować. Moje ciało potrzebowało czasu by się przyzwyczaić do ran i szwów. Nie umiałem się także zaklimatyzować w nowym środowisku. Wszyscy patrzyli na mnie, szeptali, ale gdy tylko na nich spoglądałem odwracali wzrok. Nikt nie chciał mieć ze mną kontaktu, poza nią... Ashia, bo tak nazywała się ta która mnie uratowała. To ona pomagała mi na początku się tu zadomowić, udzielała rad w treningu magi, nauczyła mnie tutejszych zasad. Gdy minęło kilka lat radziłem sobie całkiem nieźle, moje umiejętności stawały się coraz lepsze, a korzystanie z mojego ciała nie sprawiało mi już problemów. Mimo to wiedziałem, że długo tu nie zostanę. Ona zresztą też to wiedziała. Powiedziałem jej o swojej historii, że co noc mam w głowie ten sam dzień, że gniew jaki kieruję do ojca i brata z każdą godziną przez te wszystkie lata stawał się coraz większy. Stało się to moją obsesją by ich znaleźć i zemścić się. Dlatego uciekłem obiecując że jeszcze kiedyś się spotkamy. Zdarłem z siebie znak mrocznej gildii pozostawiając na sobie bliznę, a następnie ruszyłem w świat poszukując zemsty. Tak właśnie kończy się ma historia. Ponownie samotny, ale silniejszy i o wiele bardziej zdeterminowany. Niech świat się boi mnie i tego co z nim zrobię. To była już tylko jedynie kwestia czasu.


https://i.imgur.com/6oX35L8.png

Offline

 

#14 2018-10-11 22:18:21

 Nihil

Administrator

8260416
Zarejestrowany: 2014-06-15
Posty: 180
Ranga: Administrator
Płeć: M
Multikonta: Maeve, Cotaard, Blackwood

Re: Prolog


    Od początku do zdania ostatniego towarzyszyła mi drzazga pewna, która wbiwszy się, nie mogła przestać przeszkadzać i dokuczać. Czemu mi dokucza ciekawiło mnie, aż do kropki ostatniej i ostatecznie powodu nie znalazłem. Nie wiem skąd się wziął ten fioletowy płyn, o którym wspominasz i żadne wyjaśnienie drzazgi tej ostatecznie przez całą lekturę nie wypłukało. Nie zauważyłem ani jednej przyczyny dla której miałby się on tam objawić.  Tak, jak wiele rzeczy się tutaj nie objawiło niestety.
    Nie objawiają się na ten przykład przecinki, bo w miejscach kluczowych ich brak. Nie czepiałbym się, gdyby sprawa szła o zdania wtrącone, ale na ten przykład przed spójnikiem „aż”, też go nie ma. Sprawa „jak” jakoś niestety wybiórczo wygląda w całym tekście a rzecz to przecież dość ważna.
   Jest to słowo wstępem do porównania, które owszem zauważyłem, ale jedynie w miejscach dwóch i umieszczonych, tak koło siebie, jakby figurowały tam rzucone od niechcenia a nie grały, jakąś wyznaczoną przez autora rolę. Świadczy za tym też, że nie uświadczyłem chociażby jednego epitetu użytego. Wydaje się to przypadkową rzeczą a nie tekstu cechą.
   Co do samej warstwy fabularnej nie mam zastrzeżeń, może poza wcześniej wspomnianą drzazgą. Reszta nie przeczy rażąco konwencji i mamy nawiązania do zdarzeń powszechnych, jak prześladowania magów w Icebeg. Szanuję, że zdecydowałeś się odejść z GH mimo konsekwencji, o których rozmawialiśmy. Motyw z dziewczyną również uznaję za plus, bo zdaje się do wykorzystania w przyszłej fabule.
   Mimo wszystko ostatecznym werdyktem pozostawiam Ci 60 punktów do rozdysponowania między statystki, które przysługują Ci na podstawie bonusu.


http://i.imgur.com/diz8u3N.png - Odwiedzaj codziennie Ogłoszenia i Recepcję - bądź na bieżąco z wszystkimi zmianami na forum.
http://i.imgur.com/CoOg5C9.png - Zapraszam serdecznie na Ninja Clan Wars!
http://i.imgur.com/diz8u3N.png - Masz pytania? Zajrzyj do Poradników, prawdopodobnie tam znajdziesz odpowiedzi na większość niejasności.

Offline

 

#15 2018-10-18 22:16:48

Ensui

Samotnik

Zarejestrowany: 2018-03-08
Posty: 4

Re: Prolog

-Powiedz co widzisz?-Kobiecy szept ocknął chłopaka. Nie mógł się ruszyć, znajdował się w ciemnym pomieszczeniu. Ledwo widział na oczy, czyżby zmęczenie? Nie, a może trucizna? Też nie. W takim razie czemu tak słabo widział? Magia? Oh tak! Świat pełen magii, społeczeństwo splugawione przez wojnę z smokami. Ci ludzie... Ich dusze brudne, paskudne. Ensui czuł to, był pochłonięty przez mrok i światło. Czuł balans między dobrem a złem. Wiedział, że świat jest spaczony, ale czuł dziwne dobro dobiegające z obrazu jaki widział w swojej głowie. Obraz pustyni, wszechogarniającego piasku unoszącego się na wietrze. Obraz dziwny, ale z drugiej strony to był jego dom. Zaciągnął się powietrzem, tak powietrze w owym pomieszczeniu było ciężkie, paskudne i cuchnące krwią. Czyżby była to sala tortur? Nie, wszak nie można było dopatrzeć się w tych ciemnościach jakiś konkretnych kształtów. Tylko ciemność... Twarz umazana w krwi, starała się wydusić to co widzi oczyma wyobraźni czy też iluzji stworzonej przez magię.
-Widzę, ah to boli. Piach, ciepły, dom.-Wypowiedział z ogromnym trudem te słowa. Trudno tu o jakikolwiek rozsądek, wszak widział to co może chciał zobaczyć? Coś było nie tak, czemu ów rudowłose dziecko nie cierpiało, czemu go to bolało. Poczuł jak w jego piersi zatapiają się szpony, nie paznokcie kobiety do krwi do krwi. Poczuł jej język na swojej szyi, usta delikatne, które zaczęły schodzić do świeżo powstałych ran. Kobieta skosztowała krwi, tak rodowity mieszkaniec pustyni. Uśmiechnęła się i swoje usta skierowała na prawe ucho Ensa. Pieszczoty, delikatne gryzienie i wreszcie ten głos. Tym razem chłodny, bardzo stonowany.
-Nie nie, chce zobaczyć to... To czemu Ty jesteś taki...- Słowa puste, które wbiły się mu w głowę jak słowa jego braci pustyni. Ens starał ruszyć nogą, ale bezskutecznie. Świadomość zaczęła powracać, oczy przestały być zamglone. Widział! Widział to gdzie jest i w jakiej beznadziejnej sytuacji jest. Pomieszczenie faktycznie było czarne, ale charakterystyczną rzeczą były napisy na ścianach w dziwnym języku, dla chłopaka niezrozumiałym. Co przykuło jego uwagę, że te napisy świeciły białym światłem. Ens siedział pośrodku tego pokoju przykuty do krzesła, owinięty tylko w jakieś szmaty z raną na piersi i krwią wokół niego. Musiała go torturować za pomocą magii, ale czy można być tego pewnym? Raczej nie. Zaciągnął się znowu powietrzem i rzekł-O co Ci chodzi? Dlaczego jestem taki? Nie rozumiem...-Słowa odbiły się tylko bezdennym echem w pomieszczeniu. Kobieta westchnęła, podeszła do niego i położyła mu swoje ręce na tors. Były ciepłe i delikatne, prawie już zapomniał o tej szramie po paznokciach. Jednak coś tu nie pasowało, czuł jak jakaś ciemna materia wydobywa się z jego ciała. Oplata jego prawą stronę, a po chwili napotyka przeszkodę. Dziwny płyn, który zaczął wydobywać się z lewej strony ciała. Obydwie te substancje przeciwne sobie, ale tak jakby współgrające. Czyżby duszą chłopaka rozszczepiła się na dwie? Raczej nie. Kobieta syknęła, po czym uwolniła swoją magie ograniczając obydwie dziwne anomalie.
-To jak? Słońce?

[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Kobieta spojrzała na niego. Jej wzrok chłodny jak macochy, ale i pełen zainteresowania. Możliwe, że dostała odpowiedź na swoje pytanie. Ensui nie mógł być tego pewien, ale moze jakimś cudem czegoś się dowiedziała.
-Chyba możesz chodzić? Przepraszam za tę ranę, ale czasami nie mogę się powstrzymać przy takich przypadkach jak Ty skarbie. Mam dla Ciebie informację dość dobra. Jesteś wolny, ale pamiętaj będziemy uważnie obserwować Twoje poczynania Ensui.- Odparła i wyszła z pomieszczenia. Ensowi nie pozostało nic innego jak uczynienie tego samego. Podniósł się o dziwo bez bólu. Nie czuł żadnego dyskomfortu po za raną od pazurów tej kobiety. Ubrał na siebie płaszcz i wyruszył przed siebie. Jej słowa, które dla niego brzmiały złowrogo dały mu widoczny rozkaz by iść do przodu i opuścić Desierto czym prędzej w celu rozwoju.

[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Offline

 

#16 2018-10-19 22:38:37

 Nihil

Administrator

8260416
Zarejestrowany: 2014-06-15
Posty: 180
Ranga: Administrator
Płeć: M
Multikonta: Maeve, Cotaard, Blackwood

Re: Prolog

   
    W sumie to muszę stwierdzić, że mimo uchybień interpunkcyjnych i jednego drobnego ortograficznego całkiem przyjemnie się to czyta. Pasuje mi do konwencji ten klimat mroczny i brutalny z nutką erotyzmu.
    Sam motyw, jakiejś tajemniczej organizacji robiącej z młodzieży szczury laboratoryjne mnie się osobiście zdaje trochę oklepany, ale i nie stoi nic na przeszkodzie, jeśli będziesz chciał w przyszłości pociągnąć ten wątek. Patrzę też trochę z oka przymrużeniem na fakt, że jeden niedorostek wyciął w pień całą bandę, ale też ostatecznie przełknę, byle mi się takie pomysły nie pojawiały podczas gry.
   Co do założeń Twojej postaci, ok niech i tak będzie, ale warunkuję to tym, że będziesz się założeń zawartych w hide trzymał. Bo tak postawiona sprawa nie ma wpływu na balans postaci, co znaczy, że nie szkodzi. Tylko, jeśli będą już te zmiany zapisane zachodzić daj mi znać wcześniej.
    Nie rozwodzę się dłużej, bo przecież przysługuje Ci bonus, toteż masz 60 punktów do rozdzielenia między statystyki.


http://i.imgur.com/diz8u3N.png - Odwiedzaj codziennie Ogłoszenia i Recepcję - bądź na bieżąco z wszystkimi zmianami na forum.
http://i.imgur.com/CoOg5C9.png - Zapraszam serdecznie na Ninja Clan Wars!
http://i.imgur.com/diz8u3N.png - Masz pytania? Zajrzyj do Poradników, prawdopodobnie tam znajdziesz odpowiedzi na większość niejasności.

Offline

 

#17 2018-10-21 23:41:48

Mizuki

Gildia Fairy Tail

66349893
Zarejestrowany: 2018-10-12
Posty: 134
Przynależność: Fairy Tail
Ranga: Członek Gildii
Rok urodzenia: Y14
Multikonta: Brak

Re: Prolog

Mizuki, całkiem ciekawe imię jak dla chłopaka, prawda? Zazwyczaj jest nadawane dziewczyną, jednak jak widać są wyjątki. Moi rodzice wybrali je ze względu na jego znaczenie, piękny księżyc. Wyjątkowo uparli się na imię z nim związane, a było to z jednego szczególnego powodu. Kiedy się urodziłem oraz przez długi okres mojego dzieciństwa, miałem całkowicie białe włosy. Z czasem zaczęły powoli nabierać koloru, ale symbolika została.

Wspomniane dzieciństwo spędziłem w raczej małej wiosce. Mieszkałem tam razem z moją matką, ojcem oraz starszą siostrą. Nie było to najszczęśliwsze miejsce na ziemi, ale nie narzekałem, teraz chętnie wróciłbym do tamtych czasów. Jedynym problemem był fakt, iż moi rodzice byli magami. Wiązało się to z chęcią zainteresowania swoich dzieci tym czym się zajmowali, a trzeba przyznać, że nie byłem pilnym uczniem. Może chciałem odciąć się od tego? Może chciałem zwrócić na siebie uwagę rodziców w nieco inny sposób? W końcu moja siostra o wiele więcej wagi przywiązywała do nauki i całkiem dobrze jej to szło. Całe szczęście mimo tego nie chciała się zatracić w zdobywaniu wiedzy i dalej z chęcią spędzała ze mną czas. Podróżowanie z ojcem i nauka bardzo to ograniczyły, ale zawsze starała się znaleźć chwile na wspólną zabawę. Parę razy próbowała mnie również zachęcić do dalszego trenowania magii, jednak nawet jej dopingowanie nie odniosło pożądanego skutku. Ojciec, widząc jak kiepsko mi wychodzi, zrezygnował z dalszego uczenia mnie w tym kierunku. Był bardzo surową osobą, która najwidoczniej nie miała zamiaru tracić czasu na coś co i tak jego zdaniem się nie uda. Wolał poświecić całą swoją uwagę siostrze, która wykazywała większy talent w tej dziedzinie. Zaczęliśmy przez to coraz bardziej oddalać się od siebie, wyglądało jakby magia była dla niego ważniejsza niż ja. Mimo to moja matka dalej starała się nauczyć mnie chociaż samych podstaw.

Z tego powodu większość czasu spędzałem w jej towarzystwie, była wyjątkowo radosną i cierpliwą osobą. Wbrew temu co wiele osób może myśleć, nie uczyła mnie jedynie magii. Wolałem już nie prosić ojca o przekazywanie mi wiedzy, więc właśnie na moją rodzicielkę spadł obowiązek nauczenia mnie wszystkich innych umiejętności przydatnych w życiu. Można powiedzieć, że z siostrą zamieniliśmy się nieco rolami, ona pomagała ojcu zarobić pieniądze, a ja razem z matką spędzałem czas w wiosce. Nikogo to jednak nie dziwiło, znajomi moich rodziców mówili nawet, że to właśnie ja odziedziczyłem uśmiech i radość matki. Taki tok wydarzeń zdecydowanie był na moją korzyść. Nie interesowały mnie już złe relacje z ojcem, wolałem skupić się na pomaganiu rodzicielce.

W ten sposób przez lata toczyło się moje spokojne życie. Reszta mieszkańców wydawała się ignorować fakt, iż ich sąsiedzi posługiwali się magią. Jest też opcja, że jedyne co próbowali ignorować to nas, jednak jako dziecko nie zwracałem na to dużej uwagi.

Ojciec często wybywał by zarobić trochę pieniędzy poza miastem lub kupić lepszej jakości towary. Jedyne co wiem o jego ostatnim zleceniu, to że musiał udać się do miejsca sporo oddalonego od naszej wioski. Wydawało mu się to nieco podejrzane, ponieważ nigdy wcześniej nie dostawał próśb z tak dalekiego miejsca, jednak i tak postanowił ją przyjąć. Korzystając z okazji na odwiedzenie kolejnego miejsca, moja siostra chciała wyruszyć razem z nim. Zlecenie nie wydawało się być niebezpieczne, więc ojciec bez wahania się zgodził. Uprzedził matkę, że może nie być ich przez dłuższy czas i wyruszyli w drogę.

Podczas ich nieobecności mogłem pozwolić sobie na nieco większą swobodę, jednak nie zmieniało to podejścia mojej matki, która dalej chciała mnie uczyć magii. W ciągu tego czasu wszystko wydawało się być całkowicie zwyczajne, przechadzający się ludzie po wiosce, rozstawione stragany, nic co mogłoby budzić podejrzenia. Mimo to, parę dni od momentu wyruszanie ojca na zlecenie, coś mnie zaczęło niepokoić. Wydawało mi się, jakbym czuł na sobie wzrok wszystkich w wiosce. Przepełniony wrażeniem, że coś złego się stanie, wróciłem do domu. Moja matka wyglądała jakby również to czuła, siedziała przy oknie obserwując co się dzieje. Na jej twarzy nie było widać typowej dla niej radości, można nawet powiedzieć, że bała się czegoś. W chwili zauważenia mnie wszystko się zmieniło, ponownie przywdziała swój ciepły uśmiech i zaczęła ze mną rozmawiać, jakby nic się nie stało. Poprosiła mnie również o pomoc w wykonaniu paru zwyczajnych, codziennych czynności, miedzy innymi w sprzątaniu. Nie wiedziałem czy starała się odciągnąć moją uwagę, czy też sama chciała mieć nadzieję, że nic się nie dzieje. Po pewnym czasie jej ton się zmienił, nabrał więcej powagi. Poprosiła mnie, żebym się schował. Nie wiedziałem o co chodzi jednak wykonałem jej polecenie i ukryłem się w szafie. Po niedługim czasie, przez uchylone drzwi, zauważyłem jak do domu wchodzi paru mężczyzn. Z jakiegoś powodu, mimo nie tak dalekiej odległości, nie byłem w stanie usłyszeć tego co mówią. Nie wyglądali jednak na przyjaźnie nastawionych. Cała sytuacja przypominała jednostronną kłótnię, ponieważ kobieta wciąż starała się zachowywać spokój. Z mojego położenia ciężko było dostrzec więcej szczegółów, jednak nie chciałem zwracać na siebie uwagi próbując czegoś się dowiedzieć. Końcówka rozmowy wyglądała jakby siłą chcieli wyciągnąć moją rodzicielkę z domu. Nie wiedziałem co powinienem zrobić, nie byłem silny, nie potrafiłem dobrze posługiwać się magią. Dodatkowo poprosiła, żebym się schował, więc czy powinienem wtedy się temu sprzeciwić? Wydawało mi się jakbym siedział w tej ciszy cały dzień, mimo że minęło pewnie około godziny.

Nie wyglądało na to, żeby ktoś ponownie chciał wchodzić do tego domu, dlatego też postanowiłem w końcu wyjść i zobaczyć co się dzieje. Próbowałem skradać się po wiosce, tak by nikt mnie nie zauważył, jednak wydawało się to w tym momencie zbędne. Nie byłem w stanie zauważyć nikogo przechadzającego się po ulicach, bądź ludzi zajmujących się swoimi sprawami. Pewnie gdyby nie to, już na początku zostałbym zauważony. W końcu jednak dostrzegłem dwójkę mężczyzn rozmawiających o czymś. Mówili o jakiejś osobie, dzięki której w końcu mogli przeciwstawić się magom. Nie rozumiałem o co chodzi, jednak idąc w stronę, z jakiej przyszli, zacząłem dostrzegać kolejnych ludzi.

