Ogłoszenie


Ninja Clan Wars - Naruto PBF

W czasach na długo przed wydarzeniami z M&A kontrolę nad światem sprawują klany ninja, wojowników o nadprzyrodzonych, unikalnych zdolnościach, które swoje siedziby mają rozsiane po wielu krajach, rządzonych przez swoich Daimyō.

Najstarsi pamiętają olbrzymie wojny, w których połączone siły rodzin siały spustoszenie, zabijając się nawzajem. Od tych wydarzeń minęło wiele lat, dziś liczba klanów drastycznie zmalała, niektóre są o krok od wyginięcia. W związku z tym panuję oficjalny, często nieprzestrzegany, rozejm, dzięki któremu świat ma odzyskać dawno utracony spokój. Wspólnymi siłami udało się odbudować prastarą Szkołę Ninja, w której każdy młody wojownik szkoli się, żeby móc w przyszłości godnie reprezentować klan.

Wszystkie posty
Wszystkie tematy
Wszyscy użytkownicy
Najnowszy użytkownik
Użytkownicy online
Goście online

Dzisiaj forum odwiedzili:


#41 2021-06-14 22:11:33

 Seda

Gildia Lamia Scale

2548944
Call me!
Zarejestrowany: 2018-09-27
Posty: 123
Przynależność: Lamia Scale
Magia: Figyua Aisu
Ranga: Członek Gildii
Płeć: K
Rok urodzenia: Y12
Multikonta: Narisa

Re: Karczma

  Postanowiłam zakończyć temat z nazwiskiem, jednak kwestia bycia potworem to było coś, co mnie zawsze męczyło. Nie wiedziałam czy mam dalej ciągnąć temat. Chyba na razie byłam jeszcze na to zbyt trzeźwa. Trzeba trochę więcej wypić, by wejść na takie ciężkie tematy. Muszę jednak uważać, żeby nie przesadzić. Nie będzie to wyglądało dobrze, jeżeli ktoś tutaj zemdleje.

  Na wspomnienie o roznegliżowanych niewolnicach i panującej tu mrocznej gildii, zrobiłam wielkie oczy. Nie wiem dlaczego, ale wyobraziłam do sobie jako burdel, w którym i on jest roznegliżowany. Ta scena spowodowała nagły atak bólu głowy. Złapałam się za skronie i syknęłam cicho.
  - Dzięki. Teraz będę musiała wyprać sobie mózg, żeby wyrzucić ten obraz z pamięci. - potarłam się przez chwilę po skroniach. - Ale masz rację. Taki scenariusz jest prawdopodobny, no ale co mam zrobić? Zabić go? Poskarżyć się Radzie Magii? Przecież nie zamknę go w piwnicy, przykutego łańcuchami do ściany. Chociaż może to nie taki głupi pomysł. - odparłam, próbując wyobrazić sobie coś milszego i przyjemniejszego dla oka. Ciekawe czy w tej piramidzie mają też męskich niewolników? Zmarszczyłam brwi w zamyśleniu, a potem poczułam poirytowanie, co też było widać na mojej twarzy. - A może kastracja? - mruknęłam niby sama do siebie. Moje myśli zaczęły wędrować po bardzo niebezpiecznych rejonach.

Wzdrygnęłam się. Chyba czytał mi w myślach, a może po prostu było to aż tak oczywiste. Próbowałam ukryć zakłopotanie. Ciężko zachowywać się normalnie, kiedy nie jest się do końca normalnym.
  - Wiesz, jak się przypadkiem zapomnę i Ci się zemdleje, to chociaż udzielę Ci pierwszej pomocy. - uśmiechnęłam się delikatnie, zerkając na niego przez chwilę. Teraz bez okularów widziałam dużo więcej, ale lepiej o tym nie myśleć. Pewnie wystarczająco dużo kobiet ślini się na jego widok, nie muszę być kolejną.

  A potem usłyszałam o chlebku i zakryłam usta dłonią. W dodatku powiedział to z taką powagą, że nie mogłam wytrzymać. Próbowałam się nie roześmiać, przez co zaczęłam się lekko trząść, a z oczu poleciała mi łezka, albo dwie. Gdzieś o tym słyszałam, ale nadal uważam, że to tylko jakiś żart czy inny mit. Przecież nikt by tak nie pił spirytusu, prawda?
  - Będę o tym pamiętać, by przed każdą ważną operacją mieć ze sobą chlebek. - powiedziałam i zaśmiałam się. Wyciągnęłam chusteczkę i wytarłam łezki. Prawie się udusiłam gulaszem, ale przeżyłam. Życie to ciągła walka o przeżycie.
Odetchnęłam, przestając się śmiać.
  - Nie miałbyś głowy? - zapytałam, nie rozumiejąc co miał na myśli. - Tak, przeważnie do leczenia. No chyba, że mnie ktoś zdenerwuje, wtedy dokładnie i powoooooli dezynfekuję spirytusem zadrapania. A jak ktoś nie ma zadrapań to zawsze można je przypadkowo dorobić. - odparłam, jakaś taka zadowolona. Tylko nie wiem z czego.

  Słuchałam w skupieniu tego co mówił o magii i uniosłam pytająco brew. Dziwnie to wszystko trochę brzmiało. Równie dziwnie co smak tego, co piliśmy. Nabrałam ogromnej ochoty na truskawki, a że ich nie miałam to wypiłam kolejną porcję trunku. Okropieństwo, ale smak ciekawy.
  - To nie potrafiłeś czarować od dziecka? Ciekawe. - mruknęłam z zainteresowaniem. - Wielu z nas płaci za swoją moc. Na przykład... słyszałam o pewnym dziecku, które urodziło się wyjątkowe. Od początku było widać, że coś jest z nim nie tak. Magia przebudziła się bardzo wcześnie, zwierzęta umierały, ludzie zasypiali. Nazywano je potworem, unikano go. Dziecko po prostu miało pecha, że urodziło się w kraju, w którym nienawidzono magów, więc urządzono polowanie na czarownice. Bo przecież nie mogli dopuścić do tego by zaczęli umierać ludzie. Zanim jednak zamordowali dzieciaka, to wszyscy pomdleli, a dziecko uciekło. Jak myślisz, kto jest większym potworem: dziecko, które było wystraszone i nie panowało nad swoją magią, czy wystraszony, żądny krwi tłum? - powiedziałam i wypiłam trzecią porcję whisky. Może mi już wystarczy. - Jeżeli planuję być silniejsza... ciekawe jakich poświęceń będę musiała dokonać. Może będę na tyle silna, że żadnych. A Ty? Nie chciałbyś być silniejszy? - powiedziałam i spojrzałam przez chwilę na Neila, pamiętając by go nie spoliczkować swoją magią przez przypadek. Nie wiem jak silny jest. Może jest silniejszy niż się spodziewam. Dobrze by było jednak co nieco o nim wiedzieć w tym temacie, jeżeli mamy ze sobą współpracować. Chciałam go delikatnie wybadać.
  - Myślisz, że mają tu truskawki? - zapytałam, bo to pragnienie nie chciało mi przejść. - A może potrafisz stworzyć truskawki? Przysługa za przysługę? - odparłam z nadzieją. No ale cóż mogę poradzić, nie mogłam przestać myśleć o tych truskawkach. Nie wiem dlaczego. Może przez niego dostałam jakiegoś nagłego apetytu.