Wyglądało jakby wszyscy wracali z tego samego miejsca. Jakieś wydarzenie, o którym nic nie wiem? Może stało się coś poważnego i potrzebowali pomocy? Mimo słów, które wcześniej usłyszałem, przez cały czas łudziłem się i wmawiałem sobie, że wszystko będzie w porządku. Z każdym kolejnym krokiem moja pewność siebie malała, aż w końcu zawahałem się i nie chciałem iść dalej. Czułem jakby miało to pogorszyć całą sytuacje. Spojrzałem na ludzi wracających do domu, było ich coraz mniej, jakby wydarzenie dobiegło już końca. Patrząc na to postanowiłem jednak ruszyć i sprawdzić co zostało ich wcześniejszym obiektem zainteresowania. Ciężko było przegapić miejsce zdarzenia, ponieważ wciąż była tam małą grupka osób zasłaniająca widok. Dopiero w momencie, gdy się odsunęli mogłem dostrzec co przykuło ich uwagę. Zauważyłem kobietę z podartymi ubraniami i wieloma ranami, niemal całe jej ciało pokrywała krew. Nie byłem w stanie na początku rozpoznać jej twarzy. Postanowiłem podejść jeszcze bliżej. W pewnym momencie dostrzegłem na ziemi, z dala od całego wydarzenia, naszyjnik. Został przysypany gruntem, lecz z mojej perspektywy mogłem go dostrzec. Był to srebrny wisiorek, na którym zawieszony był mały, biały kamień.  Poznałem go niemal od razu, w końcu widziałem ten przedmiot codziennie, przez wiele lat. Z przerażeniem spojrzałem ponownie na kobietę, dopiero w tym momencie to do mnie dotarło, tą kobietą była moja matka. Wcześniej nie chciałem przyjąć do wiadomości tej informacji, jednak nie było już inne opcji.
Czułem jak po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Nie wiedziałem czemu mogli coś takiego zrobić, przecież była zawsze pomocną i miłą osobą. Cały drżąc odwróciłem wzrok od ciała rodzicielki i zatkałem dłonią usta. Czy na prawdę nie dało się tego załatwić inaczej? Przepełniało mnie uczucie smutku i bezradności. W końcu jeszcze dzisiaj widziałem jak się uśmiecha, rozmawiałem z nią, nawet widziałem moment, w którym zabierali ją z domu. Siedziałem ukryty za jednym z budynków przez paręnaście minut. Moje myśli spowijała całkowita pustka, nie byłem w stanie nawet przemyśleć co się właśnie stało. Niekontrolowane łzy i drżenie były wciąż obecne, gdy postanowiłem ponownie spojrzeć na miejsce wydarzenia. Było tam już bardzo mało osób, więc nic nie zasłaniało mi widoku.
Nie wiem czemu, jednak miałem ochotę podejść do niej. Mimo to od zrobienia tego sprawnie powstrzymywał mnie lęk przed ludźmi, którzy wciąż byli tam obecni. Po chwili namysłu stwierdziłem, iż jest coś co z pewnością muszę zrobić. Postanowiłem spróbować odzyskać naszyjnik matki. Całe szczęście był on niechlujnie odrzucony na bok, co mogło mi pomóc w zdobyciu go. W przypływie odwagi zacząłem ostrożnie skradać się w stronę przedmiotu. Gdy tylko udało mi się go przejąć, od razu poczułem na sobie czyjś wzrok. Rozejrzałem się i dostrzegłem wysokiego, ubranego na czarno mężczyznę, który patrzył dokładnie w moim kierunku. Nie widziałem jego twarzy, jednak sam wzrok wystarczył, żeby sparaliżował mnie strach przed nim. Nic nie robił, tylko wpatrywał się w moją osobę. Przez to cała sytuacja wyglądała nieco jakby...chciał, żebym podniósł ten przedmiot? Może uznał mnie za zwykłego złodzieja? W końcu odważyłem się ruszyć i pobiec w kierunku, z którego przyszedłem. Po chwili biegu zatrzymałem się chcąc nieco poukładać informacje w głowie.

Jedyne co chciałem to by cała ta sytuacja okazała się złym snem, żeby wszystko wróciło do normy. W pewnym momencie jeden z wracających mężczyzn znalazł mnie, najwidoczniej mój bieg przez wioskę nie był zbyt dyskretny. Złapał moją rękę i spytał.
-Czy ty przypadkiem nie jesteś synem kobiety, którą dzisiaj się zajęliśmy?-Spojrzałem z przerażeniem na niego.
‘’Zajęliśmy’’?  Wszyscy w tym uczestniczyli? Czy cała wioska, ludzie z którymi byliśmy tu tyle lat...od tak zrobili to mojej matce?
Mężczyzna trzymający mnie był o wiele silniejszy, więc wyrwanie się mogło być sporym problemem. Na moje szczęście jeden z mieszkańców zawołał go i przez to nieco zwolnił swój uścisk. Korzystając z okazji postanowiłem kopnąć go w czułe miejsce, wyrwać się i szybko uciec. Tym razem chciałem biec poza wioskę, jak najdalej od niej. Z całych sił starałem się uciekać, nie patrząc na to czy ktoś mnie w ogóle goni. Dopiero po dłuższym czasie, kiedy musiałem odpocząć, rozejrzałem się po okolicy. Nie było w pobliżu nikogo, a co gorsza, nie miałem pojęcia gdzie jestem.

Po tym co się stało byłem strasznie zagubiony. Nie wiedziałem gdzie powinienem się kierować, w końcu nigdzie poza wioską nie było dla mnie miejsca. Niestety, wyglądało na to, że w niej również go już dla mnie nie było. Czasem nawet miałem ochotę zawrócić i sprawdzić czy ojciec nie powrócił ze zlecenia. Znając go zacząłby mnie obwiniać, ponieważ nie udzieliłem matce pomocy, jednak dla mnie było już wszystko jedno. Wiedziałem również, że jeśli nie wrócę teraz, to będę chciał zrobić to w przyszłości. Najpierw jednak musiałbym potrafić się obronić przed osobami, które będą względem mnie wrogie. Z jakiegoś powodu moja matka lubiła te wioskę i nigdy nie chciała się z niej wyprowadzić. Przez to chciałem zyskać chociaż możliwość postawienie jej w przyszłości grobu, który znajdowałby się właśnie w niej.
Mimo tych wszystkich myśli, nigdy nie skierowałem się ponownie w stronę mojego starego domu.

Musiałem jakoś zdobyć pieniądze na jedzenie, co okazało się być zadaniem trudniejszym, niż początkowo mi się wydawało. Na początku starałem się uzyskać je w normalny sposób, jednak wiele osób nie chciało przyjąć dziecka do jakiejkolwiek pracy. Kiedy w końcu ktoś próbował mi dać coś w ramach testu, jak na złość była to robota zbyt ciężka jak na mnie. Czułem jakby od ucieczki cały świat był przeciwko mnie. Matka nigdy nie chciałaby, żebym stał się złą osobą, dlatego mimo wszystko starałem się uśmiechać. Moja chęć bycia dobrym zderzała się jednak z próbą czasu, która nieco nagięła to co początkowo starałem się osiągnąć. Po pewnym okresie, widząc los osób podobnych do mnie, doszła do wszystkiego pewna obojętność względem niektórych rzeczy. Nie pomagał również fakt, że chcąc przeżyć musiałem w końcu uciec się do kradzieży.

Przez długi czas błądziłem od wioski do wioski, chcąc znaleźć miejsce dla siebie. Na każdym kroku widziałem stare wspomnienia, w dzieciach radośnie bawiących się z rodzicami, swobodnym podejściu innych do życia, niechęci młodych do nauki, i oczywiście w naszyjniku, który przez cały czas trzymałem przy sobie i traktowałem jak skarb. Nie czułem upływu czasu, w końcu każdy dzień był niemal identyczny. Brak pozytywnych rzeczy i osób, z którymi można porozmawiać, sprawiał, że świat po prostu był, i nic poza tym. Mimo to chciałem trzymać się życia, z nadzieją na moment, który coś zmieni.

Jeden z szarych dni zdecydowanie wyróżnił się ponad inne. Początkowo wszystko wydawało się być normalne, pełno rozmów oraz przepychających się ludzi. Jakiejś osobie na ziemie wywaliły się zakupy, w miejscu gdzie nikt nie patrzy na innych często się to zdarza. Nie było ich wiele, jednak udało mi się ukraść jedno jabłko, przed tym jak zostało podniesione. Zaraz po tym uciekłem w stronę zaułków. Pewny wygranej miałem zamiar odpocząć i zjeść swoją zdobycz. Przeszkodziła mi jednak pewna kobieta, która jak się okazało, wszystko widziała. Byłem pewny, że rozkaże mi zwrócić ukradzioną rzecz, ale ku mojemu zdziwieniu tak się nie stało. Podarowała mi również kawałek chleba oraz zaczęła ze mną rozmawiać. Przez nieufność do ludzi, którą nabyłem zaraz po ucieczce z domu, nawet mimo pomocy nie byłem zbyt chętny do wymiany zdań. Jednak kobieta nie wyglądała na kogoś kto mógłby mi coś zrobić, więc po niedługim czasie postanowiłem w małym stopniu się przed nią otworzyć. W pewnym momencie zaoferowała pójście do jej domu, był to bardzo podejrzany ruch, lecz zgodziłem się z myślą o zdobyciu kolejnego jedzenia.

Jak się okazało, osoba ta przyjęła mnie jakbyśmy się znali od zawsze. Spędziłem tam nawet o wiele więcej czasu niż planowałem. Po paru dniach kobieta powiedziała, że może nauczyć mnie rzeczy, dzięki której sam będę mógł w przyszłości o siebie zadbać i zarabiać. Tą rzeczą okazała się być magia. Na początku miałem co do tego wiele wątpliwości, przypominało mi to o mojej rodzinie i  wszystkich wydarzeniach z wioski. W końcu jednak zmieniłem zdanie, chciałem dowiedzieć się co było w niej takiego niezwykłego. Była to również okazja by zacząć radzić sobie samemu, zamiast liczyć na pomoc innych.
Nie wiedziałem jeszcze jak można zarabiać na magii, jednak skoro była taka możliwość, szkoda było z niej nie skorzystać. Przez parę lat uczyłem się i żyłem w domu kobiety. Jej obecność dała mi nową nadzieję i sprawiła, że miałem ochotę być nieco bardziej otwarty na świat. Nie była w stanie zmienić rzeczy, które przez ten czas na dobre utkwiły w mojej głowie, ale z pewnością bardzo mi pomogła.
W końcu jednak stwierdziła, że jestem gotów by próbować samemu o siebie zadbać. Opowiedziała mi o gildiach, jak funkcjonują, o zarabianiu na misjach i innych rzeczach. Nadszedł, więc czas bym w końcu sam o siebie zadbał. Wyruszyłem w kierunku, który wskazała mi kobieta, z wiarą w powodzenie moich planów. Miałem również nadzieję, że może uda mi się dzięki tej ścieżce znaleźć moją siostrę, która przebywając z ojcem powinna wciąż gdzieś być na tym świecie.

Ostatnio edytowany przez Mizuki (2018-10-27 17:16:07)


http://i64.tinypic.com/xfw8eb.jpg

Offline

 

#18 2018-10-22 18:42:45

Vincent

Administrator

Zarejestrowany: 2018-07-07
Posty: 179
Ranga: Administrator
Płeć: Mężczyzna
Multikonta: Ryū

Re: Prolog

    Skoro nie ma Nihila, to ja ocenię historię Twojej postaci, Mizuki. Czytało się dobrze, może parę razy coś mnie ukłuło, ale osobiście staram się nie zwracać uwagi na samą interpunkcję czy stylistykę. Chociaż sam jestem ogromnym fanem formatowania tekstu do bólu, by stał się jak najbardziej czytelny. Przechodząc jednak do sedna.
    Zacznę od końca, podoba mi się fakt, że Twoja historia jest jedną z nielicznych, w której postać nie jest obrażona na cały świat i przysięga zemstę na każdym kto działa przeciw niej. Jednak brakowało mi w pracy odrobinę więcej emocji aby podkreślić fakt, że Mizuki musiał radzić sobie zupełnie sam po tym jak stracił kontakt z resztą rodziny. Wątek z matką zdecydowanie za krótki, brakuje szczegółów, które mogłyby kształtować przyszły charakter Twojej postaci, to samo z ojcem i siostrą. Niby są, ale nie wiadomo co dokładnie się wydarzyło, czy miało to jakieś głębsze znaczenie czy może zwykła akcja związana z polowaniem na magów. Za bardzo wszystko ogólnikowo zostało opisane.
    Podsumowując. Sam jestem fanem odkrywania wszystkich kart dopiero podczas fabuły, ale od czegoś trzeba zacząć, nakreślić jakieś ramy postępowania swojej postaci i tego się trzymać. Fabularnie nie było żadnych błędów czy niedopowiedzeń, które trzeba by było regulować. Przyznaje Ci 50 punktów za prolog, które możesz przyjąć bądź zgłosić się do mnie na PW czy GG w celu poprawienia historii i zdobycia jeszcze większej ilości punkcików. Jeżeli przyjmujesz nagrodę, to pozostało mi życzyć Ci udanej gry i jak najdłuższego stażu.

Edit (po poprawce)
Jest tego dużo więcej, pojawiły się również szczegóły, dzięki którym historia bez wątpienia jest w pełni zgodna z fabułą forum. Były emocje więc raczej nie trzeba się martwić o postać, że będzie jakimś bezuczuciowym tworem bez dalszego pomysłu na rozwój. Nadal brakuje mi informacji odnośnie tajemniczej postaci, ale mam nadzieję, że jakoś ten wątek rozwiniesz na fabule. Podoba mi się całość, mimo wszystko Mizuki nie szuka zemsty i nie odwraca się plecami do wszystkich, więc z wielką radością przyznaje Ci maksymalne 60 punktów za prolog.

Wydaj je odpowiednio na statystyki, a następnie zapraszam do treningu magii :3

Gracz wybrał poprawienie prologu.

[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Ostatnio edytowany przez Vincent (2018-10-26 22:55:41)

Offline

 

#19 2018-10-24 14:14:53

 Lilianna

Gildia Fairy Tail

68906504
Skąd: Trójmiasto
Zarejestrowany: 2018-10-22
Posty: 256
Przynależność: Fairy Tail
Magia: Hikari no Maho
Ranga: Członek Gildii
Płeć: K
Rok urodzenia: Y12
Multikonta: Brak

Re: Prolog

POCZĄTEK



Y17 Lili lat 5 późna wiosna, wszędzie jest plucha i duża ilość kałuż po deszczu



- Hej, jak Ci się to podoba? - rzekł chłopiec. Miał zapewne na oko z pięć lat. Dwójka jego rówieśników otoczyła dziewczynkę z każdej strony. Była w tym mieście po raz pierwszy i już miała kłopoty.
- Hej, puść mnie! Słyszysz?! To boli! - zaczęła krzyczeć i rękami starała zwolnić jego uścisk. Ciągnięcie włosów z dwóch stron bolało niemiłosiernie. Dziewczynka zaczęła płakać rzewnymi łzami. Czuła jak ból roznosi się po jej całej głowie. A po chwili wyrywane są jej włosy wraz z jej cebulkami. W końcu nie wytrzymała i ugryzła jednego z chłopaków w dłoń aż do krwi. Nie mogła już dłużej tego znieść.
- Ała! Wariatka! - Jeden z chłopaków ją puścił łapiąc się za zranioną dłoń. Drugi zaś popchnął ją na ziemię wprost w kałużę błota. Upadła brudząc sobie ubranie od stóp po samą głowę. Jak się okazało była to jedna z tych głębszych niż się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Była brudna od błota i brudnej wody, w dodatku ramy, które miała już wcześniej zabolały z dwukrotną siłą.
- Hej! Co wy tu robicie?! - krzyknął nieznajomy mężczyzna na trójkę dzieciaków. W ręku trzymał długi kawałek patyka i stukał nim o swoją dłoń najwidoczniej miał z rana zły humor. Spojrzał na dzieciaków gniewnym spojrzeniem, a to wystarczyło by Ci wystraszyli się.
- Spadamy chłopaki - krzyknął jeden, a reszta za nim uciekła. Można rzec, że się za nimi kurzyło. Lili wstała zapłakana, wytarła policzki z łez lecz to nie pomogło jej. Zaczęły szczypać jej oczy, chyba brud się tam dostał. Pociągnęła kilka razy nosem. Wytarła gile nadgarstkiem. W sumie nie była pewna czy to coś jej dało.
- Hej mała! Nic Ci nie jest? Gdzie Twoja mama? - spytał troskliwie podając jej dłoń by mogła wstać.
- W domu, miałam dla niej zrobić zakupy, a oni zabrali mi pieniądze... Przepraszam proszę pana, nie chciałam narobić nikomu kłopotów - rzekła zasmuconym tonem. Po raz pierwszy ktoś zrobił jej taką krzywdę i nie wiedziała co ze sobą zrobić. Jej lista zakupów była do niczego, ale wszystkie składniki zdążyła zapamiętać, teraz jednak nie miała czym zapłacić. A szczerze powiedziawszy to teraz wyglądała po prostu jak siedem nieszczęść.
- Zapłacę za nie - rzekł życzliwym tonem i uśmiechnął się. Mógł jej odmówić, ale tego nie zrobił. W końcu to tylko dziecko, nie było niczemu winne. A to co się stało, było zwykłym zbiegiem okoliczności.
- Ale...
- Nie ma żadnego, ale. Może innym razem Ty pomożesz mi - uśmiechnął się serdecznie. W ten sposób zakupy mogły zostać zrealizowane i to w stu procentach.
-Jestem Pol, rybak, łowię ryby niedaleko rzeki albo w małych stawach - dodał łagodnym tonem.
-Lilianna, dziękuję Panu za pomoc - rzekła i uśmiechnęła się szeroko mimo, że była cała brudna, naprawdę się cieszyła, że ktoś jej pomógł w takiej sytuacji.


***




- Matko Święta Lili jak ty wyglądasz?! Co Ci się stało?! - krzyknęła w szoku matka Lili. No  nie wyglądała za dobrze, w błocie od stóp do głowy i w dodatku z niewidocznymi skaleczeniami pod warstwą brudu. Nic dziwnego, że mama Lili była zła i wściekła jednocześnie.
- Mamo, to nie moja wina! To oni... tamci chłopacy! Zabrali mi pieniądze, ale... zrobiłam zakupy! - rzuciła i pokazała siatkę pełną aż po brzegi. Było tam wszystko co chciała jej mama. Była z siebie dumna, że podołała, choć w większej mierze to On jej pomógł. Zapłacił za jej zakupy.
- Kto za nie zapłacił? Muszę oddać pieniądze temu dobremu człowiekowi -  rzekła surowym tonem patrząc na swoją córkę. Mimo całej tej sytuacji nie miała surowego spojrzenia. Była bardziej przerażona tym co jej się stało.
- Ale... On powiedział, że jeżeli mu pomogę następnym razem to będziemy kwita... To był rybak. Pan Pol - rzekła na swoje usprawiedliwienie i opuściła nisko głowę. Nie była do końca przekonana czy tym przekona mamę, w końcu nigdy jej nie okłamała. Nawet jakby próbowała, to hej, jest jej dzieckiem zauważyła by to od razu.
- Idź się umyj, porozmawiamy jak się umyjesz, tylko zostaw tu ubrania. Upiorę je zaraz - rzekła matka i westchnęła cicho.