Offline

 

#42 2021-06-15 00:48:48

Cromwell

Gildia Raven Tail

Zarejestrowany: 2018-11-27
Posty: 63
Przynależność: Raven Tail
Ranga: Członek Gildii
Płeć: M
Rok urodzenia: Y9
Multikonta: Nihil

Re: Karczma

    Aż mnie skrzywiło na myśl o kastracji, bo zdało mi się, to karą niezwykle surową, być może nawet nieadekwatną do przewinienia. Teraz to moja nazbyt rozpędzona wyobraźnia podsunęła mi obraz mnie samego w trakcie takiej pokuty i wizja ta nie podobała mi się ani trochę. Z drugiej strony przecież jeśli nie ma zbrodni, nie może być kary.
  — Chłosta też brzmi dobrze… Zrób z nim co uważasz za stosowne. — Załamałem ręce w geście bezradności. — Chciałem tylko zasugerować, że może tutaj nie mamy do czynienia z zaginięciem a raczej… No nie wiem, jak to ładnie nazwać… ucieczką. Choć wbrew pozorom bardzo upraszcza to całą sprawę, przynajmniej z operacyjnego punktu widzenia.
    Przyglądałem się przez chwilę, jak dławi się śmiechem na wspomnienie o chlebku. Przez myśl przemknął mi impuls każący interweniować, ale szybko przekonałem się, że byłby to tylko kolejny tego dnia wygłup z mojej strony. Zaiste zabawne jest działanie ludzkiej percepcji. Gdy się widzi, że ktoś się śmieje i dostrzega się zwykłą czystość tego śmiechu obserwatorowi też chce się śmiać. Toteż zaraz i ja starałem się równie silnie, co bezskutecznie nie roześmiać. Opadłem na oparcie również śmiejąc się w głos i czując się chociaż przez ten jeden moment beztroski, jakby nic, poza tym nie istniało.
  — Tylko nie dokarmiaj nim pacjentów, mogłoby im to nie wyjść na zdrowie… — odpowiedziałem, kiedy już pierwszy najmocniejszy atak począł mijać bezpowrotnie.
    Być może przez ten atak nie od razu zrozumiałem pytanie. Widać potrzebowałem jeszcze chwili, żeby dojść do siebie. Miała, ta Panna poczucie humoru, co całkiem sobie ceniłem. Ciekawy byłem, kiedy ostatnio miała okazję śmiać się tak szczerze. Wcześniej nie sprawiała wrażenia do tego skłonnej. A może odwrotnie. Może zaginięcie tej osoby pozbawiło jej tego? To była chyba ta kategoria pytań, których się nie zadaje. Na zadane mi mogłem jednak odpowiedzieć.
  — To przecież jasne, jeśli dajesz za coś głowę myląc się jednocześnie znaczy, że ją tracisz to wszystko. — Jej następne słowa dziwnie były podejrzane, jak na lekarza. O ile w ogóle można połączyć zadanie takie z byciem magiem, co było przecież związane z szeroko pojętym robieniem krzywdy. — A co z tymi wzniosłymi słowami? Po pierwsze nie szkodzić i takie tam? Niemniej wiadomo oczywiście, skalpel może się zawsze omsknąć, tak pomyłkowo, dwadzieścia siedem razy w ośmiu różnych miejscach. — Słyszałem kiedyś żart o człowieku, który przypadkowo przewrócił się na nóż osiem razy. Jak mi się zdawało w tym przypadku mogło, to działać tak samo.
     Wynurzenie swoje zapiłem po raz kolejny, bo nie godzi się przecież żeby człowiek tak się wywracał na nicę o suchym pysku. Poza tym historia, którą Sedi opowiadała też zdała mi się parszywa niezwykle. Przykra sytuacja z przykrymi konsekwencjami. Nie znaczy to, że żal mi było, jakoś specjalnie tych ludzi pomordowanych. Widziałem raczej w tym pewną zależność przyczynowo skutkową. Pociągnąłem jeszcze jednego łyka przyglądając się przy tym uważnie tej, która siedziała naprzeciwko mnie.
  — Oczywiście, że umiałem… Tylko posiadać talent a go rozwijać, to dwie różne rzeczy. Zwyczajnie nie byłem tym wtedy zainteresowany. Jawiło mi się to czymś raczej niepotrzebnym i niebezpiecznym… Zresztą historia, którą przed chwilą opowiedziałaś nosi tego znamiona… Myślę, że przede wszystkim jest w niej strach. Tłum się boi dziecka i dziecko boi się też tłumu. Nigdzie nie jest napisane, że nie dobrze się jest bać, ale nigdzie też nie napisano, że dobrze jest mordować dzieci. Jeśli mnie się pytasz, ja odpowiem Ci, że zasłużyli, że nawet gdyby wtedy wszyscy zginęli nie mogłaby się stać żadna niesprawiedliwość, bo przecież nikt tak naprawdę nie wie, co znaczy być sprawiedliwym. Ja zaś po pierwsze uważam postawę, którą reprezentowali, ignorancję, której nawet nie próbowali przezwyciężyć, za zgoła obrzydliwą. Po drugie zaś nawet jeśliby wtedy umarli, to przecież sami szli zabijać. Robiąc to trzeba się liczyć z tym, że można samemu zostać zabitym.
    Na wzmiankę od dokonywanych poświęceniach pokiwałem głową. Milczałem przez chwilę starając się odpowiednio dobrać słowa. Nawet zaimponowała mi jej postawa. Miała w sobie coś z tej niezbadanej woli mocy, która bardzo rzadko jest udziałem niektórych ludzi.
  — Nie uważam, żeby istniało, jakieś prawo, które mówi o tym, żeby coś zyskać trzeba również coś stracić. Myślę, że to zależy od człowieka i od okoliczności… — Napiłem się po raz kolejny po czym milcząco dolałem sobie kolejną pięćdziesiątkę. — Głęboko życzę Ci tego, abyś trafiła na takie okoliczności, a nawet jeśli będą one gorsze, to abyś miała siłę je przezwyciężyć. Wydaje mi się, że posiadasz taką siłę, siłę, aby nie dopuścić do poświęcenia, albo dokonać przewartościowania i w konsekwencji nie mieć nic na tyle cennego, żeby to nazwać poświęceniem. To też wbrew pozorom wymaga siły. — Wziąłem szklankę w garść i wyciągnąłem ręce na stole. Kilka razy obróciłem nią patrząc, jak płyn w środku faluje. — Ja też chciałbym stać się silniejszy, ale z przyczyn znacznie prostszych… Nie chcę umierać… Taki to widzisz nieskomplikowany ze mnie człowiek.
    Skończywszy ten przydługi monolog uśmiechnąłem się słabo, ale uśmiech ten poszerzył się na wspomnienie o truskawkach. Zaśmiałem się nawet krótko nie do końca wierząc w to, co słyszę. Truskawki w takim momencie? Czemu? Gdzieś mi się rozmywała przyczynowość tego wszystkiego.
  — Wątpię, żeby się je tutaj podawało… Stworzyć też ich nie potrafię… — Z przepraszającym wyrazem twarzy podrapałem się w głowę. — Zaczekaj tutaj. — Powiedziałem po czym wstałem z miejsca.
    Raźnym krokiem przemaszerowałem do baru. Przecisnąłem się przez miejscowych ochlapusów siedzących przy barze i spokojnie poczekałem, aż obsługująca nas wcześniej Pani zechce podejść. Zagadałem do niej z uśmiechem swoim najlepszym. Porozmawiałem z nią kilka chwil, składając przy tym w ręce w geście proszącym prawie, jak do modlitwy. Poszła, a ja zostałem na miejscu czekając na nią chwilę. Gdy wróciła odebrałem od niej talerzyk i ucałowałem nią w rękę nadto śmiało wyciągniętą w moją stronę. Roześmiała się tym czystym radosnym śmiechem, który to wypływa z człowiek, który dostaje to czego chce. Ja zaś wróciłem do loży również z sukcesu zadowolony. Położyłem na stole talerzyk z trzema niezbyt dużymi, ale za to bardzo czerwonymi truskawkami.
  — Zdaje się Panno Sedi, że jesteś mi winna przysługę. — Powiedziałem z nietajoną satysfakcją. Podniosłem szklaneczkę z trunkiem trochę w parodii toastu. — Za łase na komplementy niezamężne kelnereczki. Oby im się wiodło jak najlepiej.