***




[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]



***





Początek wiosny Y18. Lili lat 6



Jej włosy... Regenerują się.. powoli. Odpowiedni szampon załatwia sprawę. Obawiała się chłopców z jej miasteczka, dalej ją atakowali. Nie podobało jej się to, nie chciała być ofiarą w ich oczach. W sumie sama nie wie za co i dlaczego ją atakowali. Te pytania chyba zawsze pozostaną bez odpowiedzi. Zawsze jest pozytywną dziewczyną, stara się pomagać innym nie chcąc nic w zamian. Kiedy tylko może uśmiecha się i śmieje. Mama jej kiedyś jej powiedziała, że kiedy śmieje się ona, śmieje się z nią cały świat. W sumie... może to być prawda. Lubi pomagać innym, sprawiało jej to dużo satysfakcji. Za każdym razem gdy chadzała do Fiore, Oni atakowali ją. Zawsze to kończyło się podobnie, z siniakami, wyrwanymi włosami i ranami od potknięć, najwięcej ich było kiedy uciekała. Wtedy potykała się o własne nogi i robiła krzywdę samej sobie.
- Tato! Naucz mnie Kenjutsu! Oni... Oni mnie prześladują! - krzyknęła zła. Uderzyła pięścią w blat stołu w salonie.  Palił się telewizor, jednak zacięta walka, która toczyła się tam wzbudziła w niej złe emocje. tamte wspomnienia wróciły z zdwojoną siłą. Nie chciała być jak ten gościu w telewizji, nie była popychadłem dla innych. W końcu była uparta! A w dodatku jej tata ma taki styl walki mieczem, jest w tym najlepszy.
- Hm, aż tak Ci na tym zależy Lili? - spytał zdziwiony ojciec.
- Oczywiście! - odrzekła od razu bez chwili zawahania.
- No dobrze, tylko wiedz, że będziesz trenować ze mną  codziennie.
- Oczywiście ojcze! - krzyknęła entuzjastycznie.



***



Początek wakacji Y18. Lili lat 6




- Zła postawa! - krzyknął ojciec i podciął jej nogi bambusowym mieczem. Dziewczyna upadła na plecy i lekko zakręciło jej się w głowie.
- Jeszcze raz! - krzyknęła wstając z ziemi.  Nie miała zielonego pojęcia,  że Kenjutsu to takie trudne zajęcia, dobrze stanąć, spiąć mięśnie i wymachiwać mieczem, co w tym trudnego? No własnie nic. Dla początkującej Lili było to bardzo trudne. Mimo to łatwo uczyła się podstaw, w szkole też była dobra. W końcu hej! Nikt nie rodzi się mistrzem w jakiej\dziedzinie, co nie? Trening czyni mistrza i to też zamierzała zrobić. Trenować tak długo, aż będzie jej to dobrze wychodziło. I odegra się w końcu na tej trójce dzieciaków, którzy dostaną od niej w kość. W końcu przestaną ją atakować bez powodu.



ROZWINIĘCIE





***



Wakacje Y22, Lili lat 10



- W sumie... Tato? -spytała siedząc na plaży.  Pod tyłkiem miała spory plażowy ręcznik, niedaleko była torba z napojami, mleczkiem do ciała i innych potrzebnych rzeczy.
- Praca maga jest... trudna? W sumie tak sobie pomyślałam... Mamy nie ma już długo... Znaczy ta misja... Jest wymagająca, prawda? - spojrzała pytającym wzrokiem na ojca. Była jedynaczką. Jej rodzice są magami i pracują w jednej z lokalnej Gildii. Ostatnio mama wybrała niebezpieczną misję, która ma trwać pięć lat. Wszystko było by w porządku gdyby nie fakt, że w  domu nie ma jej już bardzo długo. Mijał... 3 rok? Tata ostatnio stał bardziej oschły z niewiadomych dla niej powodów. Westchnęła cicho. Dorosłe życie jest skomplikowane i co chwila rzucana jest im kłoda pod nogi.
- Tak. Pięcioletnia letnia misja jest trudna i wymaga niesamowitej siły woli by ją ukończyć. W końcu nie szła sama. Ma ze sobą dwójkę towarzyszy - rzekł by dodać otuchy swojej córce. Choć sam nie do końca był przekonany czy jego żona w końcu wróci do domu.
- No tak, mama jest silna... Poradzi sobie - rzekła Lili pewnym tonem głosu. Już nie raz była na misji i za każdym razem jej się udawało. Więc tym razem... Będzie tak samo! Na pewno. Głęboko w to wierzyła, tak na pewno będzie. W końcu wszystkie mamy są silne i niesamowite na swój sposób.


***




Początek wiosny Y26, Lili lat 14



Była późna pora, mijała właśnie godzina dwudziesta trzecia, tata i Lili spali. Drzwi do domu otworzyły się cichutko, weszła do domu, po czteroletniej przewie. Nie mogła się doczekać aż ich zobaczy. Była strasznie podekscytowana. Miała za dobą baardzo długą podróż do domu. Zapach... zapach jej małego domku oraz dwójki najbliższych jej serca. Czuła jak łzy napływają jej do oczu, tak długo czekała na tą chwilę, tak bardzo tęskniła za powrotem, a teraz tu jest. Serce radowało się niezmiernie, aż chciało by wylecieć z klatki piersiowej.
- Co jest? - spytała zaspanym głosem Lili schodząc po schodach. Jeden schodek zaskrzypiał głośno, następnie drugi. Ręką zdążyła wymacać światło, było strasznie ciemno i w dodatku późno. Serce matki stanęło, zasłoniła usta dłonią, jej mała córeczka! Tak bardzo dorosła, tak bardzo się zmieniła kiedy jej nie było, a ona nie mogła tego widzieć. Urosła i stała się piękniejsza.
- Mamo? To ty? - spytała zaskoczona, patrząc na zakapturzoną postać, która stała pod środku pokoju. Odsłoniła twarz i uśmiechnęła się przez łzy.
- Tak, kochanie, to ja - rzekła wycierając łzy rękawem.
- MAMO, TAK BARDZO TĘSKNIŁAM! - krzyknęła Lili na całym dom, podbiegła do mamy i wtuliła się w nią, obie się przewróciły na ziemię. Obie płakały, z szczęścia. Nie mogła uwierzyć, że jej mama w końcu wróciła do domu, była cała i zdrowa, a to liczyło sie najbardziej. Nic więcej do szczęścia nie potrzebowała.
- Skarbie? Czemu krzyczysz? - rzekł zaspanym tonem schodząc po schodach.
- TATO, TATO!! MAMA WRÓCIŁA! - zakrzyczała wesoło przez łzy. uklęknęła i wycierała łzy rękawem piżamy.
-NAJDROŻSZA! - wykrzyczał i podbiegł do niej Pocałowali się namiętnie w usta. Tak ten powrót wiele dla nich znaczył. W końcu rodzina mogła być w komplecie.



ZAKOŃCZENIE. CZY ABY NA PEWNO?




***



Środek wiosny Y27 Lili lat 15



- Hej, Lili mam dla Ciebie prezent - rzekł ojciec trzymając w dłoni podłużny zapakowany prezent.
- Dla mnie? Naprawdę? To jakaś okazja? - rzekła zdziwiona. Zawsze dostawała drobne prezenty, głównie w postaci misia czy ubrań, lub rzeczy bardziej codziennego użytkowania, jednak tym razem to było coś zupełnie innego.
-W sumie to nie ma okazji, jednak może Ci się kiedyś przydać - rzekł niepewnym tonem i podał podarunek swojej córce obiema rękoma. Wzięła opakowanie i ścisnęła papier ozdobny. Uniosła brew do góry, poczuła, że to co trzyma jest twarde w dotyku. Po rozpakowaniu prezentu zrobiła zaskoczoną minę. Ukazał jej się podłużny drewniany kij, na jego szczycie miał wyrzeźbione coś co wyglądało jak skrzydła i głowę... ptaka? Co najdziwniejsze ów prezent był podobnej wysokości co ona. Mozę z dziesięć centymetrów niższe niż ona.
-F...Fajny, ale do czego on służy? - rzekła zmieszanym tonem obracając kij w dłoniach od prawej do lewej robiąc małe półkole.
- Wiem, że w przyszłości będziesz chciała zostać magiem, dlatego też... Eh. Może kiedyś Ci się przydać jako broń, choć nie musi. Sama zdecydujesz co z nim zrobić słoneczko - rzekł i podrapał się z tyłu głowy zakłopotany.
- Dziękuję! Dobrze się nim zaopiekuję! - rzekła wesoło, położyła drewniany prezent na ziemi i rzuciła się na szyję ojca. Zawsze doceniała prezenty, zwłaszcza od najbliższych jej osób. W końcu poza rodzicami nie miała nikogo innego...

Wygląd prezentu:
https://imgur.com/YZPv0gz


***



Lato Y29 Lili lat 17




Ostatnie półtora roku było dla niej ciężkie. Najpierw mama, teraz tata. kolejna ciężka misja, nie wiadomo nawet kiedy wróci do domu. Oczekiwanie na najbliższą Ci osobę to najgorsze możliwe uczucie. Niepewność i nadzieja towarzyszą jej każdego dnia. Codziennie czuje, że jest to małe światełko nadziei, że jednak on wróci do domu, cały i zdrowy. Powiadają, że nadzieja jest matką głupich, może być to prawda, bo co innego jej pozostało niż wierzyć w siłę i determinację własnego ojca?
Dziś jednak ubrała się w luźniejsze jeansy, bluzkę z krótkim rękawkiem w kolorze różu oraz bluza z zamkiem w kolorze ciemnego fioletu. W dłoń zaś wzięła długi Drewnicy kij podarowany od ojca. Teraz stał się jej talizmanem i choć nie był on mały, teraz to nie miało znaczenia. Był dla niej ważny.
Dzisiaj zamierzała odwiedzić Fairy Tail, była tam kilka razy jednak tylko na obrzeżach Gildii, lecz nigdy nie w środku. Tym razem jednak zamierzała wejść i zobaczyć jak to wygląda w środku. Oraz jakich ludzi może tam spotkać.
Denerwowała się to oczywiste. Jednak z domu wyszła pewnym krokiem, jej dom był w wschodnim lesie niedaleko Fiore. Mangolie dobrze znała, od dziecka tam chodziła, Gildia zaś znajdowała się niedaleko. Widząc budynek przed swoimi oczami mocniej zacisnęła dłoń na talizmanie. Im bliżej podchodziła to tym bardziej budynek wydawał się większy, pokręciła głową na boki i dotknęła klamki, po chwili zawahania  otworzyła powoli drzwi i zajrzała do środka. Kilkoro ludzi było w środku, niektórzy bili się inni śmiali się siedząc przy stole. Niektórzy po prostu chodzili w poszukiwaniu zajęcia dla siebie. I była też ona... Stała niepewnie rozglądając się na boki. Nie sądziła, że będzie tu tak... przytulnie i z taką atmosferą... rodzinną. Uśmiech sam pojawił się na jej ustach. Teraz wiedziała, że jej iskierka nadziei nie zniknęła, a dzień w którym dołączyła do Gildii będzie jej najlepszym dniem pod słońcem.

Ciąg dalszy nastąpi...

Ostatnio edytowany przez Lilianna (2018-10-26 16:44:53)


Aktualny ubiór Lili:
-> Dopasowane spodnie w odcieniu ciemnego granatu, bluza zawiązana na biodrach, koszulka na ramiączkach z dekoltem w serek, trampki na nogach.
-> Na ramionach założony ma płaszcz, który jest w odcieniu ciemnego fioletu
-> Na prawym udzie przymocowany pokrowiec na sztylet.
=> Kolor Magii Lili https://i.imgur.com/h3UdVjI.jpg


Voice line Lilianna

https://i.imgur.com/Tr1XLpr.jpg
(Kliknij w obrazek, tam jest kp ;2)

Offline

 

#20 2018-10-26 11:21:51

 Nihil

Administrator

8260416
Zarejestrowany: 2014-06-15
Posty: 180
Ranga: Administrator
Płeć: M
Multikonta: Maeve, Cotaard, Blackwood

Re: Prolog

   
    Widziałem parę niedociągnięć, ale nie kolą one w oczy na tyle, bym miał od tego uzależniać ostateczną ocenę. Zadowolony jestem, że znalazłem nawet poliptoton. Zastosowany świadomie, czy nie jednak jest. Nie umknęło oku memu parę epitetów, ale na tym jednak środki stylistyczne się kończą.
    Konstrukcja sama zdaje mi się dość osobliwa, bo jest pomiędzy tymi akapitami, w miejscach związek przyczyny i skutku, ale wątki niektóre zdają się pourywane. Ot pojawia się rybak a później znika, jak sen, jaki złoty. Oczekiwałbym też rozwiązania wątku z chłopcami, choć rozumiem, że jest on pewnym przyczynkiem do tego, iż Twoja postać uczy się waliki, co ma sens. Nie mniej może można, go później gdzieś wykorzystać, tak jak motyw zaginięcia rodziców, całkiem zgrabnie poprowadzony.
   Ogólnie to historia, taka dość obyczajowa, bym powiedział, ale nie szkodzi jej to za bardzo. W trendzie krwawego dramaty funkcjonuje, jako swego rodzaju odmiana. Niekłuci się ona, jakoś ze światem przedstawionym, jeno trochę z mechaniką ogólnie przyjętą. Nie dajemy tutaj rzeczy na start, może za wyjątkiem ubrań, więc jeśli kij chcesz zachować odejmij sobie proszę jego cenę od początkowych klejnotów. Pod warunkiem oczywiście, że nie jest, to jakaś magiczna broń zagłady.
    Reasumując zostawiam Cię z 50 punktami na start, które możesz sobie rozdysponować pomiędzy statystki. Dałbym więcej, bo w sumie długość jest słuszna, ale wątki pocięte i pourywane, toteż jakoś wzdragam się przed tym a nie jest to różnica, którą jakoś trudno nadrobić.


http://i.imgur.com/diz8u3N.png - Odwiedzaj codziennie Ogłoszenia i Recepcję - bądź na bieżąco z wszystkimi zmianami na forum.
http://i.imgur.com/CoOg5C9.png - Zapraszam serdecznie na Ninja Clan Wars!
http://i.imgur.com/diz8u3N.png - Masz pytania? Zajrzyj do Poradników, prawdopodobnie tam znajdziesz odpowiedzi na większość niejasności.

Offline

 

#21 2018-10-26 16:45:02

 Lilianna

Gildia Fairy Tail

68906504
Skąd: Trójmiasto
Zarejestrowany: 2018-10-22
Posty: 256
Przynależność: Fairy Tail
Magia: Hikari no Maho
Ranga: Członek Gildii
Płeć: K
Rok urodzenia: Y12
Multikonta: Brak

Re: Prolog

[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Akcept by Vincent

Ostatnio edytowany przez Vincent (2018-10-26 17:48:35)


Aktualny ubiór Lili:
-> Dopasowane spodnie w odcieniu ciemnego granatu, bluza zawiązana na biodrach, koszulka na ramiączkach z dekoltem w serek, trampki na nogach.
-> Na ramionach założony ma płaszcz, który jest w odcieniu ciemnego fioletu
-> Na prawym udzie przymocowany pokrowiec na sztylet.
=> Kolor Magii Lili https://i.imgur.com/h3UdVjI.jpg


Voice line Lilianna

https://i.imgur.com/Tr1XLpr.jpg
(Kliknij w obrazek, tam jest kp ;2)

Offline

 

#22 2018-10-30 00:32:07

Mizuki

Gildia Fairy Tail

66349893
Zarejestrowany: 2018-10-12
Posty: 134
Przynależność: Fairy Tail
Ranga: Członek Gildii
Rok urodzenia: Y14
Multikonta: Brak

Re: Prolog

[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Akcept by Vincent

Ostatnio edytowany przez Vincent (2018-11-02 18:04:59)


http://i64.tinypic.com/xfw8eb.jpg

Offline

 

#23 2018-11-02 15:03:05

Yami

Gildia Grimoire Heart

67714712
Zarejestrowany: 2018-11-02
Posty: 35
Przynależność: Grimoire Heart
Ranga: Członek Gildi
Płeć: Mężczyzna
Rok urodzenia: Y14
Multikonta: Brak

Re: Prolog

Nazywam się Yami Torimasu a oto moja historia.