Offline

 

#43 2021-06-15 18:53:19

 Seda

Gildia Lamia Scale

2548944
Call me!
Zarejestrowany: 2018-09-27
Posty: 123
Przynależność: Lamia Scale
Magia: Figyua Aisu
Ranga: Członek Gildii
Płeć: K
Rok urodzenia: Y12
Multikonta: Narisa

Re: Karczma

   Zastanowiłam sięprzez chwilę. Miało to jakiś sens. W sumie nie dziwię się, że Asthor uciekł. Każdy potrzebuje chwili wytchnienia. Szczególnie z tym co się ostatnio wyprawia.
  - Masz rację, nie zasłużył. Poza tym wątpię żebym była w stanie go skrzywdzić, w jakikolwiek sposób. Chociaż chłosta i prysznic ze spirytusu brzmi kusząco. Ale możesz mieć rację. Pewnie zrobił sobie wakacje. Niech się chłopak bawi, póki może. Ja mu pewnie czasami przeszkadzam. - odparłam poważnie. Martwiłam się i denerwowałam. Musiałam przestać o tym myśleć. Starałam się więc skupić na innych rzeczach.

  Pośmialiśmy się przez chwilę. Potrzebowałam tego. Taka chwila beztroski i relaksu była cudowna. Śmiech naprawdę do niego pasował.
  - Niektórym nic już nie pomoże, więc i spirytus nie zaszkodzi. - pociągnęłam dalej żarcik z wesołym uśmiechem.
   Nie rozumiałam tego powiedzenia ze straceniem głowy. Pierwszy raz je słyszałam.
  - Naprawdę? Nie słyszałam wcześniej tego powiedzenia. Teraz rozumiem. - przyznałam się bez bicia, kiwajac głową. Radość nie opuszczała mojej twarzy. Może to przez alkohol? A może po prostu dobre towarzystwo.
  - Po pierwsze nie szkodzić mówisz? - prychnęłam cicho. - Ja jako uzdrowicielka nie składałam takiej przysięgi. Jak ktoś potrzebuje pomocy, to pomagam. Jak ktoś zrobi coś złego, to go każę. Chociaż pewnych rzeczy nie da się wyleczyć nawet magią, jak na przykład głupoty, to można chociaż spróbować zresocjalizować pewne osoby. W mniej lub bardziej przyjemny sposób. Dlatego takie rzeczy jak omsknięcie się skalpela zdarzają się, chociażby z powodu czystej złości na kogoś.

   Przeszliśmy na tematy mniej przyjemne, ale o dziwo nie przeszkadzały mi one. Nie wywoływały też jakiś szczególnie negatywnych odczuć. Czułam się trochę jakby ta sprawa mnie w ogóle nie dotyczyła, chociaż przed chwilą opowiedziałam historię ze swojego dzieciństwa.
  - Dziękuję. - odparłam cicho, wpatrując się w swoją szklankę. Może potrzebowałam takiego zapewnienia od osoby która mnie mało znała. - Ma to jakiś sens. Ja byłam zmuszona do nauki magii, jeżeli nie chciałam zostać samotnym pustelnikiem, który mordował samym spojrzeniem każdego kto się napatoczył. Mój przypadek jest bardzo nietypowy. Zazwyczaj kiedy mag chce używać magii to musi się skupić, a ja muszę się skupiać, żeby jej nie używać. Czuję się trochę tak, jakbym się cały czas dusiła. Dlatego noszę okulary. A nie dlatego, że jestem okropnie brzydka. - uśmiechnęłam się z przekąsem. - Dlatego może lepiej, żebym już więcej nie piła, bo jeszcze zachce mi się oddychać, i co wtedy?
   Westchnęłam łagodnie. Wpatrzyłam się ciepłym spojrzeniem w szklankę.
  - Cieszę się, że postanowiłeś zagłębić się w magię. Jesteś potrzebny. - zaczęłam mówić i po chwili dodałam, żeby sobie czegoś nie pomyślał. - Jak każdy inny mag w tych czasach. Może to zabrzmi trochę samolubnie, albo dziwnie, ale nie nauczyłam się leczenia by pomagać ludziom. Nauczyłam się leczenia by ratować magów, bo ja też nie chcę umierać i nie chcę patrzeć jak umierają bliskie mi osoby. Więc rozumiem twój powód i popieram go. Żyj i rośnij w siłę. A może nawet dane mi będzie ujrzeć jak obalasz smoki gołymi rękami. - uśmiechnęłam się ponownie. Jakaś tak roześmiana byłam. Pewnie jutro będzie bolała mnie twarz.

   Spojrzałam się na niego zakłopotana, gdy się zaśmiał. Czy moja prośba była aż tak nierozsądna? To tylko truskawki. Przecież każdy może dostać chcicy na truskawki. To całkiem normalne. Zrobiłam niezadowoloną minkę, gdy usłyszałam, że prawdopodobnie nie dostanę truskawek. Czułam się zawiedziona. Niczym małe dziecko, które nie dostanie cukierka. Czekałam jednak cierpliwie, obserwując Neila. Czy on właśnie wyprosił truskawki? Jestem pod wrażeniem. Ma talent do bajerowania, czy raczej oczarowywania. Muszę uważać, może być bardziej niebezpieczny, niż mi się zdaje.
Z uniesionymi w zdziwieniu i podziwie brwiami spojrzałam na postawione przede mną truskawki.
  - No no. Jestem pod wrażeniem. Rzeczywiście jesteś naprawdę magiczny. - uniosłam truskawkę, trzymając za szypułkę by wznieść toast. - Za kelnereczki. - zawtórowałam mu.
  - Może się czegoś od Ciebie nauczę i ludzie przestaną uciekać ode mnie z krzykiem. - mruknęłam i wgryzłam się w truskawkę. Moje oczy zrobiły się wielkie. Smakowała magicznie, bo nie wiem w jaki inny sposób to opisać. Pewnie ta whisky miała wpływ na obecny smak czerwonego owocu.

Offline

 

#44 2021-06-16 14:51:47

Cromwell

Gildia Raven Tail

Zarejestrowany: 2018-11-27
Posty: 63
Przynależność: Raven Tail
Ranga: Członek Gildii
Płeć: M
Rok urodzenia: Y9
Multikonta: Nihil

Re: Karczma

    Uniosłem szklankę i spełniłem toast, ku polepszeniu życia żeńskiej części barowego ludu pracującego. Nie był to żart zresztą, naprawdę dobrze życzyłem tej dziewczynie. Może znajdzie sobie wreszcie, jakieś lepsze miejsce od tego. Może spotka, jakiegoś przystojnego i niepodłego gentlemana, z którym ucieknie sobie za granicę. Jednak tak rygorystyczna typologia mnie akurat dyskwalifikowała z tej roli.
  — Jak to? Dostrzegasz jakieś emanujące ze mnie magiczne energie przenikające tajemnym sposobem do ludzkich serc? — Zachichotałem sobie troszkę, bo wizja taka zdała mi się niezwykle zabawna. Po chwili podjąłem patrząc, jak je sobie truskawkę. — Nie sądzę, że jest to coś, co potrafiłbym przekazać słowami… Chciałbym powiedzieć, że to jakaś ukryta tajemna sztuka, którą posiadłem, ale tak nie jest. Ja z reguły, to czuję po prostu. Gdzieś na krawędzi mojej świadomości, nieuchwytnie i instynktownie… Dzięki temu potrafię z nimi — wskazałem ruchem głowy na tłum, aby była jasność kogo mam na myśli. — Tylko dzięki temu wiem, że podobam się tej kelnerce i wiem, że jeśli odpowiednio poproszę, z przyjemnością znajdzie dla mnie truskawki. Oczywiście czasem czynię, to bezwiednie, czasem mylę się do danej osoby, a czasem znajduje się ktoś o woli tak żelaznej, że temu zwyczajnie nie ulega, albo potrafi zastosować tę samą sztuczkę na mnie a ja się nabieram, ale rzadko.
     Zamknąłem się, bo już chyba za dużo powiedziałem. Być może była, to z mojej strony nieostrożność. Ciekawe, co sobie teraz o mnie pomyśli… Na dwoje babka wróżyła. Pozostawiłem na razie ten problem w naiwnej wierze, że rozwiąże się kiedyś tam sam. Zamiast tego podjąłem wcześniejszy temat.
  — Kiedy ja przecież nie widziałem, żeby ktokolwiek uciekał od Ciebie z krzykiem. — Pokręciłem głową z niedowierzeniem. — Gdybyś mi powiedziała, że nosisz okulary, bo jesteś okropnie brzydka, też bym w to nie uwierzył. Przeczy temu świadectwo zmysłów. Jednak nie mogę powiedzieć, że Ci zazdroszczę. Brzmi to wszystko, jak ogromny wysiłek… No a gdybyś przestała pewnie byś mnie zabiła albo zemdlała co najmniej. Zdaję sobie z tego sprawę. Nie wiem, czy dla świata, ale dla mnie byłaby to wielka strata. No i pomyśl o kelnereczce, co Ci znalazła truskawki. Pewnie zabolałoby ją serduszko. Jednak wątpię szczerze, aby jakakolwiek z tych rzeczy miałaby mieć miejsce. Nie czuję się specjalnie zagrożony. W końcu chcesz pomagać magom, nie ich zabijać, przynajmniej chyba nie takich jak ja.
     Zbyt chyba wywindowałem już poziom egocentryzmu w tej dyskusji. Należało zmienić temat na nieco bardziej neutralny, a tak się składało, że była jeszcze jedna rzecz, którą koniecznie należało omówić.
  — Powiedz mi moja Droga, czy Ty chcesz jutro iść do van Djika po to zlecenie? Czy może wyruszymy na poszukiwania twego zaginionego towarzysza, nie zachodząc jednak sprawdzić do czarnej piramidy, czy aby go tam nie ma? A może masz w planach jeszcze jakieś inne aktywności, nie związane z szeroko pojętą pracą, ale raczej z wypoczynkiem?
     Szczerze mówiąc o wizycie u van Djika marzyłem mniej więcej tak, jak się marzy o amputacji nogi. Znaczy w ściśle określonych okolicznościach. Okoliczności takie nie zachodziły jednak w tym przypadku. Z drugiej strony jednak, jeśli się powiedziało a, to i wypadałoby powiedzieć b. Przecież czekał pewnie na nas grubas z niecierpliwością, drżąc o życie swego niezaradnego synusia. Wraz z nim czekały moje pieniążki i moja reputacja… Życie potrafi być takie niesprawiedliwe.