       Urodziłem się w roku Y14 w państwie zwanym Chowa. Matka wydała mnie na świat w ogromnych bólach, godzinami walcząc ze swoim organizmem i przechodząc granice wytrzymałości własnego ciała. Przeżyła lecz pamiętam coś czego nie powinienem mieć prawa zapamiętać a były to jej zimne dłonie, które trzymały moje nagie niemowlęce ciało jeszcze z nieodciętą pępowiną. Przypominając sobie te chwile po latach odnoszę wrażenie, iż w jej ręce przelały się całe obawy o moje życie w tej zalanej ciemnością krainie. Moje imię nie jest przypadkiem, czy też zwyczajnym efektem aprobaty ze strony rodziców w jego brzmieniu. W mojej osadzie wierzono, że imiona mają moc i chronią przed tym co same oznaczają, dlatego też "Yami", które prosto tłumacząc oznacza "Ciemność", miało być idealne dla dziecka zrodzonego w Chowa. Niestety też według wierzeń, imiona czasami mogły działać odwrotnie i przyciągać to przed czym obiecały strzec ludzką istotę. Mnie podpięto pod opcje drugą. Zaledwie pół roku od moich narodzin na nasz kraj spadł kataklizm w postaci smoków. Wszystko oczywiście zostało zrzucone na niemowlę, które jedyny dźwięk potrafiący z siebie wydusić to losowy zbitek kilku liter, brzmiących raczej jak mlaskanie niżeli słowo. Zlinczowano moich rodziców za nadanie imienia, które sprowadziło ciemność pod postacią smoków na nasz kraj i wygnano dzięki czemu udało nam się uniknąć bezpośredniego zetknięcia z bestiami.
       Kroczyliśmy wiele dni przed siebie a ojciec większość zdobytego prowiantu przeznaczał matce by ta mogła produkować mleko, które było wtedy jeszcze niezbędne do mego rozwoju. Tak po przebytych kilometrach dotarliśmy do Chinmoku z nadzieją na znalezienie nowego domu. W owym kraju znajdowało miasto a raczej ponowie osada nazywa przez tutejszych Janguru. Matka ze mną w ramionach zakrytym kawałkiem materiału z ubrania pozostała w lesie oczekując powrotu ojca z eksploracji mieściny. Gdy ten powrócił zrozumiała z jego słów, iż tutejsi ludzie są nieco sceptycznie do nas nastawieni i lepiej z początku zamieszkać gdzieś pod samym Janguru. Los był dla nas łaskawy gdyż przemierzając las odnaleźliśmy opuszczoną drewnianą chatę, która stała się dla nas domem na wiele kolejnych lat. Tata był dobrą głową rodziny i niezłym majsterkowiczem, dzięki niemu udało się doprowadzić budynek do stanu użyteczności i z każdym rokiem coraz lepiej zagospodarowywał teren stając się dla Janguru kimś na wzór leśniczego. Ja sam nie zbliżałem się miasta aż do Y27.
       Miałem wtedy trzynaście lat i co za tym szło, na tyle krzepy aby zacząć pomagać ojcu przy pracy. W moje urodziny poprosił mnie abym poszedł z nim do Janguru gdzie miał odebrać swą wypłatę. Z racji wpływu gotówki mogłem wybrać sobie jeden prezent, który nie zaburzy budżetu przeżycia w naszym domostwie. Całą drogę do osady rozmyślałem nad swoimi pragnieniami, oczywiście tymi realnymi jednakże po wkroczeniu na główną ścieżkę gdy zaczęły wyrastać domy, zaczęło się dziać coś niewyobrażalnego. Osadnicy spoglądali na mnie z przerażeniem, szepcząc coś między sobą. Moje młode uszy były w stanie dosłyszeć taki słowa jak "demon", "potwór", "sprowadzi na nas ciemność". Serce zaczęło bić jak oszalałe a ojciec dostrzegając ów zachowanie, poczuł zagrożenie. Przed jego oczyma musiała pojawić się scena z Chowa gdy okrzyknięto niemowlę zwiastunem mroku. Biegiem opuściliśmy osadę. Mimo, że nikt nas nie gonił nadal gnaliśmy ile sił w nogach by zostać wyrwanym z amoku przez ogromny huk. Przewróciłem się, uderzając twarzą prosto w ziemię. Gdy tylko wstałem, obracając głowę w kierunku dochodzącego dźwięku, ujrzałem ogromnego smoka wyrastającego wysoko ponad drzewami ze ślepiami wpatrzonymi prosto we mnie. Mimo, że znajdował się wiele metrów dalej i byłem dla niego ledwo dostrzegalną mrówką, jego gadzie źrenice skierowane były wprost w moje przestraszone oczy. Pot zlewał moje ciało a strach rozluźnił zwieracze i będąc zupełnie szczerym - posikałem się. Zerknąłem na ojca, który stał jak wryty lecz mimo przerażenia, przesłonił mnie swoim ciałem. Bydle ruszyło w naszym kierunku. Tata chwycił za największy kawałek drewna jaki tylko znalazł i ruszył na potwora. Pamiętam, że usłyszałem tylko "uciekaj!", które odpijało się między moimi uszami. Z jakiegoś powodu nie byłem wtedy w stanie zrozumieć tych słów tak jakbym zapomniał całej mowy, której uczono mnie przez lata. Smok zbliżył się na tyle bym mógł poczuć jego smród. Głuche uderzenia kija o łuski, rozchodziły się echem po lesie a ja dalej siedziałem ogłupiały. Wtedy moje przerażone oczy dostrzegły jak smoczy pazur przebija mego ojca na wylot, robiąc w nim dziurę wielkości koła od powozu. Coś we mnie pękło. Jeżeli w mym ciele była zamknięta jakaś ciemność o której wszyscy mówili to właśnie wtedy wyszła na zewnątrz. Pamiętam jedynie spowijający mnie niczym aura mrok. Tu film się urywa.
       Obudziłem się z obolałą głową na pokładzie prowizorycznego jachtu płynącego do nieznanego mi miejsca. Po za mną był na nim starszy mężczyzna, który dostrzegając moje przebudzenie, podał mi pojemniczek z wodą pitną. Gdy podniosłem głowę zobaczyłem, że otacza mnie z każdej strony woda. Zapytawszy dziadka o to co się stało, odparł, że znalazł mnie w lesie gdy uciekał przed smokami do swego jachtu. Leżałem nieprzytomny a dookoła mnie było mnóstwo krwi, która jednakże do mnie nie należała. Postanowił mnie uratować i zabrać ze sobą do Ca-elum. Płynęliśmy wiele dni żywiąc się jedynie rybami złowionymi w bezkresie morza, dzięki czemu nauczyłem się je łowić.
       W końcu dopłynęliśmy do portu w północnym archipelagu Ca-Elum gdzie obyło się bez komitetu powitalnego. Staruszek poprosił mnie abym poczekał na pokładzie do czasu aż rozejrzy się za lokum ale po kilku dniach oczekiwania nie powrócił. Zrozumiałem, że zostałem zdany na siebie a z racji, iż zaczęło brakować prowiantu zebranego na morzu, musiałem zdobyć racje żywnościowe. Po sprzedaniu kilku jeszcze świeżych ryb, za które płacili tutaj całkiem solidnie, miałem nieco waluty na przetrwanie. Nieszczęśliwie został okradziony jak i z pieniędzy tak i z jachtu. Próbując postawić się napastnikowi jedynie zostałem pobity, a spuchnięta twarz nie budziła w ludziach nawet politowania a jedynie śmiech i pogardę. Tak zostałem żebrakiem a gdy nie przynosiło to prawie żadnej szansy na przetrwanie, postanowiłem kraść, często zaszywając się później w ciemnych uliczkach, kanałach czy pod mostami. Nauczyłem się żyć w ten sposób a także zdobyłem dzięki temu lepszą sprawność. Coraz szybciej biegałem, coraz więcej mogłem unieść i coraz zwinniej uciekać spod rąk władzy i ludzi. Jednak to co we mnie rosło najbardziej to nienawiść - nienawiść do ludzi i do smoków a zwłaszcza tego, który odebrał mi dom.
       To miał być kolejny zwykły, przynajmniej dla mnie, dzień. Podążając ulicą szukałem celu do obrabowania. Ujrzałem mężczyznę, który jak na standardy archipelagu wyglądał niczym książę. Jego sakwa z kryształami wisiała na widoku co brzmiało dla mnie jak łatwy, arogancki cel. Założyłem kaptur na głowę i ruszyłem w dzikim biegu, zbliżając się do mężczyzny. Gdy moja dłoń zacisnęła się na sakwie i już miała ją zerwać z pasa, poczułem uścisk w nadgarstku. Jeszcze nikt nigdy nie złapał mnie tak mocno i stanowczo przez co oblał mnie zimny pot. Próbowałem się wyrywać ale jego dłoń nawet nie drgnęła pod naciskiem mojej siły. Jego twarz obróciła się w moją stroną a jego oczu zerknęły prosto w moje. Miałem wrażenie jakby penetrował w tej chwili moją duszę, jakby chciał mnie przerazić na śmierć samym spojrzeniem lecz ten zmrużył swe ślepia a jego twarz obrała minę zdziwienia. Usłyszałem tylko: "Ogromny potencjał" a jego dłoń zwolniła mą rękę. Nie uciekłem. Pierwszy raz w historii, ktoś obcy nie nazwał mnie potworem. Pierwszy raz w życiu naprawdę poczułem, że mogę gdzieś przynależeć. Chciałem wiedzieć kim jest i skąd jest. Gdy opowiedział mi o swej gildii oraz jej celach, wiedziałem kim chce zostać.

Członkiem Grimoire Heart


https://i.imgur.com/rV9xunO.jpg

Offline

 

#24 2018-11-02 16:58:30

Vincent

Administrator

Zarejestrowany: 2018-07-07
Posty: 179
Ranga: Administrator
Płeć: Mężczyzna
Multikonta: Ryū

Re: Prolog

    W porządku, wszystko jasne. Historia nie za długa, ale bardzo przyjemnie się ją czytało. To co najbardziej mi się spodobało był fakt, że zręcznie operujesz między datami, które wpisane są w kalendarium fabularnym wydarzeń na MGW, co jak do tej pory jest miłą odmianą. Wydarzenia, w których Twoja postać brała udział bez wątpienia pozwalają zbudować jej charakter, a także przyszłą fabułę, która skupia się nie tylko na samej nienawiści do ludzi, której zaznał Yami, ale również smoków i powodu by z nimi walczyć.
    Lecz nie wszystko jest takie kolorowe. Nie do końca wiem co stało się z matką, o której słowa milknął po drugim akapicie. Być może masz plan odnośnie tego wątku, ale w historii nie zostało zaznaczone jakie stanowisko przyjmuje Yami. Wątek ze smokiem również budził we mnie wiele kontrowersji i był tym, który musiałem przedyskutować. Osobiście odbieram to jako nienaturalne zachowanie bestii, która jednym machnięciem ogona jest w stanie wyrwać drzewa z korzeniami, na niemałym obszarze. Jednak z Nihilem doszliśmy do wniosku, że "coś" musiało się stać i smoczysko postanowiło zająć się czymś innym i nie tracić czasu na chłopaka.
    Biorąc to wszystko pod uwagę uważam, że 55 punktów statystyk, które Ci przyznaje jest uczciwą nagrodą za, powtórzę się raz jeszcze, dobrą historię, która otwiera wiele możliwości na dalszy rozwój Twojej postaci. Możesz nie zgodzić się i tym samym zażądać poprawy prologu, ale jeżeli uważasz, że 5 punktów nie robi Ci dużej różnicy i można ją spokojnie nadrobić jedną misją, to pozostało mi życzyć powodzenia w dalszym etapie tworzenia postaci

Offline

 

#25 2018-11-02 17:59:59

Yami

Gildia Grimoire Heart

67714712
Zarejestrowany: 2018-11-02
Posty: 35
Przynależność: Grimoire Heart
Ranga: Członek Gildi
Płeć: Mężczyzna
Rok urodzenia: Y14
Multikonta: Brak

Re: Prolog

[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Akcept by Vincent

Ostatnio edytowany przez Vincent (2018-11-02 18:05:09)


https://i.imgur.com/rV9xunO.jpg

Offline

 

#26 2018-11-02 18:42:42

Nega

Gildia Fairy Tail

66559161
Zarejestrowany: 2018-09-30
Posty: 15

Re: Prolog

      Drogi pamiętniczku, nazywam się Nega Laard i mam 15 lat. Urodziłam się 27 grudnia roku Y15 i już wtedy wszyscy wiedzieli, że zostanę najznamienitszym magiem w całym Earthland! Jednak zacznijmy od początku.
      Pochodzę z rodziny Laard, znanej z różnorakich podróży po okolicznych krainach, których celem jest odkrywanie nowych informacji oraz artefaktów dawnych cywilizacji. Moi rodzice, Reon i Marion, są najlepszymi rodzicami, jacy mogliby się trafić dziecku. Chyba nie mogłam sobie wymarzyć bardziej kochających i troskliwych opiekunów, którzy traktowali mnie jak księżniczkę! Co prawda dosyć ekscentryczni  z nich magowie w swoim stylu bycia, ale to też w nich kocham. Już od najmłodszych lat zabierali mnie na swoje ekspedycje, więc zwiedziłam już trochę tego świata… Nawet jeżeli niekoniecznie pamiętam te wszystkie kraje, ale jednak moja stopa w nich stanęła. Wychowaniem mnie oczywiście zajęła się mama, chociaż nie będę ukrywać, że kształtowali mnie również inni członkowie ekspedycji czy nawet napotkani ludzie z różnych krain, więc nie boję się innych kultur, nawet tych najbardziej prymitywnych plemion w Earthland.
      Pamiętam, że zawsze byłam inna od wszystkich dzieci, z którymi miałam kontakt podczas wszelkich podróży, nawet przebywając w Fiore, nie przepadałam za innymi dziećmi, bo były takie… Naiwne? Głupie? Uważałam ich towarzystwo za degradujące mnie… Przynajmniej teraz mogę ująć to w takie słowa. Szybko wyrosłam z wszystkich zabawek i igraszek, od dziecka marzyłam stać się kimś wielkim, wyjątkowym, a bądźmy szczerzy, papranie się w piasku nie pomogłoby w najmniejszym stopniu. Już w wieku 5 lat zaczęłam interesować się sprawami związanymi z pracą moich rodziców, były o wiele ciekawsze, pełno było w nich niewiadomych, zawiłości, ciągłych tajemnic i niedopowiedzeń. Kochałam to.
      Niedługo po tym zaczęłam być coraz bliżej pracy moich rodziców. Z początku brali to zainteresowanie raczej z przymrużeniem oka, pozwalali mi czytać stare teksty, mapy, szukać nowości w kolejnych wazach z wykopalisk, ale ja chciałam więcej! Pragnęłam sama postawić krok w jednym z grobowców czy ruin, spróbować rozczytać starożytne pisma, odnaleźć sekretny artefakt! Nie dlatego mówili mi, że jestem wyjątkowa, by w tamtym momencie trzymać mnie z daleka od moich zainteresowań. Błagałam ich dniami i nocami, żeby pozwolili mi wejść do grobowca, poczuć ten zapach, zobaczyć jak wygląda. Nie byłam wtedy już dzieckiem, miałam 8 lat, a inteligencją zdawałam się prześcignąć niejednego napotkanego po drodze nastolatka. W końcu wyszło na moje, mogłam z nimi wejść, ale jedynie jako gap… Nie byłam z tego zbytnio zadowolona, ale lepsze to niż nic, prawda? Tak sobie z początku wmawiałam. Wciąż pamiętam zapach wielkiej chmury kurzu i prochu, który uniósł się po otwarciu wrót. Wszystko wewnątrz zdawało się czekać zatrzymane w czasie, by mogły zostać odkryte na nowo przez ludzi takich jak moi rodzice, tacy jak ja.
      Każdy krok wewnątrz starej budowli zdawał się mnie coraz bardziej kusić. Nieznane napisy na ścianach zdawały się pisane niby wierszem, rozsypane fragmenty urn prosiły o ich ponowne złożenie, natomiast stare przedmioty ustawione na kamiennych półkach błagały o zabranie ich ze sobą. Każda z tych rzeczy zdawała się nawoływać mnie słodkim głosem, głosem proponującym jedno – nieznaną wiedzę. Jak opierałam się tym pokusom, do dziś nie wiem, jednakże pamiętam jedno – moment, gdy stanęliśmy przed wrotami głównej sali. Moje serce biło tak szybko, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. Już otworzyli kolejne wrota, zrobili pierwsze kroki, za którymi podążałam, gdy nagle… Jedna ręka zatrzymała mnie dosłownie krok przed wejściem. Jedyne co w tej chwili mogłam zrobić, to wyciągnąć dłoń, by spróbować schwytać mój raj, chociaż go musnąć, lecz na próżno. Kiedyś mnie zabiorą, kiedyś jak będę starsza, a teraz mam zmykać do obozu, niedługo wrócą… Czułam się wtedy… Upokorzona. Całe te starania, jakie wkładałam, prośby, które do nich wznosiłam, a oni? A oni jakby zamknęli wrota do raju, gdy stanęłam u ich progu.
    Byłam zła, wręcz wściekła, lecz teraz… Teraz jestem im za to wdzięczna. Nadal mam ten widok przed swoimi oczami… Wychodząc z grobowca, mogłam zauważyć to piękne, zachodzące Słońce, które  oświecało złocisty piasek pustyni. Wtedy go zauważyłam, niedokładnie, bo była to dosłownie sekunda, gdy z rozpostartymi skrzydłami przeleciał wzdłuż nieba niczym spadająca gwiazda, wzbudzając za sobą rześki podmuch wiatru. Jestem pewna, że to był on – smok. Znów poczułam to rytmiczne bicie serca z ekscytacji tym widokiem, ów stworzenie… Ono był czymś zupełnie nowym, zupełnie mi nieznanym.

      Dokładnie 2 lata później zrezygnowałam z dalszej podróży wraz z rodziną, wracając do rodzinnego Fiore. Już wtedy postanowiłam, że pragnę zacząć podążać własną ścieżkę w życiu, poszerzając przy tym swoją wiedzę. Wiedziałam jednak jedno – w tej wyprawie będę potrzebować czegoś więcej, aniżeli podstaw magii, musiałam stać się jeszcze silniejsza. Dlatego też wyruszyłam do człowieka, który pomógłby mi w tym najlepiej, mojego dziadka Kuena. Został on samotnikiem, swego rodzaju mędrcem, który poświęcił większość życia na nauki na temat magii. Byłam pewna, że nie znajdę nikogo lepszego niż on i nie myliłam się. Gdy stanęłam przed drzwiami jego domu, on już wiedział, po co przyszłam, mówił, że widać to było w moich oczach. Widział ten sam blask, który do tej pory mógł zauważyć jedynie w swoich oczach.
      Naukę zaczęłam zaraz od następnego dnia. Mogłam na nowo zatopić się w księgach, których nigdy nie widziałam na oczy, przeczytać osobiste manuskrypty dziadka, kilka razy udało mi się nawet poznać jego bliższych przyjaciół i wysłuchać ich wywodów na temat magii. Każda informacja była dla mnie czymś nowym i nieznanym, lecz nie na samej teorii kończyła się ta nauka. Z czasem zaczęły dochodzić elementy praktyczne, zaczynając od rzeczy tak błahych jak zwyczajna kontrola własnej energii, medytacja oraz opanowanie nad myślami, przechodząc z czasem w wykrzesanie prawdziwego potencjału magicznego. Zdaniem dziadka, to nie mag wybiera magię, to ona wybiera jego przez naturalny talent, znajdujący się w duszy maga. Po niezliczonych godzinach medytacji i mi się to udało, wzniecając po raz pierwszy raz purpurowy płomień w dłoniach.
      Spod skrzydeł dziadka odeszłam kilka miesięcy po moich urodzinach, lecz nim to zrobiłam, usłyszałam od niego te słowa zaraz po pożegnaniu „Za dwa lata staniesz na wyborze jednej z trzech ścieżek moja droga. Którą podążysz, stanie się twoim wyborem, lecz każda z nich doprowadzi Cię do zupełnie nowego życia.”. Nadal nie do końca rozumiem słowa dziadka, ale może po prostu chciał mi powiedzieć, żebym żyła tak jak uważam? Zobaczę zapewne za dwa lata, lecz teraz… Czas ruszać dalej.

Nega Laard

Offline

 

#27 2018-11-02 20:03:44

Vincent

Administrator

Zarejestrowany: 2018-07-07
Posty: 179
Ranga: Administrator
Płeć: Mężczyzna
Multikonta: Ryū

Re: Prolog

    Więc kolejna historia do sprawdzenia.
    Tak samo jak poprzednio czytanie zleciało bardzo szybko i przyjemnie, nie dopatrzyłem się żadnych rażących błędów ortograficznych, ale sam wybitnym polonistą nie jestem, więc nawet jakby jakieś się znalazły, to prawdopodobnie machnął bym na nie ręką.
    Z jednej strony bardzo fajnie, że postać zbudowana jest na zainteresowaniu fabularnych rodziców i jest powiązana z tym co miało już miejsce. Osobiście bardzo lubię wydarzenia, w których człowiek poznaje kawałek historii, a w uniwersum MGW może to doprowadzić do wielu ciekawych, pełnych emocji i ryzykowanych eventów, gdzie Twoja postać może odegrać większą rolę niż pozostałe.
    Co mi się jednak nie spodobało. Smok przecinający słoneczną tarczę. Szkoda, że nie zostało określone gdzie dokładnie odbywały się wykopaliska w tym konkretnym fragmencie, ale wnioskując po pustynnym terenie, sądzę, że chodziło Ci o Pergrande. Teoretycznie jest to możliwe, jednak Twoja postać bardziej zobaczyłaby niewielką plamkę z dwoma poruszającymi się kikutami jako skrzydła, niż pełnowymiarowego smoka czy nawet w mniejszej skali, ale nadal z zachowanymi szczegółami. Można przyjąć, że odbywało się to w pobliżu granicy, ale wtedy warto wspomnieć o fortyfikacjach obronnych, ruchach wojsk no i zakazie wstępu. Szkoda, że wątek rodziców tak szybko został przerwany. Na początku wychwalałem to, ale zabrakło mi tutaj konkretnego powodu.
    Podsumowując, bo za bardzo zacząłem się rozpisywać. Za prolog przyznaje Ci 52 punkty statystyk, tak samo jak poprzednicy możesz przyjąć bądź sądzić się o te dodatkowe osiem punktów, w postaci poprawienia prologu. To co jest bardziej opłacalne zależy od Ciebie, dlatego też jeżeli masz jakieś obiekcje to zapraszam na PW/GG, a jeżeli nie, to życzę Ci powodzenia w dalszym tworzeniu postaci.