Offline

 

#45 2021-06-16 20:38:52

 Seda

Gildia Lamia Scale

2548944
Call me!
Zarejestrowany: 2018-09-27
Posty: 123
Przynależność: Lamia Scale
Magia: Figyua Aisu
Ranga: Członek Gildii
Płeć: K
Rok urodzenia: Y12
Multikonta: Narisa

Re: Karczma

  Przez chwilę gdzieś odpłynęłam, wpatrujac się w truskawki, jakby właśnie obraziły mnie, moją matkę i następne 3 pokolenia moich dzieci, o ile się ich dorobię. W najbliższym czasie ich jednak nie planuję, bo same problemy z nimi. Wiem jak było ze mną i druga taka na tym świecie na razie nie jest potrzebna.
   Długo jednak nie pomordowałam truskawek wzrokiem, gdyż Nihil coś do mnie mówił, więc wypadałoby posłuchać. Założyłam okulary, bo coś czułam że zaczyna być u mnie ciężko z koncentracją. Czułam się jakbym wypiła pół butelki, a nie... ilekolwiek tam wypiłam. Chyba 3?
  - Nie wiem. Może? Może tak właśnie działa twoja magia. Hipnotyzujesz, czy jakoś tak... - odparłam. Ciekawe czy kelnerka oddałaby Cromwellowi swoją bieliznę, gdyby ją o to odpowiednio poprosił. W sumie po co mi to wiedzieć? Nie mam pojęcia. - Może jednak Tobie zostawię tą rolę. To jednak byłoby dla mnie zbyt trudne. Jak sobie to tylko wyobrażę, to mam ochotę na rękoczyny. Zasłynęłabym z bicia ludzi po twarzach. Więc może sobie to podaruję. - zakończyłam i podniosłam drugą truskawkę. Talerz z trzecią przesunęłam w stronę blondyna. - Chcesz? Zapytam tylko raz. I wiem że nadal jestem Ci winna przysługę. Truskawka nie jest jej częścią. - odparłam, wpatrując się w niego zza okularów. To całe podobanie się weszło mi jednym uchem, a wyszło drugim. Jakoś to nie były moje tematy. Nie będę mu mówić, co ma robić a czego nie. Przynajmniej na tej płaszczyźnie.

   Ssałam sobie drugą truskaweczkę, delektując się nią i słuchałam z zainteresowaniem dalszej części wypowiedzi. Westchnęłam.
  - Naprawdę? A dzisiejsza scena z czwórką łobuzów w operze? Chociaż w sumie, może uciekali na Twój widok...? Sama nie wiem... - zapytałam z uśmiechem, nie wiedząc jak mam nazwać delikwentów, którzy chcieli pobić młodego can Dijika, a potem nas. Dla mnie to były tylko łobuzy, bo nie stanowiły żadnego zagrożenia. Nie zmienia to faktu, że uciekali z krzykiem.
  - Nie chcę sprawdzać, które z nas przeżyłoby pojedynek spojrzeń. Więc na razie posiedzę w okularach, a Ty możesz czuć się bezpieczny. - westchnęłam jakaś taka zmęczona. Nie rozmową, a raczej całym tym pobytem w Ca-Elum. Tęskniłam za domem i przyjaźniejszymi okolicami.

   Potem pojawił się temat jutrzejszej misji. Nieprzyjemny, ale konieczny, więc tylko westchnęłam cicho.
  - Niestety, skoro już mu obiecaliśmy, to wypadałoby się stawić u van Dijika. Może nie będzie to nic zbyt kłopotliwego. - mruknęłam z lekką irytacją na twarzy. Podrapałam się po uchu, które mnie nagle zaswędziało.
  - Myślę, że mój brat jest na tyle dużym chłopcem, że da sobie radę. Nie sądzę by specjalnie próbował wpakować się w kłopoty. Więc wolę go na razie nie szukać by się przekonać tylko o tym w jakim stopniu roznegliżowania znajduje się on i osoba mu towarzysząca. A co do planów innych, to nie wiem. Masz coś konkretnego na myśli? Nie chcesz wykonać zlecenia dla van Dijika?
   Mam tylko nadzieję, że nie zacznie zadawać jakiś dziwnych pytań. Czuję się trochę tak jakbym chciała mu powiedzieć wszystko. Albo tylko mi się wydaje. Może po prostu nie zależało mi czy usłyszy prawdę, więc równie dobrze mogłabym powiedzieć trochę za dużo.

Offline

 

#46 2021-06-16 22:23:24

Cromwell

Gildia Raven Tail

Zarejestrowany: 2018-11-27
Posty: 63
Przynależność: Raven Tail
Ranga: Członek Gildii
Płeć: M
Rok urodzenia: Y9
Multikonta: Nihil

Re: Karczma

    Unosząc rękę w geście tyleż prostym, co stanowczym odmówiłem, w każdym razie miłej propozycji przygarnięcia truskawki. Nie miałem na nie ochoty, nie po rzeczach smażonych na głębokim oleju.
  — Detalicznie rzecz biorąc to nie uciekali przed Tobą, a na widok tego, co zrobiłaś ich koledze. Choć uciekali to chyba mało powiedziane. — Powiedziałem przypominając sobie, jak jeden z tych hultajów moczy sobie spodnie. Było mi go szkoda w równym stopniu, co śniegu zeszłorocznego. — Poza tym nie czułem się, w jakimś szczególnym niebezpieczeństwie, ale jeśli będzie Ci tak wygodnie nie krępuj się.
    Chyba robiło się tu coraz tłoczniej, a co za tym idzie coraz bardziej gorąco. Może jednak to wódka chlana bez umiaru sygnalizowała mi w ten sposób, że darzę ją zbytnim zainteresowaniem. Czasem wyrzucałem sobie, że nigdy nie umiałem zastopowoać w właściwej chwili, ale jakoś szybko bardzo o tych wyrzutach zapominałem. Widać nie byłem jedyny, bo i moja towarzyszka westchnęła sobie jakoś taka zamęczona.
  — Wszystko w porządku? — Zapytałem, jakoś dziwnie przymuszony wcześniej poczynioną obserwacją. — Jeśli trzeba odprowadzę Cię, gdziekolwiek zamierzasz spędzić dzisiejszą noc… I nie, nie jest to równoznaczne z tym, że próbuję się wprosić, choć przyznaję może to tak pobieżnie wyglądać. — Ta ostatnia część chyba z czystego asekuranctwa wynikała. Kolejny dowód, że niezawodnie człowiek przejmuje się tym, co się o nim pomyśli. Chętnie bym usłyszał na ten temat, jakąś teorię psychoanalityczną.
    Jednak słowa, że musimy tam iść sprawiły mi delikatny zawód, czego nie omieszkałem wyrazić, ukrywając twarz w dłoniach.
  — Niee to nie tak miało być… — jęknąłem z żartobliwym rozgoryczeniem odkładając dłonie na stolik. — Miałaś powiedzieć coś w stylu: „Nie, nie chcę oglądać tego przebrzydłego tłuściocha. Pójdziemy pozwiedzać albo na kawę, albo na plażę, wszędzie, ale nie tam.” Wtedy i ja miałbym, jakiś poważny powód, aby przekonać samego siebie, że wcale nie trzeba tam iść. Teraz już wszystko stracone, nie ma nadziei, nie ma wyjścia.
    Naprawdę było mi trochę smutno z tego powodu, ale faktycznie racja była po jej stronie. Skoro już obiecaliśmy wypadało tam pomaszerować krokiem skazańczym. W końcu na, jaką taką reputacje w kręgach biznesowych trzeba się napracować, a traci się to czasem w noc jedną.
    Więc to o brata chodzi. Dobrze, że założeń moich nigdzie nie musiałem obstawiać, bo niechybnie bym zbiedniał gwałtownie. Jako że nie posiadałem rodzeństwa trudno mi było stwierdzić, czy ucieczki takie są częścią takich relacji, bo że innych to na pewno. Wiedziałem o tym, co nieco.
  — Tak szczerze mówiąc to nie wiem… — Przerwałem, żeby zastanowić się, co właściwie czuję do van Djika. — Znasz, to uczucie, gdy rozmawiasz z kimś pierwszy albo drugi raz i tak właściwie nic o nim nie wiesz, ale już go nie lubisz? To właśnie takie coś, jakoś po prostu nie podoba mi się. Choć ku mojemu żalowi nie jestem Ci w stanie powiedzieć konkretnie dlaczego tak się dzieje. Irytowało mnie na przykład strasznie, gdy osoba jego przerywała nam rozmowę w operze… W sumie takie niby nic, ale z drugiej… — Może podskórnie czułem, że będzie nas próbował, jakoś przechytrzyć ten kupiec lisek chytrusek. Może będzie nas namawiał żebyśmy się pojedynkowali za jego synalka. To byłaby dopiero głupota skrajna.
  — Cóż z gdybania jeszcze nic produktywnego się nie zrodziło, będziemy musieli się przekonać jutro. Możemy się pocieszyć chociaż, że nie będziemy znosić tego w samotności prawda?

Ostatnio edytowany przez Cromwell (2021-06-16 22:27:42)

Offline

 

#47 2021-06-17 20:55:16

 Seda

Gildia Lamia Scale

2548944
Call me!
Zarejestrowany: 2018-09-27
Posty: 123
Przynależność: Lamia Scale
Magia: Figyua Aisu
Ranga: Członek Gildii
Płeć: K
Rok urodzenia: Y12
Multikonta: Narisa

Re: Karczma

Tak jak wcześniej ostrzegałam - nie pytałam dwa razy. Gdy tylko odmówił zaszczytu zjedzenia ostatniej truskawki, ja ją pochłonęłam z zadowoleniem i satysfakcją, jakbym ich zjadła co najmniej kilogram. Pogłaskałam się po brzuszku z westchnieniem. Objadłam się straszliwie. Danie główne, deser, procenty, czegóż chcieć więcej.
- Nie widzę różnicy... - mruknęłam na wspomnienie o uciekających łobuzach.

- Hmm...? - wyrwał mi się pomruk zaskoczenia i uniosłam brwi. Zabrzmiało to jakoś tak dziwnie, dlatego następnie zmarszczyłam brwi, a potem parsknęłam lekkim śmiechem. - Rozumiem, że to z troski nie o mnie, a o biednych obywateli tego miasta, którzy mieliby pecha i stanęliby na mojej drodze? - przechyliłam głowę na bok. Jakoś nie potrafiłam zarejestrować, że nawet mogłoby chodzić o coś innego.

- Wiesz... jeszcze nie wszystko stracone. Nie wiemy co van Dijik nam zleci i nie musimy się na wszystko od razu zgadzać. Czuję się zmęczona na samą myśl o dniu jutrzejszym, ale... - wymamrotałam, z niechęcią przeczesując włosy palcami i skrzywiłam się lekko. Potem się uśmiechnęłam i kontynuowałam. - ...gdybym była sama to pewnie bym się nie zgodziła na kolejne zlecenie, ale z Tobą u boku myślę, że będzie całkiem znośnie. Więc cieszy mnie, że czujemy się podobnie. W razie czego zawsze mogę zacząć symulować okropny ból brzucha, czy też inną migrenę, które uniemożliwią mi chodzenie, co za tym idzie będziesz mi musiał pomóc i się elegancko ewakuujemy z tego jutrzejszego cyrku. - zaproponowałam, sprawdzając zawartość butelki. Czy jeszcze coś dla mnie zostało? Jak tak to sobie wlałam kolejną porcję. Myśl o jutrzejszym spotkaniu irytowała mnie niezmiernie.