Offline

 

#28 2018-11-04 18:57:30

Nega

Gildia Fairy Tail

66559161
Zarejestrowany: 2018-09-30
Posty: 15

Re: Prolog

[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Akcept by Vincent

Ostatnio edytowany przez Vincent (2018-11-04 23:04:32)

Offline

 

#29 2018-11-24 02:58:31

Mosuke

Gildia Lamia Scale

Zarejestrowany: 2018-11-20
Posty: 2

Re: Prolog

    Historia zaczyna się w roku Y12 we wsi Tully leżącej w królestwie Fiore. Na świat przychodzi Mosuke, syn Toushiro i Ami. Wczesne lata swojego dzieciństwa spędzał głównie w towarzystwie swojej matki, która byłą osobą bardzo surową i nieokazującą praktycznie żadnych uczuć poza wyrazem niezadowolenia z własnego syna. Nie raz powtarzała małemu chłopcu, że jego narodziny były jednym z najgorszych dni w jej życiu, co wpływało na psychikę jej synka. Miała ona za to jedną pasje, której oddała się bezgranicznie, a mianowicie zbierała drewniane lalki. Lalki te były najróżniejsze, od brzydkich, wyglądających praktycznie jak klocki tyle, że z wyrzeźbionymi twarzami, aż po piękne, staranie wykonane, przypominające do złudzenia ludzi. Były również takie, które ciężko nawet nazwać lalkami, raczej były to drewniane figury geometryczne. Mosuke nienawidził tych lalek z bardzo prostego powodu, były one dla Ami jak dzieci, które kochała w przeciwieństwie do jej prawdziwego potomka.  Jej zachowanie diametralnie zmieniało się, gdy w domu pojawiał się jej mąż, z wyrodnej przekształcała się w opiekuńczą, kochającą matkę. Mosuke nigdy nie mówił ojcu o zachowaniu matki, ponieważ okropnie się jej bał, zresztą nie chciał martwić o tym Toushiro podczas jego kilkudniowych wizyt w domu, gdyż widział w nim ból spowodowany tym, że miał mało czasu dla swojej rodziny. Ojciec chłopca był magiem z gildii Lamia Scale dlatego większość czasu spędzał w mieście Margaret bądź na misjach zostawiając swojego syna samego z Ami. Zawsze gdy przebywał w domu opowiadał małemu Mosuke jak wspaniale jest być członkiem gildii gdzie ludzie traktują się jak rodzina, z tego powodu chłopiec chciał zostać magiem dokładnie jak ojciec. Dużo słyszał z historii ojca jak wspaniałą gildią jest właśnie Lamia Scale.

      W roku Y22 Toushiro powrócił z pewnej misji, która niemal kosztowała go życie, postanowił więc, że jest to odpowiednia chwila, aby zacząć trenować swojego syna. Mosuke chcąc spędzić więcej czasu ze swoim ojcem przystał na jego propozycje i tak właśnie rozpoczęła się jego przygoda. Mając zaledwie 10 lat chłopak wstawał codziennie o ósmej rano i zaczynał biegać wraz ze swoim nauczycielem. Z samego początku były to krótkie dystanse o odległości zaledwie jednego kilometra. Gdy bieg się zakończył Mosuke miał czas, aby zjeść i lekko odpocząć by dalej kontynuować trening walki wręcz. Toushiro uczył syna jak uderzać technicznie przy niewielkim użyciu siły. Chłopak był poirytowany, gdy ojciec kazał mu po raz pięćsetny wyprowadzać wciąż ten sam cios, lecz wiedział, że ciężki trening skutkuje wspaniałym rezultatem. Pod koniec dnia Mosuke był wyczerpany i nie miał już siły, aby cokolwiek robić więc Toushiro wpadł na pomysł, że będzie mu opowiadał jak wspaniałą rzeczą jest magia i w taki oto sposób Mosuke zaczęły interesować rodzaje magii, to skąd ona się bierze i do jakich celów wykorzystują ją ludzie. Toushiro musiał jednak spełniać swoje obowiązki jaki głowa rodziny oraz członek gildii więc dalej wyruszał na misje i nie było go miesiącami jednak od momentu kiedy zauważył ekscytacje syna względem magii z każdej wyprawy przywoził mu prezenty, a mianowicie książki, z których Mosuke mógł czerpać informacje oraz szukaj odpowiedzi na pytania, które go nurtują. Chłopak kontynuował swoje treningi fizyczne jak i pogłębianie wiedzy w temacie magii pod nieobecność ojca. Jedyną rzeczą, która męczyła go ciągle był fakt, że jego matka nie okazuje mu miłości. Dochodziło już do tego, że Ami potrafiła go bić za to w jakim stanie były jego ubrania po powrocie z zabaw z kolegami z wioski.

    Rok Y24, Mosuke ma dwanaście lat jego ojciec powraca z kolejnej misji oraz kolejnym prezentem. Nie była to tym razem książka, a mały szczeniak, zwykły kundel biało czarnej maści. Pies miał na celu nauczyć syna odpowiedzialności oraz pogłębiania więzi. Mosuke nazwał psa Kumiko i od tej chwili stali się wręcz nierozłączni. Zaczęło się od zwykłych komend typu siad, aport i podaj łapę jednak Mosuke zauważył, że Kumiko jest inteligentnym psem więc zaczął uczyć go coraz innych rzeczy. Z czasem Kumiko był w stanie przynosić swojemu właścicielowi książki bazując na kolejności w jakiej były ułożone. Oczywiście jak to pies potrafił być również niesforny, a jego hobby było podkradanie lalek z kolekcji Ami oraz gryzienie ich za co nie raz Mosuke dostawał kary. Szczególnie spodobał mu się drewniany deltoid, który jakoś umknął uwadze matki więc chłopak postanowić go ukryć chowając go w budzie zwierzaka. Owa figura miała wyrzeźbioną smutną twarz, a jej najbardziej charakterystycznym elementem była łza pod prawym okiem.

    Kolejne cztery lata życia Mosuke poświęcił w całości ciężkim treningom swoim oraz swojego psiego towarzysza. Codzienne bieganie później trening walki wręcz oraz wieczorne czytanie książek na temat magii, tak jak nakazał mu ojciec. Kumiko został nauczony atakowania na rozkaz by być wsparciem dla nastolatka. Pewnego dnia do domu powrócił Toushiro jednak jego nastrój wskazywał na to, że stało się coś złego bądź ma się stać. Okazało się, że za tydzień wyrusza w bardzo ważną misje i istnieje szansa, że nie wróci z niej żywy więc chce przyspieszyć trening Mosuke, lecz nie był to zwykły trening, lecz opanowanie magii. Cały tydzień poświecił swojemu synowi, medytował z nim oraz uczył skupiana energii magicznej podając nowe informacje na jej temat. Efekt nie był zadowalający. Mosuke czuł, że w jego ciele przepływa magia, lecz nie potrafił jej w żaden sposób użyć czy też uformować żadnego tworu za jej pomocą. Był zawiedzony i przygnębiony.

      Po wyjeździe ojca Mosuke dalej z ogromną determinacją medytował starając się uaktywnić swoją magiczną moc jednak dalej nie dawało mu to żadnych efektów. Pewnego dnia sfrustrowany postanowił udać się na spacer do lasu razem ze swoim towarzyszem Kumiko. Szedł lasem pełnym drzew liściastych i obserwował ich piękno. Zachwycał się każdym dźwiękiem, zapachem, rośliną czy też zwierzyną, jednak nagle coś przykuło jego uwagę. Były to krzaki, które ruszały się tak jakby coś się w nich chowało. Kumiko zaczął szczekać jakby coś było to coś złego, nie mylił się. Z krzaków wyskoczył wilk. Nastolatka zamurował ten widok, nie wiedział co ma począć więc zaczął się cofać i potknął się o kamień przewracając się na ziemię. Na plecach miał założony plecak, a w nim kilka owoców i książkę. Cała zawartość plecaka wysypała się, Mosuke zauważył, że znajduje się tam jeszcze jedna rzecz. Był to drewniany deltoid, czyli ulubiona zabawka Kumiko. Chłopak spoglądał na smutną twarz wyrytą w figurze i myślał, że to początek jego końca. Postanowił zaryzykować i złapał ten kawał drewna podnosząc się z ziemi i rzucając nim w wilka. Chciał kupić sobie kilka sekund na ucieczkę. Wilk dostał prosto w pysk, Mosuke zawołał swojego kompana i zaczął uciekać. Po przebiegnięciu dwustu metrów lasem zauważył, że w jego pobliżu nie ma Kumiko więc pomimo wielkiego strachu postanowił wrócić się po swojego psa. Gdy dobiegł na miejsce zobaczył, że Kumiko leży na ziemi i się nie rusza. Wilk zniknął bez śladu. Mosuke padł na ziemię, a z oczu zaczęły cieknąć łzy, wielki żal rozrywał jego serce na miliony kawałków. Przytulił się do psa i zaczął go przepraszać za to, że od początku nie zorientował się o tym, że nie uciekają razem. Nagle stało się coś niezwykłego, Kumiko polizał rękę chłopaka i ostatkiem sił podniósł głowę do góry patrząc Mosuke prosto w oczy po czym zaraz upadła bezwładnie. Całej tej sytuacji towarzyszyło dziwne uczucie przechodzące przez ciało Mosuke. Było ono dziwne z tego powodu, że Mosuke czuł już podobne podczas medytacji z ojcem. Była to magia, a dokładniej magia Figurowych Oczu. Chłopak zorientował się o co chodzi, wiedział, że jest w posiadaniu duszy Kumiko więc złapał za drewniany deltoid i mocno się skupił. Po chwili udało mu się umieścić ducha Kumiko w jego dawnej zabawce. O tego typu magii Mosuke czytał w jednej z książek od ojca więc zdawał sobie sprawę jak jest niebezpieczna więc czym prędzej popędził do domu, aby znaleźć coś co pozwoli mu zakryć swoje oczy. Wchodząc do domu od razu udał się do pokoju ojca i zaczął szukać. Po pół godziny przewalania gratów Toushiro znalazł rzecz odpowiednią – gogle. Gogle były skórzane, można było regulować ich wielkość, a czerwone szkła znajdujące się w nich nie pozwalały widzieć oczu osoby, która je nosi, a jednocześnie nie ograniczały w żaden sposób widoczność. Zaraz obok nich leżała czarna maska z trzema otworami filtrującymi, coś na wzór maski gazowej. Tak skomponowany zestaw Mosuke założył na siebie i ruszył w podróż, aby doskonalić magię, którą dopiero co odkrył w sobie. Nie mówiąc nic matce, bo i tak nie łączyło go z nią nic poza krwią opuścił wioskę.

      Dwa lata zajęło młodemu magowi, aby opanować walkę z jedną lalką, która była dla niego bardzo ważna, w końcu znajdowała się w niej dusza jego psa Kumiko. Z drugiej strony miał wyrzuty sumienia, że więzi go w drewnianym deltoidzie. W jego głowie odbywała się walka pomiędzy uwolnieniem duszy Kumiko, a ich dalszą przygodą. Przez bardzo długi czas rozważał wszystkie za i przeciw, aż w końcu zdecydował, że najlepiej będzie jak wypuści duszę psa i pozwoli mu odejść na wieki i tak też zrobił. Uwolnił Kumiko, a deltoid spalił w ognisku, aby nie wywoływał wspomnień. Teraz mając osiemnaście lat postanowił iść w ślady swojego ojca więc wyruszył do miasta Margaret, aby dołączyć do gildii swego ojca. Podróż zajęła mu kilka dni, gdy tylko pojawił się na miejscu udał się do siedziby gildii Lamia Scale i zaczął wypytywać o ojca, Toushiro Aoki. Młody chłopak zaciekawił pewnego mężczyznę, było po nim widać, że jest to mag doświadczony i na pewno potężny. Był to Marcus Blanco obecny mistrz gildii Lamia Scale. Mosuke zaczął wyjaśniać w jakim celu pojawił się w siedzibie najsilniejszej gildii w królestwie Fiore. Chłopak jednak nie spodziewał się tego co usłyszał. Toushiro Aoki nigdy nie był członkiem Lamia Scale. Wydawać by się mogło, że to jakiś żart, ale była to najszczersza prawda, która wstrząsnęła Mosuke jeszcze bardziej niż jego dzieciństwo czy utrata przyjaciela. W tej chwili chłopak zdał sobie sprawę, że przez całe życie był oszukiwany przez własnego ojca, o ile takowym w ogóle jest. Wszystko co mówił Toushiro było kłamstwem, ale jaki miał powód by tak okłamywać syna? Przecież zrobił dla niego tyle dobrego. Czy miał w tym jakiś cel? Podobne pytanie przelatywały właśnie przez głowę Mosuke. Zaczął nawet rozważać powrót do domu, do matki, ale to rozwiązanie byłoby chyba dla niego najgorsze. Co ma robić dalej? Czy powinien spróbować odkryć prawdę? Tutaj z inicjatywą wyszedł mistrz Lamii Scale. Zaproponował Mosuke dołączenie do gildii oraz pomoc w odkryciu prawdy. Czy zauważył w chłopaku coś wyjątkowego? Czy może chce aby poznał on co znaczy rodzina, bo nie musi być ona przecież oparta jedynie na więzach krwi.


https://data.whicdn.com/images/119489460/original.gif

Offline

 

#30 2018-11-24 23:07:36

Vincent

Administrator

Zarejestrowany: 2018-07-07
Posty: 179
Ranga: Administrator
Płeć: Mężczyzna
Multikonta: Ryū

Re: Prolog

Wysłałem PW w sprawie prologu

Offline

 

#31 2018-12-04 20:40:10

Senta

Samotnik

Zarejestrowany: 2018-12-04
Posty: 79
Przynależność: Samotnik
Płeć: Mężczyzna
Rok urodzenia: Y10

Re: Prolog

-W niewielkiej rezydencji na wschodnich terenach Fiore-


Cztero lub pięcioletni chłopiec siedzi przed stolikiem i z łzami w oczach patrzy na potłuczoną wazę. Jeszcze chwilę temu wesoło bawił się swoimi zabawkami, ale coś go zdenerwowało i zaczął machać swoimi rączkami. W pewnym momencie z jego palca wystrzelił niewielki mrocznym pocisk i trafił prosto w drogocenne naczynie, które liczyło sobie przynajmniej sto lat. Był świadomy tego, że zniszczył coś, czego nie powinien i zapewne czego go kara, ale nie mógł się spodziewać, że jego rodzice zareagują w taki sposób.
- W końcu! - Wykrzyknął czarnowłosy mężczyzna, który wyglądał na jakieś trzydzieści lat, nawet jeśli miał już o wiele więcej. Był on wysoki i dosyć muskularny. Czarne długie włosy sięgały mu do łopatek, jednak obecnie miał je związane w koński ogon. Wziął dziecko na ręce i zaczął z nim skakać po całym pokoju, ciesząc się wyczynem swojego syna. Jednakże w rezydencji była jeszcze jedna osoba. Matka chłopca, która stała w drzwiach do pokoju i się trzęsła. Wokół niej zaczęła się pojawiać żółta, wręcz biała poświata.
- Nie oddam ci go! - Po czym rzuciła się w kierunku mężczyzny z zamiarem uderzenia go przy zużyciu napełnionej magią pięści.

Cofnijmy się jednak w czasie i zobaczmy, jak do tego wszystkiego doszło. Obecnie mamy rok X410. Za kilka miesięcy rozpocznie się wojna ze smokami, ale nie wszyscy magowie brali w niej udział. Dwie osoby o niesamowitych zdolnościach. Ten, który wykorzystywał mrok do siania zniszczenia Nishi no yami, oraz ta, która korzystając ze światła niosła dobro i miłość Hinode no hikari. Tytuły te otrzymali w tym samym momencie jako swoje całkowite przeciwieństwa i tak zostali zapamiętani. Wiele lat później wśród pospólstwa opowiadano sobie historię o tym, jak ta dwójka walczyła ze sobą przez sto lat. Jedno z nich reprezentowało dobro, a drugie zło. Tym samym Nishi no yami był sojusznikiem smoków i wraz z nimi walczył przeciwko ludzkości. Ostatecznie jednak oboje umarli podczas przełomu wieków. Poznajmy jednak ich prawdziwą historię, o której wie jedynie ich potomek.

Oboje uzyskali te tytuły w wieku siedemnastu lat i zostały one przyznane tego samego dnia. Nie wiadomo czy było to zrządzenie losu, czy może przeznaczenie. Tym bardziej że nigdy wcześniej się nie spotkali. Warto jednak by było opisać ich i ich historię, chociaż w kilku zdaniach. Tytuł Nishi no Yami otrzymał chłopak, który w wieku piętnastu lat dołączył do gildii Oración Seis. Był on wtedy ucieleśnieniem zła i wszystkiego, co najgorsze. Natomiast nosicielka tytułu Hinode no hikari była młoda dziewczyna wywodząca się z Lamia Scale i była przeciwieństwem chłopaka, czyli była symbolem dobra i spokoju. Przez wiele lat zachowywali się, jak na swoje tytuły przystało i nikt nie odkrył ich prawdziwej natury. Oboje zdecydowali się opuścić swoje gildie zaledwie miesiąc po oficjalnym przyznaniu im tytułów, zabierając ze sobą po trzy osoby towarzyszące. Tym samym słuch o nich zaginął.

Nie wiadomo co robili ani gdzie przebywali. Znany jednak był ich cel. Prastary Zwój. Zwój Początku. Zwój Końca. Zwój Nieskończoności. Zwój dobra i zła. W różnych epokach nadawano mu różne nazwy, jednakże legendy o nim pochodzą z czasów pierwszego państwa, gdzie była opowiadana jako bajka na dobranoc. Ważniejsze jest jednak to, co zawierał ten zwój. Zgodnie z przekazem sprzed setek lat na tajemniczym przedmiocie opisano runy, których przeczytanie pozwala na opanowanie starożytnej magii, która jest starsza niż smoki. Moc zdolna panować nad światłem i ciemnością. Moc, która stworzyła świat, jak i moc, która go zakończy. Jednakże magię tą może opanować tylko użytkownik mroku lub światła, dlatego, gdy nosiciele tych dwóch przeciwnych tytułów usłyszeli o tej starożytnej magii, pomyśleli o tym samym. -Muszę go zdobyć!.

Nie będę opowiadał wam o tym, jak dokładnie minęły kolejne lata poszukiwań, bo to materiał na małą książkę. Opowiem jedynie o najważniejszych wydarzeniach. Użytkownik mroku i użytkowniczka światła spotkali się po raz pierwszy w odległej krainie Yosei, gdzie podobno żyje mędrzec, który studiował historię Pradawnego Zwoju i podobno widział go na własne oczy. Gdy tylko ich oczy się spotkały, wiedzieli, że są swoimi wrogami. Była to nienawiść od pierwszego wejrzenia. Nie znali swoich motywów ani celów, ale wiedzieli, że nie mogą pozwolić drugiej osobie na zdobycie tajemniczego manuskryptu. Rozgorzała walka, która nie wyłoniła jednak zwycięzcy. Przemęczeni i wypompowani z mocy magicznej jednocześnie wypowiedziało słowa -Remis - i razem przesłuchali mędrca, który okazał się zwykłym kłamcą. Następnie bez słowa rozeszli się w swoje strony.

Przez lata dochodziło między nimi do dziesiątek potyczek. Z czasem coraz bardziej zaciekłych i krwawych. I chociaż oni sami przeżywali to ioch przyjaciele umierali na ich rękach. Już po pierwszych zgonach nienawiść między nimi jeszcze bardziej się zaogniła i skakali sobie do gardeł, gdy tylko się zauważyli. Nie ważne gdzie, nieważne kiedy. Ważna była tylko zemsta.

W końcu jednak ich poszukiwania dobiegły końca. W poszukiwaniu zwoju znaleźli się na nieznanej wyspie setki mil morskich od kontynentu. Byli pewni, że druga strona nigdy nie odkryje tego miejsca, ale los miał dla nich inny pomysł. W samym sercu wyspy znajdował się wysoki budynek o kształcie piramidy ze ściętym czubkiem. Na samym szczycie natomiast znajdował się podest a na nim zwój, który świecił w połowie na biało, a w połowie na czarno. Oboje podeszli do niego z dwóch różnych stron, dlatego ujrzeli swoje twarze dopiero wtedy, gdy złapali zwój. Natychmiast od siebie odskoczyli i rozpoczęła się ostatnia między nimi walka. Zaklęcia latały we wszystkie strony, a wiedząc o tym, że są sami na wyspie, nie ograniczali destruktywnej mocy swoich czarów. Jednak tak jak zawsze żadne z nich nie mogło wygrać. Leżeli obok siebie. Z ich licznych ran powoli ciekła krew. W klatce piersiowej czuli ucisk spowodowany prawie zerowym poziomem mocy magicznej. Byli zaledwie kilka kroków od śmierci.
- Ej. Jak się nazywasz? - Mężczyzna zdołał odwrócić twarz w kierunku swojej przeciwniczki i zadać pytanie, chociaż przychodziło mu to z trudnością. Kobieta początkowo nie wiedziała co robić, ale w końcu również spojrzała na niego.
- Hikari. - Odpowiedziała i skrzywiła się, czując jak żebro wbija się w jej płuco.
- Ja natomiast Yami. - Tytuły, które przyznawano najsilniejszym magom mroku i światłości były takie same jak ich imiona. Przeznaczenie? Przypadek? Moc Starożytnego Zwoju, który pragnie, aby ktoś go przeczytał?
- Po co ci zwój? - Dziewczyna wysiliła się na zadane pytanie. Oczekiwała, że odpowiedzią będzie dążenie do władzy nad światem, albo coś w tym stylu.
- Aby go zniszczyć. - Usłyszała, jak chłopak szepce te słowa i mocno się zdziwiła, co zaowocowało kolejnym jękiem z powodu żebra. W końcu jednak uśmiechnęła się, a następnie cicho roześmiała.
- Czyli walczyliśmy, zabijaliśmy naszych przyjaciół, a ostatecznie prawdopodobnie się zabijemy, aby osiągnąć ten sam cel. - Była to długa i bolesna dla niej wypowiedź. Jednak było to coś, co musiało zostać wypowiedziane. Usłyszała w odpowiedzi śmiech oraz coś jakby bulgotanie. Gdy spojrzała, w kierunku chłopaka zauważyła, że ma przebitą szyję i jego płuca powoli zalewane są krwią. Nie pozostało im dużo czasu. Mężczyzna jednak nie zwrócił na to uwagi, ale za to ujął jej dłoń i skrzyżował ich palce. Ostatkiem sił uwolnił swoją magię, a ona swoją. Chcieli raz na zawsze zniszczyć zwój i umrzeć w spokoju. Gdy czarno biały promień uderzył w Starożytny Zwój, nic się nie stało i tym samym oboje pogodzili się z tym, że zawiedli. Zamknęli oczy w tym samym momencie i czekali na nadchodzącą śmierć.

Mijały sekundy, a następnie minuty, aż w końcu otworzyli oczy, czując, że coś się zmieniło. Dopiero po chwili doszło do nich, że ich ciała zostały wyleczone, a zapas mocy magicznej uzupełniony. Najdziwniejsze jednak było to, że tajemniczy zwój był rozwinięty i unosił się w powietrzu, a runy, które powinny być na papierze, wlatywały w ich głowy. Nie minęło dziesięć minut, gdy w ich mózgach znajdowało się wszystko, co zostało zapisane na manuskrypcie. Jednocześnie zwój zwinął się i wyparował jakby pochłonięty przez światło i mrok.

Zgodnie z tym, co zostało zapisane na zwoju to nie mag, który przeczyta runy, posiądzie tę niesamowitą moc. Starożytną magię może posiąść jedynie dziecko, którego rodzice są potężnymi czarodziejami mroku i światła, oraz zostali naznaczeni przez zwój. Dziecko tej dwójki będzie posiadało oba te żywioły oraz musi samo wyruszyć w podróż i po raz kolejny odnaleźć Starożytny Zwój, który nauczy go tej niesamowitej magii. Nie zostało jednak zapisane o tym, jak działa ta tajemnicza magia ani jakiej jest ono natury.

W ten sposób dowiedzieliście się, jak wyglądała prawdziwa historia rodziców tego chłopca. Historia jednak jeszcze się nie zakończyło, albowiem rok później narodził się ich syn, który nazwany został Senta. Pierwsze pięć lat minęło na zwykłym wychowywaniu go w rodzinnej atmosferze, jednakże wszystko uległo zmianie.

Chociaż dwójka świeżych rodziców było z natury dobre i sprawiedliwe to nie ufało swojej drugiej połówce. W myślach zawsze uważali się nawzajem za złych i kłamliwych, dlatego zawsze byli przygotowani na niespodziewany atak. Oboje też doszli do wniosku, że gdy tylko chłopiec przejawi talent do jednego z dwóch żywiołów, od razu zabiorą go ze sobą i zniknął przed drugim członkiem rodziny. Jednakże matka Senty dowiedziała się o planie swojego męża, gdy ten rozmawiał w tajemnicy ze swoim przyjacielem. Właśnie z takiego powodu nastąpiła scena, o której wspomniano na samym początku.

Między małżeństwem rozpoczęła się walka. Zaklęcia latały w każdą stronę i co kolejne było coraz bardziej destruktywne. Jednakże w pewnym momencie między dwoma ataki znajdował się ich syn, którego pod wpływem chwili zasłonili i tym samym przyjęli śmiercionośne ataki bez żadnej ochrony. Kilka sekund później padli martwi na ziemię, osieracając swojego syna.

Kilka minut później do rezydencji wpadło kilka osób, w tym sąsiedzi, przyjaciele jego rodziców, oraz miejscowa straż antymagiczna. Sprawa została zamieciona pod dywan i zatuszowana w aktach. Oficjalna wersja wydarzeń mówiła o wypadku podczas eksperymentu magicznego. Sam chłopak natomiast został adoptowany przez bliskich przyjaciół jego rodziny, którzy mieszkali po drugiej stronie wioski. Sami nie mieli dzieci, ale posiadali duży dom, więc nie był to dla nich problem. Mężczyzna na co dzień zajmował się tworzeniem i naprawą magicznych przedmiotów, natomiast jego żona pracowała w magicznej policji. Resztę dzieciństwa spędził jak zwykłe dziecko. Chociaż na początku był nieufny i mocno przestraszony to szybko przyzwyczaił się do nowego domu. Dodatkowo zainteresowały go magiczne artefakty i chociaż sam nie miał talentu do ich tworzenia, czy naprawy to bardzo lubił się nimi bawić, co spowodowało nie jeden problem.

Chociażby spalił kurnik sąsiadki, bo z rąk wypadł mu łuk, który wystrzeliwał ogniste kule, albo zerwał pranie, gdy przypadkowo użył dzbana, który powodował silny podmuch wiatru. Nic czego nie można było naprawić, ale jednak jego nowi rodzice musieli sporo się tłumaczyć mieszkańcom wioski. Nigdy jednak nie interesował się bardziej pracą swojej przybranej matki, ponieważ uważał, że praca policjanta jest nudna. Od zawsze jest zdania, że praca jako mag w gildii brzmi o wiele ciekawiej, niż łapanie drobnych złodziejaszków w wiosce.

W międzyczasie poświęcał także czas na treningi. Nadal w jego głowie było to, że jego rodzice umarli, ponieważ on wykonał jakieś słabe zaklęcie ciemności. I chociaż nienawidził przez to tego żywiołu, to gdzieś w głębi serca pragnął opanować go do perfekcji, aby zadość uczynić swojemu ojcu i odwrotnie pragnął także opanować światło dla swojej zmarłej matki. Nigdy jednak nie ujrzał żadnych efektów.

Jeśli chodzi o relacje z pozostałymi mieszkańcami wioski to sporo osób starało się go ignorować lub też unikać. Chodziło głównie o to, że bali się go przez plotki, jakoby był zwiastunem śmierci i to przez to jego rodzice umarli, a on wyszedł z tego bez zadrapania. Nie dotyczyło to jednak dzieciaków, które zawsze chętnie się z nim bawiły, a i on był wtedy dosyć towarzyski. Zmieniło się to, jednak gdy dowiedzieli się o tym rodzice tych dzieci i zakazały mu się z nim zadawać. Od tamtej pory stał się zamknięty w sobie i dosyć ponury. Jego rodzice próbowali coś na to zdziałać, ale bez skutku, więc w końcu się poddali mówiąc sobie, że kiedyś mu to minie.

W końcu jednak osiągnął dwadzieścia lat i podjął męską decyzję. Odchodzi. Nie był jednak jakimś idiotą, więc, zamiast uciekać w nocy poszedł do rodziców i wyjaśnił im sytuację. Pragnął pójść w ślady swoich rodziców i tak jak oni stać się niesamowitym czarodziejem, dlatego zdecydował się wyruszyć w podróż, aby zdobyć wiedzę i umiejętności potrzebne do osiągnięcia tego celu. Ci nie robili żadnych problemów, tylko z uśmiechem skinęli głowami. Na koniec wręczyli mu jeszcze trochę pieniędzy i zaopatrzenia. Chcieli mu dać o wiele więcej, ale Senta odmówił, ponieważ źle by się z tym czuł.

Tak w wieku dwudziestu lat opuścił swoją przybraną rodzinę, aby wyruszyć naprzeciw jego przeznaczeniu.

Ostatnio edytowany przez Senta (2018-12-16 19:15:25)


https://imgur.com/kzSG3Du.jpg

Offline

 

#32 2018-12-05 23:43:48

 Nihil

Administrator

8260416
Zarejestrowany: 2014-06-15
Posty: 180
Ranga: Administrator
Płeć: M
Multikonta: Maeve, Cotaard, Blackwood

Re: Prolog

Przesłałem Ci PW dotyczące prologu. Ponieważ często bywam dość zajęty, jestem do dyspozycji w dniu jutrzejszym od rana gdzieś do 12, wracam koło 23.

Edit 2
    Muszę przyznać, że po ponownej lekturze mam mieszane uczucia. Koncept umieszczenia środka we wstępie jest całkiem ciekawy. Nie jest to pełnoprawna szkatułka, ale i tak stanowi pewne novum, jeśli chodzi o kompozycję, co w sumie zdarza się za rzadko ku mojemu żalowi.
    W warstwie, że się wyrażę technicznej nie dopatrzyłem się, jakiś rażących błędów, co można liczyć na plus i sam tekst jest dość długi, także widać, że jakaś praca została włożona. Nie mniej nie obfituje on w jakiś szczególny styl. Ot tekst poprawny.
    Co do warstwy fabularnej, to widzę tutaj pewne, jakby to wyrazić pomroczności. Ot ludzie, których, jak jest podane, łączy łańcuch wzajemnych mordów i nienawiści, nagle cudowną losu odmianą decydują się złożyć rodzinę, bo magiczny zwój im powiedział, że ich dziecko, które nauczy się magii zawartej w jeszcze innym zwoju. Zaraz, chwila oni przecież chcieli go zniszczyć a nie realizować jego wizję. Ponieważ ten się rozpłynął, to nie ma zwoju, nie ma zwoju, nie ma problemu, cel osiągnięty. Po co robić, z tym cokolwiek dalej?
    Nie mniej dam się skusić i ignorując matematykę poczynię śmiałe założenie, że doszło do jakiejś pełnej uniesienia chwili poczęcia. Chyba, że było ono niepokalane, to możemy tę kwestię odstawić, na tor boczny. Nie mniej idąc tropem tego, co piszesz… Pierwsze pięć lat minęło w rodzinnej atmosferze, znaczy się pełnej zgryzot i nieufności, bo przecież między rodzicami nie było przecież zaufania, więc chyba z czystego wyrachowania, każde z nich podjęło decyzję, że będzie żyć z człowiekiem, którego nienawidzi, bo trzeba zrealizować plan zwoju, który chciało się przedtem zniszczyć. Choć dla ojca, który był przecież symbolem wszelakiej niegodziwości i mógł chcieć tej mocy pod swoją kontrolą… Nie nie, później przecież pojawia się określnie, że jest jednak sprawiedliwy, co też w sumie ma sens, bo chciał zniszczyć zwój, więc nie chciał żadnej potęgi… Zgubiłem się już w tym gąszczu duszy ludzkiej.
    Mógłbym jeszcze przytaczać niespójności, ale nie widzę potrzeby. Historia rodziców, ma przecież cel jeden, usprawiedliwić istnienie wybrańca, który ma posiąść niesamowicie potężną magię, bo przecież taki właśnie jest los ludzi wybranych. Jak to w każdej historii ludzie tacy muszą być nierozumiani i darzeni ostracyzmem, bo przecież zwykli ludzie boją się wszystkiego, co jest, w jakiś sposób inne. Kwestia znana bardzo dobrze.
    Mnie ta historii, choć technicznie napisana dobrze, nie przekonuje. Nawet nie chodzi, o to, że widać nie uznałeś za stosowne zmienić tego, co administracja sugerowała. Nie ma tu żadnego konceptu, żadnego terra incognita. Jest dobrze znana psychomachia, jest równie dobrze znany motyw yin i yang, jest człowiek wybrany idee tę spełniający. Zaś do wszystkiego tego przyczynki zdają mi się nielogiczne. Mam ogólnie wrażenie, że kwestia owej zapomnianej wszechpotężnej magii jest tutaj najważniejsza.
    Za włożoną pracę, jak również za to, że niektóre motywy faktycznie da się przekłuć w ciekawy scenariusz zostawiam Cię z 40 punktami do rozdania między statystki i życzę udanej gry.

Ostatnio edytowany przez Nihil (2018-12-22 00:52:09)


http://i.imgur.com/diz8u3N.png - Odwiedzaj codziennie Ogłoszenia i Recepcję - bądź na bieżąco z wszystkimi zmianami na forum.
http://i.imgur.com/CoOg5C9.png - Zapraszam serdecznie na Ninja Clan Wars!
http://i.imgur.com/diz8u3N.png - Masz pytania? Zajrzyj do Poradników, prawdopodobnie tam znajdziesz odpowiedzi na większość niejasności.

Offline

 

#33 2018-12-09 17:24:49

Cromwell

Gildia Raven Tail

Zarejestrowany: 2018-11-27
Posty: 63
Przynależność: Raven Tail
Ranga: Członek Gildii
Płeć: M
Rok urodzenia: Y9
Multikonta: Nihil