Offline

 

#48 2021-06-18 13:56:45

Cromwell

Gildia Raven Tail

Zarejestrowany: 2018-11-27
Posty: 63
Przynależność: Raven Tail
Ranga: Członek Gildii
Płeć: M
Rok urodzenia: Y9
Multikonta: Nihil

Re: Karczma

    Ale to, że jej nie widzisz, nie oznacza jeszcze, że jej nie ma. – Rozłożyłem ręce, jakbym chciał powiedzieć, iż nic więcej w tej sprawie chyba zrobić nie można. Po prawdzie, byłem w stanie przytaczać dalsze argumenty na rzecz tej tezy, ale nie miałem już dziś ochoty na tego typu dyskusję. Też chyba byłem zmęczony.
    Nie na tyle jednak, żeby nie zdziwiło mnie jej pytanie i śmiechu pogodnego wybuch. Sam jednak zachichotałem i dopiłem resztę alkoholu, która pozostała mi w szklance. Trzeba było jednak przestać, jutro czekała nas praca.
  — Oczywiście, że o Ciebie… — żachnąłem się, bo nie wyobrażałem sobie, żeby sprawa miała wyglądać inaczej. — Co mnie obchodzą biedni mieszkańcy tego miasta. Przykro mi, ale nie czuję żadnej wewnętrznej potrzeby, aby dbać o ich dobrostan. Pewnie z wzajemnością, bo co mieszkańca najwspanialszego, przynajmniej w ich mniemaniu, państwa na świecie może obchodzić jakaś zamorska przybłęda.
    O tak już widziałem, jak mi się tutaj wszyscy rzucają z pomocą. Fakt czuło się tutaj znaczny respekt przed magami, ale nie było, to przecież równoznaczne z lubieniem kogokolwiek. Nie ważne, czy lubią grunt, żeby się bali — pierwotna zasada. Nie wiem, czy podzielałem ten pogląd. Generalnie zdawało mi się, że korzyść z lubienia jest znacznie większa. Pan van Dijk na przykład, pewnie nas lubił inaczej nie powierzałby w nasze ręce życia swojego synalka, a przynajmniej musieliśmy zrobić na nim dobre wrażenie. Stąd właśnie to szczęście w nieszczęściu, którego propozycja Sedi była, jakimś rozwiązaniem.
  — Dobrze moja Droga, tak właśnie zrobimy. — Odpowiedziałem krzyżując ręce na piersi i kiwnięciem głowy znak dając, że się zgadzam. — Mam co do całej tej roboty, jakieś złe przeczucia. No, ale może to tylko moje osobiste uprzedzenie do zleceniodawcy. Dlatego istotnie dobrze, że myślimy o tym tak samo. Znaczy, że w cokolwiek wdepniemy, wdepniemy w to razem.
    Pomilczałem chwilę, bo nie wiedziałem, co jeszcze mógłbym do tego dodać. Po krótkiej chwili patrzenia w ścianę doszedłem do wniosku, że jednak żadna kwestia nie pozostała do omówienia, przynajmniej w kwestii modus operandi naszej spółki na najbliższy czas.
  — Dziękuję — odezwałem się wreszcie po chwili duchowej nieobecności. — To całkiem miły wieczór. Dawno nie miałem okazji z kimś porozmawiać tak po prostu.

Offline

 

#49 2021-06-19 12:35:38

 Seda

Gildia Lamia Scale

2548944
Call me!
Zarejestrowany: 2018-09-27
Posty: 123
Przynależność: Lamia Scale
Magia: Figyua Aisu
Ranga: Członek Gildii
Płeć: K
Rok urodzenia: Y12
Multikonta: Narisa

Re: Karczma

  Miał trochę racji. Pewnie była różnica. Może nawet ogromna. Nie byłam wszechwiedząca i miałam ochotę mu powiedzieć, żeby mnie nieco oświecił. Może nawet uda mu się mnie przekonać do swoich racji. Jednak nie odpowiedziałam nic, tylko pokiwałam głową, i uśmiechnęłam delikatnie, na znak że coś w tym jest.

- Naprawdę? Ja wiem, że jestem mała i wyglądam na bezbronną, ale... eh, może i masz rację. Nie należy kusić losu. Chociaż z drugiej strony nie chcę Cię kłopotać. A co jak się zgubisz i nie trafisz do domu? - zapytałam. Chociaż słowo dom było raczej niewłaściwie użyte, ale przecież nie wiedziałam gdzie mieszka. - I wątpię by określenie przybłęda pasowało do Ciebie. Naprawdę myślisz, że inni tak o Tobie myślą? - zapytałam z lekkim zaskoczeniem. Z pewnością nie wygląda na przybłędę.

   Uniosłam brew na niego. To chyba był taki jego odruch, z tym słodkich określaniem mojej osoby i przyznam, że czuję się przez to trochę niezręcznie.
  - Spokojnie mój Drogi, nie pozwolę by coś Ci się stało. - odparłam buntowniczo, używając na nim tych samych słów, których on użył na mnie. Potem jednak zeszłam z nieco ostrzejszego tonu i zmieniłam temat. - Mam nadzieję, że van Dijik nie wyskoczy z jakim zabójstwem, albo pobiciem na zlecenie. Nie wiem jak Ty, ale na pewne rzeczy się nie zgodzę. Nie chcę by mnie potem ktoś za to ścigał, chociaż i tak jestem tu tylko przejazdem.

   Przez chwilę panowała przyjemna cisza. Taki spokój wcale mi nie przeszkadzał. Siedziałam i wpatrywałam się w otaczających nas ludzi. Nie było to coś wartego oglądania, ale przecież nie będę się cały czas wpatrywać w Neila, chociaż i tak przez okulary nie było widać na co patrzę.
  - Uważaj, bo wystawię Ci za to rachunek. - zażartowałam z delikatnym uśmiechem. - Ale i tak się cieszę, że mogłam być chwilowym ukojeniem. Chyba pora się zbierać. Każde z nas musi się trochę przygotować, przez jutrzejszą misją. - odparłam, chowając swoje rzeczy - czyli laleczkę - do plecaka.