Re: Prolog

    Miło, że zgodziłaś się na spotkanie w miejscu tak uroczym, kwieciem pachnącym. Zawsze lepiej sobie porozmawiać w warunkach. Nikt Nas tu nie podsłucha a powietrze jest inne, przyjemniejsze, różne od smrodu rynsztokowego, od odoru ciemnych uliczek, które zdają się być śmieciem wybrukowane. Spędziłem trochę czasu, w takich warunkach i szybko doszedłem do wniosku, że te naturalne, nietknięte ludzką ręką są o wiele przyjemniejsze.
    Przejdźmy się proszę wzdłuż rzeki, porozmawiajmy o sprawie narzeczeństwa, którą Ci już wyłożył nasz wspólny przyjaciel. Faktycznie z szerszej perspektywy może być ona korzystna dla obu naszych rodzin. Patrząc na Ciebie, muszę stwierdzić, że jego słowa o Twej urodzie okazały się jedynie łgarstwem wszetecznym. Nie oburzaj się proszę, po prostu słowa jego były zbyt cierpkie, by oddać słodycz miodową Twej urody.
   Teraz ujmij mnie pod rękę i przejdźmy się wzdłuż rzeki, tak jakbyśmy byli parą, która wybrała się tutaj, na małą schadzkę.
   Dobrze teraz już możemy przejść do formalności. Och chcesz wiedzieć, kim naprawdę jestem? To pytanie jest powiedziałbym szerokie. Istota każdej rzeczy, jest rzeką, która płynie sobie obok nas. Tutaj wydaje się prosta, jednak, w dalszym biegu ma ona swoje meandry. Po za tym, jeśli spojrzysz, ot tutaj, w toń zgniłozieloną okaże się, że nie widać, w ogóle dna. To poważnie utrudnia rozważania szczegółowe. Nie dość, że nie raz nie widać nic, to jeszcze, gdy coś dostrzeżemy, może rzecz ta nagle się okazać zupełnie nie tym, co się wydaje. Ale nic to skoro faktycznie mamy już cieszyć się swoim towarzystwem przez czas, jakiś postaram Ci się wszystko klarownie wyłuszczyć. Tak byś mnie sobie lepiej poznała i gdy już będziesz mogła we mnie czytać, jak w księdze, choć zawile napisanej, lecz otwartej, wtedy może i ja poznam, choć trochę lepiej Ciebie.
    Moi rodzice? Muszę przyznać szczerze, że nie mam pojęcia, kim byli. Jedno było magiem, jak się nietrudno domyślić, bo po kimś talent musiałem odziedziczyć. W świetle tego musiałem być, jakimś przypadkowym wynikiem przypadkowej przygody, bo wychowanie mnie dla rodzicieli musiało sprawiać problem. Problem ten rozwiązała pewnie moja matka w sposób godny podziwu dla swej prostoty. Ot cisnęła mnie do rynsztoka w Hanto i po kłopocie. Nie ma człowieka, nie ma problemu. Jakiś cud musiał sprawić, że nim posłużyłem za strawę dla, jakiś bliżej nieokreślonych szkodników znalazł mnie pewien komiwojażer z Fiore. Wiesz, kim jest komiwojażer moja Droga? To taki kupiec, co łazi tu i ówdzie wciskając ludziom towar, którego tak właściwie jeszcze nie posiada. Komiwojażer ten, będąc człowiekiem prostym, o sercu czułym, jak gołębie, przygarnął mnie i zabrał do swojego domu. Tam też wzrastałem sobie przez niekreślony czas. Później zacząłem pomagać mojemu przybranemu ojczulkowi, w jego sprawunkach. Pracy tej trzeba być przebiegłym wręcz lisio, więc szybko pojąłem sztukę krętaczenia i wciskania kitu. Ojczulek też pokazał mi, jak być przedsiębiorczym i załatwić towary, które się wcześniej naobiecywało, co stanowiło nie raz ani nie dwa stanowiło problem gargantuiczny. Jednak inna nauka odcisnęła się na mnie piętnem największym. Maksyma, że mój zysk, jest moim szczęściem a moje szczęście jest ważniejsze od cudzego.
    Oczywiście w tym czasie wylazły na jaw moje magiczne zdolności, ale widzisz ja żywiłem do nich wstręt. Wstręt spowodowany tym, że rodziciele moi, byli tym, kim byli. Wszetecznymi czararokletami, którzy nie mieli oporu wrzucić własne dziecko do rynsztoka. Umiejętności te zauważył przygodnie spotkany mag nazwiskiem Blackwood. Tenże zdobył się wobec mnie, na wielką łaskę, bo zaoferował mi kształcenie i dalszej perspektywie dołączenie do fiorskiego Fairy Tail, bo choć on sam był włóczęgą, twierdził, że posiadał tam znajomości, które posiadają cudowne właściwości. Czy przyjąłem propozycję? Nie, odrzuciłem ją w najbardziej user bluźni formie, na jaką stać szesnastolatka. Wyładowałem na tymże człowieku, całą złość i nienawiść, jakby to on był winny, mojej takiej a nie innej zgniłej przeszłości. Ten się oczywiście niezbyt przejął i wzruszywszy ramionami, z najwyższą obojętnością odszedł w swoją stronę. Co jedynie utwierdziło mnie, w przekonaniu o skurwysyństwie i arogancji magów.
    Po czasie miałem jednak wszystkiego dość. Użerania się z klientelą kupcami i wszelką inną menażerią. Toteż spakowawszy swój dobytek podziękowałem przybranym rodzicom i wyjechałem na drugi kraniec świata, do Pergrande. Ponieważ smoki już okupowały Yosei dalej się nie dało. Pomysł ten jednak nie okazał się zbyt szczęśliwy.
    Ja widzisz za swą prawdziwą mateczkę zawsze uznawałem rozpustę. Już wcześniej szalałem, ale wstrzymywany przez mych wychowawców byłem w tej mierze dość ograniczony. Otóż teraz spuszczony ze smyczy ojcowskiej rzuciłem się w matczyne objęcia. Szlajałem się po najlepszych wyszynkach, burdelach wysokiej klasy i wszędzie indziej, gdzie na szyldzie niewidzialnymi literami było napisane hedonizm. Oczywistym jest, że oszczędności moje nie mogły zdzierżyć, takiego trybu życia… Przekonałem się bardzo boleśnie, gdy w pewnej karczmie odkryłem, że jednak moje finanse nie uległy rozmnożeniu. Zacząłem, więc snuć pijacki plan, jakby na szybko dorobić trochę grosza, żeby oczywiście móc dalej zażywać zakazanych owoców. Traf chciał, że spotkałem Petyra, syna pewnego bogatego kupca. Popiliśmy porozmawialiśmy i używszy moich zdolności, których nabyłem w mej komiwojażerskiej karierze zaproponowałem mu intratny interesik, który miał spłynąć za chwilę złotą lawiną. Ot mała inwestycja, w dzieła sztuki, które przecież zawsze chodzą po dobrej cenie. Plan mój, który w sumie opierał się tylko na lipie kwitnącej, tak go zafascynował, że zaraz, jak na uniwersytecie wyłożył mi wszelakie plany zarobkowe jego ojczulka i zaczął je rychtować pod nasz mały interesik. Popiliśmy jeszcze trochę i rozstaliśmy się w zapewnieniach przyjaźni.
   Starą kupiecką prawdą jest, że konkurencja nie śpi. Toteż, gdy tylko w miarę wytrzeźwiałem po wojażach nocnych krokiem szparkim udałem się do Pana Todashiego. Pan ten był z konkurencji. Dość biednej, bo ojczulek Petyra będąc starym wygą wygryzał praktycznie wszystkich, którzy podobnie, jak on chcieli się dorobić. Pan Todshi miał, więc problem a ja widzisz, problem ten rozwiązałem wyjawiając mu nie tylko przekręty rywala, ale jego wszelkie plany gospodarcze. Ten wielce zadowolony obdarzył mnie gratyfikacją, ale również obiecał mi przyjaźń dozgonną. Z wdzięczności zrobił coś więcej, polecił mnie swoim przyjaciołom, którzy mieli problemy różnej natury. Tak oto widzisz zostałem przyjacielem przyjaciół, człowiekiem, który za pieniądze pomaga rozwiązywać innym problemy. Co się stało z Petyrem? No cóż los był dla nich mało łaskawy i teraz bieda nie tyle, co u nich piszczy. Wyje — to bardziej odpowiednie słowo, by określić ich stan. Są teraz nędzarzami, ale przecież nie ma powodów, by przejmować się ich losem…
   Muszę przyznać, ze geszefcik był z tego, tak dobry, jak Les Mirables z Ca-Elum. Klejnoty sypały się do kieszeni a ja mogłem dalej hulać sobie gdzie chciałem i jak chciałem. Do czasu byłem całkiem zadowolony ze swojego pomysłu na życie. Nie mniej zaczęło mi w nim czegoś brakować… Uczucia tego nie mogły zapełnić nawet morza przelanych trunków, wiec udając wesołego bawiłem się dalej będąc w rzeczywistości posępny, jak ta chmura gradowa. Tak było dopóki nie spotkałem jej…
   Podczas wizyty u klienta poznałem magiczkę Lise Delavey. Poczułem się wtedy wreszcie, jakieś ukojenie, uczucie, które do niej żywiłem, w jakiś sposób zaczęło być dla mnie tym, czym rzeka jest dla koła młyńskiego. Ponieważ była kobietą dość wysublimowaną sam zacząłem ubierać się bardziej elegancko. Czytałem księgi, gdyż chciałem posiąść wiedzę w takim stopniu, jakim ona posiadła i wreszcie z tego wszystkiego porzuciłem ją. Nie dla tego, że była, podobnie, jak jej młodsza siostra Malisa członkinią Raven Tail. Porzuciłem ją ponieważ nie poradziłem sobie z tym uczuciem. Porzuciłem ją, bo była promiskuityczna, złośliwa nieczuła i arogancka. Ponieważ nie dało się jej zdominować a ona upokarzała swoją dominacją. Zrobiłem to dla tego, iż wiedziałem, że moja inteligencja i tajemniczość i osobowość, zacierały fakt, że jestem magiem a tylko takich zaszczycała więcej niż jedną nocą. Zrozumiałem, że to co do niej czuję, było rzeczą znacznie bardziej skomplikowaną, mieszaniną żalu, strachu, wściekłości i wyrzutów sumienia, poczucia krzywdy, żalu, perwersyjnej potrzeby cierpienia i pokuty. To chyba była nienawiść.
    Po tym porzuceniu jednak czułem, tak wielką pustkę, że nie wiedziałem, co miałem z sobą uczynić, ale z biegiem czasu odkryłem, że to nie samej kobiety mi brakuje, ale tego uczucia. Toteż zawlokłem się tam, do Raven Tail, bo najwięcej o niej słyszałem. Tam wszystkiego mnie nauczyli i tak oto zostałem magiem. Z nienawiści. Paradoks prawda? Dopiero wtedy też zrozumiałem, jaka to przerażająca była moja głupota. Jak bardzo myliłem się patrząc na rzekę i myśląc, że cały czas płynie prosto. Bo nie jest prosta, jest kręta, ciekawa i pełna możliwości, także możliwości zarobku. Nie śmiałym nigdy z Ciebie żartować, cała ta historia to najszczersza prawda.
    Uważaj na tym mostku Kochanie, jest stary i zbutwiały. Do tego nie ma barierek a słyszałem, że nawet podmuch wiatru może pozbawić człowieka życia w takim miejscu Jesteś zła? Tak gwałtownie się odsunęłaś. Oszukałem Cię? No prawda pisałem tam w listach, że jestem szlachcicem, ale co ten frak, który noszę i to, że wypowiadam się, iście w sposób szlachetny powinny starczyć. Mówisz, że jestem bandytą i oszustem? Ranią mnie, tak ostre słowa, ale cóż może i taka jest prawda. Przecież ostrzegałem Cię. Nic nie jest takie, jak nam się wydaje. To, że nie możemy być razem to faktycznie smutna wieść, ale spodziewałem się tego. Ja również mam dla ciebie smutną nowinę, choć Twej znienawidzonej siostrze pewnie ulży, że rozwiązał się jej problem właśnie się rozwiązał i to ona dostanie ten gigantyczny spadek po wujku. Widzisz jedno, co pisałem jest stuprocentową prawdą. Bardzo dobrze posługuję się magią wiatru.

Offline

 

#34 2018-12-10 10:30:44

Vincent

Administrator

Zarejestrowany: 2018-07-07
Posty: 179
Ranga: Administrator
Płeć: Mężczyzna
Multikonta: Ryū

Re: Prolog

    Jestem.
    Na początku zastanawiałem się nad formą prologu, bo niby piszesz w pierwszej osobie, to nie wygląda to jak dialog, lecz monolog, co na tle pozostałych prac jest dosyć oryginalne. Czy przyjmiesz to za komplement czy nie, zależy tylko od Ciebie, ale prolog czytało mi się bardzo przyjemnie mimo, że masz w zwyczaju pisać takim nieprostym językiem. W dwóch albo trzech miejscach doszło do małego powtórzenia tych samych słów w jednym zdaniu, ale mówiąc szczerze chyba w każdej Twej pracy coś takiego można znaleźć więc zareagowałem na to zupełnie zwyczajnie. Błędów nie znalazłem i w sumie spodziewałem się tego, podoba mi się zawarta w tekście interakcja, znikoma ale jednak jest, z Blackwoodem. Skojarzyło mi się to trochę z Voldemortem i jego śmierciożercami albo bardziej Grindewaldem i jego świtą ze świata magii J.K. Rowling, biorąc pod uwagę gdzie Twoja postać skończyła.
    No i wisienka na torcie czyli zakończenie. Podejrzewałem jakieś rozstanie lecz bardziej w klasyczny sposób, a tu mnie miło zaskoczyłeś i przede wszystkim zostawiłeś tą kwestię otwartą. Można ją poruszyć w dalszej fabule Cromwella i zdjąć płaszczyk tajemnicy odkrywając motyw, którym się kierował.
    Oczekiwałem po Tobie czegoś dobrego, a nawet bardzo, ale praca wyżej wykracza poza moje wyobrażenia. Jest pokazana historia postaci, charakter, motywy którymi kierowała się przez część życia i na pewno ukształtowały ją teraz taką jaką jest. Chyba nie pozostaje mi nic innego jak przyznanie 60 punktów dla Ravenclaw i życzyć udanej gry w przyszłości.

Offline

 

#35 2018-12-23 18:05:56

Senta

Samotnik

Zarejestrowany: 2018-12-04
Posty: 79
Przynależność: Samotnik
Płeć: Mężczyzna
Rok urodzenia: Y10

Re: Prolog


Trening w lesie




     - Tutaj powinno być dobrze. - Odrzekł po rozejrzeniu się po niewielkiej polance w samym środku wschodniego lasu. Młody mężczyzna w końcu dotarł na tereny należące do Fiore, co też było jego celem i w końcu mógł odetchnąć. Może teraz w pełni skupić się na samodoskonaleniu się, oraz poprawianiu swoich umiejętności. Zdjął płaszcz i odrzucił go na bok, a następnie usiadł w siadzie skrzyżnym i zamknął oczy.

[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Akcept by Vincent

Ruchem ręki odwołał otaczającą go magię i padł na ziemię. Po tylu godzinach treningu był zmęczony i jedyne co mógł zrobić to zamknął oczy i zasnąć. Na całe szczęście nie musiał się o nic obawiać, no chyba że jakieś głodne wilki po niego przyjdą.

Ostatnio edytowany przez Vincent (2018-12-24 00:40:39)


https://imgur.com/kzSG3Du.jpg

Offline

 

#36 2019-01-05 17:27:30

Senki

Samotnik

Zarejestrowany: 2018-09-30
Posty: 47
Przynależność: Bezdomny nietoperz
Ranga: Samotnik
Płeć: Kobieta
Rok urodzenia: Y13
Multikonta: Nie pamiętam ;2

Re: Prolog

Dziecko



W roku poprzedzającym zajęcie przez smoki Chowy, nie tylko rozwiązano Blue Pegasus, również wtedy urodziła się dziewczyna o dużych, fiołkowych oczach. Dla kobiety, co przez 10 lat starała się o dziecko było to zbawieniem, ale i również prawdziwym nieszczęściem. Bowiem cały ród oczekiwał od Sanako spłodzenie dziedzica, który kiedyś przejmie rodzinny interes. A zatem co zrobili, gdy już pogodzili się z kolejna płcią piękną w rodzinie? Ze względu na tradycję oraz zasady jakimi się kierowali nie mogli dopuścić do zamordowania czy porzucenia maleństwa. Postanowili je najpierw wychować - nauczyć etykiety, wpoić cenioną kulturę oraz ugruntować w młódce przekonanie, że honor i więzy krwi są najważniejsze. Następnie zamierzali je wydać za mąż, jednakże pewien incydent sprawił, iż stało się to wręcz niemożliwe.

Dzieciństwo



W ciągu pierwszych ośmiu wiosen nie widziałam niczego innego oprócz okien. Wysokie, przezroczyste i z widokiem na nieboskłon często skłaniały do refleksji nad sensem mojego życia. Małe dziecko powinno się móc bawić, spotykać z rówieśnikami, a tymczasem chowano mnie przed zewnętrznym światem. Ukrywano przed ludźmi, skrywano przed zabawkami, ale za to byłam widoczna dla nich - książek. Tak naprawdę poza szklanymi powierzchniami były jeszcze regały oraz nauczycielka, która odwiedzała mnie co wieczór. Od krwistego nieba, aż po jasne gwiazdy siedziała u mnie w komnacie, wpajając mi do głowy zasady. Tak naprawdę miałam wrażenie, że są to przykazania, których powinnam się gorączkowo trzymać. Dodatkowo dzięki niej nauczyłam się czytać, pisać, a także poznałam fragment historii swojego rodu (reszty dowiedziałam się z książek), jak i tradycje.

W momencie, w którym przekroczyłam magiczną granicę dziewięciu lat wreszcie wypuszczono mnie z pokoju. Co więcej, mogłam nawet wyjść do ogrodu nieopodal posiadłości, lecz tylko na godzinę. Inaczej jedna z opiekunek za rękę i przede wszystkim siłą zaciągała mnie przed oblicze surowego ojca. Wysoki, barczysty mężczyzna z siwym wąsem pod nosem był przede wszystkim człowiekiem honoru, ale także wymagał ode mnie wielu rzeczy. Przede wszystkim miałam być posłuszna, ponad wszystko kochać i szanować swoją rodzinę oraz ślepo wierzyć w każde jej słowo. Nieważne jak absurdalne były ich zachcianki wszystko trzeba było wykonywać niemalże od razu oraz tak perfekcyjnie jak to było możliwe. Z czasem, to była moja codzienność i coś do czego zdążyłam przywyknąć.

Jednakże był pewien człowiek, który od czasu do czasu niszczył zwykłe dni. Ulubieniec ojca i mój kuzyn - Ryū, nie tylko odciągał uwagę rodziciela ode mnie, ale także wykorzystał go jako nauczyciela czegoś, czego wówczas nie mogłam zrozumieć. A zrozumiałam dopiero później, gdy pewnej nocy obudziłam się z krzykiem, nie widząc niczego wokół mnie. Bezsilnie próbowałam otworzyć oczy, lecz ciemność była wszędzie, a ból jaki rozlewał się po moim ciele był nie do zniesienia. Dosłownie, ale i w przenośni rozrywano mnie oraz dzielono na części, z czego żadna z nich nie pasowała do siebie.
- Otou-san! Otou-san! - krzyczałam ile mogłam, lecz koniec końców mężczyzna nie przyszedł, a ja znalazłam się wśród ubranych na biało kobiet.


Klasztor i misja



Tak samo jak ważna jest rodzina, tak samo ważny jest Kami-sama. To on obdarował magów nieziemską mocą, dzięki której zmienianie świata jest zdecydowanie łatwiejsze. Kreowanie lodowych brył, czy rzucanie kulami ognia jest możliwe dzięki energii, a ona pochodzi od Niego. Tego nauczyły mnie siostry zakonne oraz mnisi, którzy również oddali mnie Jemu, aby ten mnie uratował. Konkretniej mówiąc, to właśnie w tym miejscu ukierunkowano moją magię, a także nauczono cierpliwości i pokory. Wszystko przychodzi z czasem, a nie od razu i przede wszystkim trzeba się starać oraz koncentrować, inaczej nie ma efektów. Są braki działań i konsekwencje oraz złość Pana, który panuje nad tym światem. Też On chroni nas przed demonami. Splugawionymi istotami chcącymi zniszczenia i zagłady wszystkiego, co żywe. Chciałam się ich pozbyć, nauczyć się sposobu, który pomógłby mi w ich eliminacji, lecz nie byłam na to gotowa.

Rozczarowana tym faktem zamknęłam się w swoim pokoju, aby w spokoju móc trenować energię, która niegdyś prawie mi odebrała życie. Również to ona odseparowała mnie od rodziny, która rok po moim przybyciu wysłała do mnie list. Ku mojemu zdziwieniu nie była to zwykła wiadomość od rodu, a zadanie jakim obarczono moje barki. Otóż, parę dni temu Ryū zniknął. Ani wuj, ani mój ojciec nie wiedzieli dokąd się udał, po prostu przepadł jak kamień w wodę. A ja jako jego krewna miałam go odszukać i przyprowadzić z powrotem.
- No to czas się zbierać - rzekłam wtedy do siebie i ruszyłam, zabierając jedynie prowiant, średniej wielkości plecak oraz ubrania. Dodatkowo na stoliku zostawiłam kartę i.... zniknęłam.

Senki napisał:

Kochani mnisi i Drogie mojemu sercu siostry,
Pewnego dnia wrócę, aby wznowić nauki. Tymczasem muszę się udać w długą podróż w poszukiwaniu zaginionej, ale ważnej dla mojej rodziny osoby. Obiecuję od czasu do czasu wysyłać do was listy oraz modlić się za was.
Dziękuję za to, co dla mnie zrobiliście.
Tokisada Arisu

Ostatnio edytowany przez Senki (2021-09-28 21:44:05)

Offline

 

#37 2019-01-05 17:55:13

Vincent

Administrator

Zarejestrowany: 2018-07-07
Posty: 179
Ranga: Administrator
Płeć: Mężczyzna
Multikonta: Ryū

Re: Prolog

    Skoro Nihil ma dużo pracy, a także męczę go o jedną rzecz przez pewien czas, to ja zajmę się oceną tego jakże przyjemnie krótkiego prologu. Oczywiście sprawa najważniejsza, Senki ustaliła ze mną, że nasze postacie należą do jednej rodziny wiec wykorzystanie Ryu w swojej historii jest jak najbardziej legalne i świadome.
    Tak więc osobiście nie miałem żadnego pomysłu na drugą część rodziny Tokisada więc jak najbardziej przyjmuje Twoją wersję. Oczywiście w mojej głowie namalował się zupełnie inny obraz wuja - Twego ojca - ale takie przedstawienie osoby jak najbardziej może być. Widać w ten sposób kontrast między tym jak dba i traktuje swoją własną córkę, a jak bratanka (zgadując po nacisku na tradycje). Wstęp do narodzin magii też przyjemny i nie zbyt agresywny, czy chociażby standardowy i przede wszystkim pauza, którą można wykorzystać w przyszłości. Zalążek profesji również się pojawił, więc jak najbardziej fabularnie znajdzie to dla siebie w przyszłej rozgrywce. 
    Prolog krótki, szybko i przyjemnie się czytało. Chyba wyłapałem ze dwa bądź trzy błędy stylistyczne niż ortograficzne, ale z powodu bonusu jaki Cię obowiązuje, to raczej nie ma większego znaczenia. Tak więc przyznaje Ci 60 punktów statystyk i zapraszam do dalszego etapu tworzenia postaci.

Offline

 

#38 2019-01-31 00:47:21

Victor

Gildia Fairy Tail

67545715
Zarejestrowany: 2019-01-30
Posty: 46
Przynależność: Fairy Tail
Magia: Kansō
Ranga: Członek gildii
Płeć: Mężczyzna
Rok urodzenia: Y14

Re: Prolog

        Victor Nikiforov przyszedł na świat w wieku Y14, kiedy to świat podzielony był na dwie części - jedną zajmowały smoki, drugą zaś ludzie, tak przynajmniej głosiły legendy i opowieści starszych. Ile w tym prawdy? Chłopiec od kiedy tylko sięga pamięcią chcę się o tym przekonać na własnej skórze, w końcu to przez smoki zginął jego ojciec niedługo po porodzie żony. To były ciężkie czasy, każdy kto ukończył określony wiek i miał przyzwolenie ze strony rodziny, dostawał zbroję, oręż i zostawał wpisany w szeregi wojska. Ludność z całego świata chciała odbić tereny zajęte przez łuskowate bestie, Królestwo Fiore nie pozostawało bierne, zebrali bardzo dużą ilość wojska, któremu niejedna armia nie byłaby się w stanie przeciwstawić, mowa jednak o smokach. Bestie zmiotły w pył całą armię, kończąc żywot wielu śmiałków, w tym ojca Victora. Mężczyzna chciał tylko pomóc swoim w odbiciu ziemi, która niegdyś należała do ludzi, ale potęga przeciwnika była zbyt przytłaczająca, nawet dla potężnych magów, którzy również dołączyli do wyprawy. Miało to miejsce w Chowa, które w tym samym roku zostało niemalże zmiecione z powierzchni ziemi i przejęte przez potwory. Rina, bo tak ma na imię matka naszego bohatera, bardzo przeżyła śmierć męża i choć jej serce po dziś dzień tkwi w żałobie, kobieta nie mogła z początku oddać się emocjom. Miała na głowie nowopoczęte dziecko, którym musiała się zająć, nie mogła pozwolić, by jakiekolwiek negatywne odczucia na nie spłynęły. Odstawiła na bok smutek i włożyła całą swoją siłę w wychowanie syna dokładnie tak, jakby u jej boku znajdował się jej mąż. Można powiedzieć, że na tamtym etapie jeszcze od niej nie odszedł.
             Na szczęście pojawił się Victor. Dziecko wniosło do jej życia pozytywne emocje i matczyny instynkt, a to właśnie dzięki nim nie zamkneła się na świat i brnęła przed siebie pomimo utraty ważnej osoby. Jakiś głos w jej głowie mówił, że zyskała inną taką osobę, że ma teraz dziecko, którym musi się zająć dla dobra całej rodziny, to był jej mąż. Mijały lata, a stan kobiety znacząco się poprawiał, Victor miał sześć lat, kiedy poznał pierwsze bajki o smokach. Nie był jeszcze na tyle rozumny, by pojmować ich potęgę i prawdziwe znaczenie, wiedział natomiast, że to latające stworzenia, które zazwyczaj mają zielone łuski, zieją ogniem i jedzą dzieci, dlatego trzeba uciekać, gdy się jakiegoś spotka. Matka przekazywała mu wiele ukrytych informacji, od małego starała się go przykotować do dorosłego życia, wiedziała, że jedynie gildia magów pozwoli mu znaleźć prawdziwe schronienie, nie wierzyła w ten bojkot, który głosił, iż to magowie są odpowiedzialni za przybycie smoków. Wręcz przeciwnie - wiedziała, że tylko oni są w stanie je unicestwić i raz na zawsze zakończyć spór, potrzeba jednak do tego osób nie tylko odważnych i o dobrym sercu, ale również silnych, zdolnych, a to można osiągnąć jedynie dobrą pracą. Nie musiała się martwić o swojego potomka, był bystry i uwielbiał jej pomagać nawet w pracy fizycznej, dziwiła się, kiedy nosił większe od niej kawałki drewna, kiedy zbierał więcej warzyw z ogrodu. Wyglądał na chucherko, ale drzemała w nim naprawdę duża siła. Matki wiedzą takie rzeczy tak samo jak Rina wiedziała to, że chłopak ma dobre serce i z pewnością zajdzie daleko, nie bez powodu starała się mu wpoić do główki jak najwięcej dobrych wartości.
        W wieku ośmiu lat Victor otrzymał od matki drewniany miecz, z którym wiązała się piękna historia. Arthur, ojciec chłopaka, nie znał się w ogóle na obróbce drewna, któregoś dnia przyniósł do domu piękny kawał drzewa i narzędzia, a Rina niedowierzała własnym oczom. Miało to miejsce, kiedy kobieta znajdowała się w ósmym miesiącu ciąży. Zapytała, co robi, a odpowiedź męża wywołała łzy w jej oczach, powiedział bowiem, że choćby miał wyzionąć przy tym ducha, zrobi dla syna drewniany miecz, zabawkę. Zajęło mu to wiele prób i każdego dnia zabierało masę energii, ale dzięki zaparciu oraz miłości udało mu się wyryć wspaniały miecz i to dzień przed porodem. Na taszce rękojeści wyrył specjalny napis, który miał dla niego wielkie znaczenie i liczył na to, że któregoś dnia może okazać się dla syna wskazówką. Jak się później okazało - miecz był i po dziś dzień jest nie tylko zabawką, ale również najlepszą pamiątką po ojcu. Victor z początku używał miecza do zabawy, ale gdy miał 12 lat i mama opowiedziała mu dokładnie, co stało się z jego ojcem i czym jest jego drewniany miecz, odstawił przedmiot w specjalne miejsce, odpowiednio go zabezpieczając. Nie chciał, by pamiątka uległa zniszczeniu czy też uszkodzeniu, tudzież musiał bawić się tymi samymi zabawkami, co jego rówieśnicy. Wprawdzie nie miał zbyt wielu kolegów, ale z dwoma szczególnie się dogadywał, ich drogi rozeszły się jednak w roku Y26.
        To właśnie wtedy nad morzem na północny-zachód od Fiore ludność była w stanie ujrzeć smoka. Zdawać by się mogło, że stworzenie robiło swojego rodzaju zwiad, spostrzegło układ miasta Magnolii i oszacowało liczebność, tak przynajmniej myślano, na szczęście do dnia dzisiejszego nikomu już nie udało się dostrzec smoków nad kontynentem, całe szczęście. Mimo wszystko to wydarzenie wstrząsnęło okolicą. Większość rodzin postanowiła się wyprowadzić w głab Fiore, bądź nawet do Minstrel z przekonaniem, że Rada Magiczna zapewni im bezpieczeństwo. Do tych rodzin należeli koledzy Victora. Jego matki z kolei nie było stać na przeprowadzkę, właśnie dlatego rodzina została na wsi i choć z każdym dniem presja rosła, ostatecznie nie doszło do żadnej katastrofy. Mimo wszystko od tamtej chwili dorastanie było dla chłopca cięższe, bo w okolicy nie było żadnej innej rodziny, zostali tylko oni. W Magnolii bywali średnio raz w tygodniu w celu zrobienia zakupów, jedzenia im nie brakowało, w końcu mieszkali na farmie, mowa bardziej o chemii i nowych ubraniach. Doskwierała im samotnośc. Aż w końcu w wieku 17 lat, w roku Y31 matka nakłoniła syna do tego, by zabrał on część swoich rzeczy, spakował się dobrze i wyruszył do Magnolii, do gildii Fairy Tail, gdzie nauczą go magii. I chociaż kosztowało go to wiele łez oraz zmartwień, zrobił to, aż w końcu musieli się pożegnać, ale ostatnią rzeczą, jaką chłopiec powiedział do matki, były słowa:

Mamo, obiecuję, że stanę się naprawdę potężnym i zdolnym magiem, zyskam wielu przyjaciół i zarobię masę klejnotów, za które kupię ci mieszkanie w mieście, obiecuję. Kocham cię.

        Te słowa wywołały u Reiny strumień łez, którego nie była w stanie kontrolować. Srebrnowłosy zabrał więc plecak, a drewniany miecz przyczepił do paska przy spodniach, nie zapomniał o pamiątce po ojcu, zresztą zdjęcie swojej matki również zabrał ze sobą. Kiedy tak wędrował, doszło do wydarzenia, które raz na zawsze odmieniło jego życie. Tego dnia zaatakował go przerośnięty wilk, który nie wyglądał na normalne zwierzę, przypominał bardziej magiczną kreaturę. W kazdym razie rzucił się na bohatera, a ten chwycił jedyną broń, jaką miał pod ręką, a mowa o drewnianym mieczu, który zrobił dla niego ojciec. Ręce trzęsły mu się i pociły, a widocznośc zamgliła do takiego stopnia, że nie widział nawet dokładnie sylwetki potwora, poprawiał dłonie na rękojeści, aż w końcu jego palce poczuły napis, który został wyryty przez samego Arthura. Chłopiec zabrał palec z tamtego miejsca i przeczytał na głos zapisek pytającym i zarazem przestraszonym tonem.

Kansō.

Wtem poświata srebrnego światła otuliła ciało chłopca i niemalże eksplodowała, odbijając ciało wilka na kilkanaście metrów. Wybuch energii był na tyle duży, że zwierzę uderzyło w drzewo i zrobiło w nim wyrwę, to jednak nie wystarczyło, by je unicestwić. Mimo wszystko uciekło, a kiedy poświata zniknęła i Nikiforov mógł już w stanie widzieć okolicę, nie zauważał więcej zagrożenia, poczuł ulgę. Obejrzał dokładniej miecz i skupił się na wiadomości, zastanawiając się, czy zawsze tam była. Nie miał co do tego pewności, ale wiedział, że zapis, który został tam wyryty, uratował mu życie. Nim się obejrzał, znajdował się już w Magnolii, szybko znalazł siedzibę gildii Fairy Tail, a na miejscu przyjęli go z przyjaznym nastawieniem, nie spodziewał się takiej atmosfery. Cieszył się, że dołączył do grupy, która pomoże mu spełnić jego marzenia.


Karta Postaci

https://thefallenpetals.files.wordpress.com/2017/06/21ab4ef2-4bd7-4384-886a-d91dd444f420.gif?w=1400

Theme

Mowa || Myśl || Krzyk || Szept

Offline

 

#39 2019-01-31 11:19:31

Vincent

Administrator

Zarejestrowany: 2018-07-07
Posty: 179
Ranga: Administrator
Płeć: Mężczyzna
Multikonta: Ryū

Re: Prolog

    A więc jestem.
    Prolog nie za krótki, a przy tym bardzo przyjemnie się go czytało. Początkowo jak rzuciłem okiem na całość miałem wrażenie, że zawarłeś coś czego nie powinieneś i musiałbym prosić Cię o poprawę, lecz tak się nie stało. Użycie magii opisane krótko i bez żadnych szczegółów, które zwykle zostawia się na część z treningiem.
    Błędów nie znalazłem, a przynajmniej nie rzuciły mi się w oczy podczas czytania linijki po linijce. Składniowo również bardzo dobrze, co może świadczyć fakt, że cały tekst dość szybko mi minął, co mnie lekko zaskoczyło. Aczkolwiek jakimś guru ortografii i stylistyki nie jestem, więc ograniczę się do tego, że w historii Twojej postaci nic mi nie przeszkadzało od strony językowej.
    Jednak szkoda, że lekko trochę połowa prologu skupia się głównie na odczuciach rodzicielki chociaż tym samym pozwala zachować spójność fabularną, więc można powiedzieć że przymknę na to oko. Jedynie do czego się doczepię to smok przy morskiej granicy Fiore. Mimo, że wcześniej pozwoliłem na coś takiego, to jednak muszę to skorygować. Zgadzam się na to, że latająca bestia pojawiła się w tamtych rejonach lecz bliżej Chinmoku niżeli Fiore, a tym bardziej Magnolii, która według wszelakich map znajduje się na wschodzie kraju, a nie zachodzie.
    Nie mniej prolog oceniam na 60 punktów bez względu na to czy przyznawałby Ci bonus dla starych postaci czy nie, choć w tym przypadku jak najbardziej. Zapraszam do kolejnej sali, w której możesz rozdać statystyki, a następnie przejść do wyboru magii, chociaż jak widać już to zrobiłeś

Offline

 

#40 2019-02-10 15:26:57

Sakles

Gildia Grimoire Heart

67587403
Skąd: Pallet Town
Zarejestrowany: 2019-02-10
Posty: 17
Przynależność: Król Kier
Magia: Jakaś na pewno
Ranga: Członek gildii
Płeć: Mężczyzna
Rok urodzenia: Y14 [17 lat]
Multikonta: n/d

Re: Prolog

Theme



     Jak przystało na wieśniaka, leżałem na sianie. Od przeciętnego rolnika różniło mnie to, że owe siano znajdowało się w wozie, a co za tym idzie, ja również. Miejsca miałem pod dostatkiem, chociaż i tak nie pogardziłbym jechaniem samemu. Mimo wszystko wolałem to od jazdy z przeciętnie obdarzonymi inteligencją rolnikami. Co prawda moi towarzysze mieli plusy, na przykład jedna dziewka dała mi chustkę, którą okryłem oczy, ale jak wiadomo, minusów mieli znacznie więcej. Największym z nich było oczywiście mówienie.

     - Kuroi, coś tak zamilknął? Ducha żeś zobaczył, czy co? - powiedział jeden z nich. Głos miał wysoki, wielce drażniący. Brzmiał jak kreda, którą przyłożono do tablicy, ale ta reagowała nań piskiem. Z tego co pamiętałem, był to najstarszy i najgrubszy z moich towarzyszy. Jakiś pasterz duchowy albo innych ich mentor. Taki co zawsze ma najwięcej do powiedzenia i koniec końców ufa tylko swojemu osądowi.
     - Chyba tak. Coś błysnęło po drugiej stronie rzeki. - odparł tępo drugi, ja zaś uśmiechnąłem się szeroko. Mruknąłem sobie cichutko, poprawiając siano leżące pod moją głową, jednak nie przeszkodziłem nikomu. Usłyszałem kilka pomruków, jakieś półsłówka i oczywiście hałas towarzyszący chłopom, którzy chcieli zobaczyć, czy im też coś błyska.
     - Chyba twoje blade dupsko tam błyszczy! Patrzę się tam od godziny i nic takiego nie widziałem. - Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, co musiało wyglądać co najmniej dziwnie, ale chyba nikt nie zwrócił na to uwagi. Zamiast komentarzy do mojej osoby usłyszałem gburowate przekleństwo Kuroia, które rzucił ni to do chłopa, co go obraził, ni to w powietrze. Chyba bladodupiec był przyzwyczajony do obelg, bo poza tym nie reagował. Może to i dobrze, jak biją to uciekaj, tak mi mówił padre.
     - Spokój, Kuroi, Wasuke! Obserwujcie koryto dalej, pamiętacie co powiedział nam tamten chłopak trzy dni temu? - Pewnie nie pamiętali, bo postanowił powtórzyć. Chciałem wzdychać, ale wiedziałem, że nic to nie da. Znowu będę musiał wysłuchać tej samej opowieści. - Z wody wyjdzie gagatek jaki i nas zaatakuje. Wie o naszym skarbie, światłem nas oślepi, jednego czy dwóch zbije, zabierze co jego i ucieknie.

     Zastanawiałem się nad paroma kwestiami. Po pierwsze: dlaczego oni właściwie mówili to na głos? Pomijając kierowcę, którego opłacili, w drogę mogłem wejść im ja. Tutaj najwłaściwszą odpowiedzią było to, że uznawali mnie za nikłe zagrożenie. Cóż, mieli w tym trochę racji. Ale idźmy dalej, dwa: skąd rolnicy mieli przy sobie tyle kwitu? Zdążyłem zauważyć naszyjniki z perłami, które nieudolnie kryli pod koszulami. Poza tym mieli dwa sporej wielkości worki wypełnione zbożem, a w ich środku były pewnie inne dobra. No i ciuchy, w których chodzili. Przeciętny wieśniak nie nabywał nowych łachmanów częściej niż raz do roku. Ci wszyscy za to wyglądali jakby wyszli od krawca.
     Najdziwniejsze zdawało się jednak być to, że wierzyli w słowa jakiegoś dzieciaka, który objawił się im nocą, w obozie i łamanym głosem obwieścił przepowiednię, po czym zniknął zanim ci zdążyli zadać choćby jedno pytanie. Ja wiem, że cuda się zdarzają, ale oni nie mieli choćby dozy sceptycyzmu. Co prawda nie martwiło mnie to, jednak zadziwienie głupotą ludzką nie potrafiło przeminąć.

     - A pan gdzie jedzie? - Z rozmyślań wybiło mnie to pytanie. Po dłuższej ciszy zdałem sobie sprawę, że skierowane jest do mnie. Zdjąłem więc opaskę i spojrzałem w kierunku, z którego padało. Zadało mi je dziewczę, od którego zresztą otrzymałem chustkę. Młoda, pewnie w moim wieku, o śniadym kolorze skóry, z ciemnymi włosami, dziewczyna. Oczy bursztynowe. Słaby biust, świetne nogi, bioder nie miałem okazji ocenić. Przeciągnąłem się, jęknąłem z rozkoszy, po czym wreszcie sam coś powiedziałem.
     - Do stolicy.
     - Po co?
     - Do przyjaciela.
     - W odwiedziny?
     - Nie, brakowało mi męskiego temperamentu w sypialni. - powiedziałem, po czym momentalnie poczułem męski uścisk na mojej ręce. Jeden z wieśniaków poczuł się chyba urażony moim żartem, tak samo jak dziewczyna zresztą, która próbowała ukryć wielki rumieniec na jej licu. Niemniej jednak to ja byłem teraz skrępowany, a właściwie to złapany za dominującą rękę. Dziwne, nie spodziewałem się, że taki imbecyl zdążył zauważyć, że jestem leworęczny.
     - Coś powiedział? - ryknął do mnie, przy okazji mnie opluwając.
     - Nie to, że coś, ale lepiej obserwowałbym rzekę. - odpowiedziałem, po czym wytarłem prawicą ślinę z czoła. Reszta była już historią, pomyślałem wyrywając się z uścisku rolnika, a następnie uderzając go prosto w jego tępą mordę. To co miało się zaraz wydarzyć, było wręcz klasykiem.

* * *




     Nie minęło czterdzieści minut, a znajdowaliśmy się już w innym miejscu. Ja i Kazuo. Oprócz kosztownościami, które ze sobą wzięliśmy, pożyczyłem sobie od tamtej dziewczyny chustkę. Miałem z nią dobre wspomnienia, a przynajmniej zakładałem, że po latach kiedy założę ją na oczy, żeby móc spać w słoneczny dzień, przypomnę sobie o smutnym losie rolników, których załatwiliśmy jak dzieci.
 
     - Co zrobiłeś, że wszyscy się na ciebie rzucili?
     - Brakowało mi uwagi i poprosiłem ich grzecznie, żeby dali mi odpowiednią dawkę atencji.
     - No, i smok był w tej bajce.
     - Mhm. To co, powtórka za miesiąc?

* * *



     Kurwa mać! Fajczył mi się rękaw, brwi miałem osmolone, krztusiłem się czadem, a tak poza tym to leżałem na glebie nie mogąc się podnieść. Pocisk ognia prawie oderwał mi rękę. Gdyby nie moje zaklęcie, a także kulawy obrót w bok, pożegnałbym się z kończyną. Kto do cholery spodziewałby się, że ten stary dziadek był magiem?

     - Małe skurwysyny, nauczę was szacunku - powiedział dość dostojnie nasz adwersarz, wystrzeliwując kolejny pióropusz płomieni w moją stronę. Ostatkiem sił posłałem wiązkę energii w kierunku ognistej kuli, licząc, że ta chociaż nieco zakrzywi jej tor. Na odbicie magii nawet nie liczyłem, wiedziałem, że dziadyga ma znacznie więcej mocy niż ja. I tak miałem szczęście, że teraz osłabił moc swojego ataku.
     Nasze pociski zderzyły się. Mój, znacznie słabszy, cudownie przekierował płomień na kawałek gruntu tuż obok mnie. Kaszląc, a jednocześnie płacząc, próbowałem podnieść się z ziemi. Nie udało mi się to jednak. Czułem się znacznie cięższy. Upadałem raz za razem, nie zdając sobie sprawy z tego, że moja bluza zaczęła się fajczyć na grzbiecie. Spadłem ciężko, zamykając oczy. Zemdlałem.

* * *



     - Zapytam po raz ostatni: dlaczego chcesz dostać się do Grimoire Heart? - Ślicznotka z blond włosami zadała mi pytanie, a jej oczy świdrowały nie tylko moje ciało, lecz i duszę.  Była ode mnie starsza, wyższa, a i pewnie silniejsza. Jak zwykle zgrywając głupa, próbowałem panować nad sytuacją.
     - Chcę być silniejszy. I zabić jednego maga. - powiedziałem bez większych emocji. Kobieta kiwnęła głową, nie dziwiąc się nawet. No tak, pewnie takich jak ja było tutaj na pęczki.
     - Dobrze... Przejdźmy do dalszej części rekrutacji...

Offline

 
/* */

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.lineage2noobs.pun.pl www.extremeots.pun.pl www.wiedzminn.pun.pl www.bolecairsoft.pun.pl www.mamuski.pun.pl