Offline

 

#50 2021-06-19 16:12:49

Cromwell

Gildia Raven Tail

Zarejestrowany: 2018-11-27
Posty: 63
Przynależność: Raven Tail
Ranga: Członek Gildii
Płeć: M
Rok urodzenia: Y9
Multikonta: Nihil

Re: Karczma


    Może i nie bez zasadna była uwaga, że jestem podobny do tutejszych mieszkańców. Niemniej nie widziałem większych związków niż podobieństwo stroju. Czy może jednak po prostu, mój umysł samoistnie bronił się w ten sposób przed, jakimś zaszufladkowaniem. Czy jeśli nawet byłem z tutejszym mieszkańcem tożsamy, czy to oznaczało, że jestem takożsamy?
  — Wiesz znałem kiedyś człowieka, który był całkiem zręcznym magiem, ale potknął się po pijaku na schodach i umarł… I skoro raz tutaj dotarłem powinienem i drugi prawda? Nalegać, jednak nie będę, bo to pewnie byłoby niekomfortowe zarówno dla Ciebie, jak i dla mnie. — Odniosłem się jeszcze do jej poprzednich słów, bo nie wypadało sprawy zostawić całkowicie bez komentarza. — Jeśli zaś chodzi o moje podobieństwo do nich, to sam nie wiem. Myślę, że sam strój, to jednak nie wszystko. O podobieństwie decyduje jeszcze pewien mentalny stan, którego nie podzielam, a przynajmniej tak mi się zdaje.
    Buntowniczych frazesów wysłuchałem ze zobojętniałą twarzą. Jak się to mówi spłynęły po mnie, jak po kaczce.
— Zbytek łask… — powiedziałem nie tyle szyderczo, co obojętnie. — A co do zleceni zobaczę, co van Djik ma nam do powiedzenia. Pewne rzeczy można oczywiście podejrzewać, ale nie są one na tyle uzasadnione, żeby teraz zawracać sobie tym głowę. Jutrzejsza rozmowa pewnie wszystko wyjaśni.
    Rozbawiła minie jej uwaga, po części dla tego, że zdawałem sobie sprawę, że na pewno tego nie uczyni. Niemniej w kwestii tego, że trzeba było się przygotować miała rację. Nie miałem jeszcze, co prawda pojęcia, co należałoby w tym zakresie zrobić, ale doszedłem do wniosku, że jak w przypadku van Djika odpowiedź przyjdzie z czasem.
  — Lepiej nie, nie wiem w jaki sposób zdołałbym Ci się wypłacić. — Widząc, że zaczyna zbierać swoje rzeczy sam wstałem z miejsca. Chwyciwszy marynarkę od fraka parłem się łokciem o najwyższy punkt loży. W razie, jakby jednak nie chciała abym ją odprowadzał, podejdę sobie po prostu do baru, ale to za chwilę. — Z pewnym żalem, ale przyznaję ci rację. Choć z drugiej strony pora jest jeszcze względnie wczesna.

Ostatnio edytowany przez Cromwell (2021-06-19 16:13:24)

Offline

 

#51 2021-06-20 13:44:23

 Seda

Gildia Lamia Scale

2548944
Call me!
Zarejestrowany: 2018-09-27
Posty: 123
Przynależność: Lamia Scale
Magia: Figyua Aisu
Ranga: Członek Gildii
Płeć: K
Rok urodzenia: Y12
Multikonta: Narisa

Re: Karczma

  Spojrzałam na niego z mieszaniną zaskoczenia, zmieszania i troski. To co mi powiedział nie było zbyt zachęcającą wizją. Aż się bałam go samego zostawiać.
  - Więc może to ja powinnam odprowadzić Ciebie? Najlepiej prosto do łóżka, żebyś się po drodze nie potknął i nie zabił. - wymamrotałam zaniepokojona. Nie pomyślałam, że może to zabrzmieć dco najmniej dwuznacznie. Jednak nie było to moim zamiarem, to takie przyzwyczajenie ze względu na to, że ciągle przebywam z bratem. Naprawdę chciałam go tylko wrzucić do łóżka, żeby się wyspał i jutro mógł iść ze mną na misję. MArtwiłam się trochę o Cromwella. Nie chciałam się sama męczyć z van Dijikiem. Poza tym szkoda by było gdyby Neilowi się zmarło, bo się potknął.
   Jak już jednak wcześniej zostało powiedziane - nie nalegałam, by nie wywoływać między nami dyskomfortu. Więc jeżeli nie chciał żeby go odprowadzić to postanowiłam się pożegnać.
  - Niestety mam jeszcze coś na dzisiaj w planach. Dobrej nocy i widzimy się jutro. - odparłam na odchodne i jeżeli to było wszystko na dzisiaj to opuściłam ten przybytek by udać się na spoczynek. Oczywiście miałam jeszcze coś zaplanowane, ale była to moja tajemnica.

[z/t > Ca-Elum » Hantō » Gildia kupiecka]

Offline

 

#52 2021-06-21 11:39:40

Cromwell

Gildia Raven Tail

Zarejestrowany: 2018-11-27
Posty: 63
Przynależność: Raven Tail
Ranga: Członek Gildii
Płeć: M
Rok urodzenia: Y9
Multikonta: Nihil

Re: Karczma

    Uderzenie nastąpiło z niespodziewanej strony i jego siłę można było porównać mniej więcej z nagłym uderzeniem łopatą w pysk. Tak, że aż zęby dzwonią szkliwo pęka. Czy właśnie została mi złożona niemoralna propozycja? Nie, to raczej niemożliwe. Rzecz tak, choć była przecież w możności nie mogła przecież ulec zaktualizowaniu. Za dużo sobie chyba wyobrażałem, toteż uśmiechnąłem się bardzo pobłażliwe, bardziej do siebie niż do niej.
   — Kuszące, ale podziękuję… Powinienem sobie chyba jakoś z tym poradzić. — Fakt, wejście po schodach czy nie wydawało mi się, jakimś nadto dużym wyzwaniem.  — Poza tym przecież pracujemy razem. Niezbyt profesjonalne z mojej strony byłoby pokazywać się w ten sposób.
    Z nadzieją, że to niezbyt wiele mówiące zdanie zakończy sprawę oddałem się zapinaniu guzików. Czyli wreszcie pora pożegnania nadeszła. Nie było chyba ona zbyt smuta, być może przez świadomość, że jutro zobaczymy się u van Djika.
   — Oczywiście, oczekuję tego momentu z niecierpliwością. — Odparłem i pomyślałem sobie, że tak by właśnie odpowiedzieli tutejsi. Być może miała jednak rację…  — I ja życzę Ci dobrej nocy…
     Przez moment odprowadzałem ją wzrokiem. Jakoś znikły mi chęci do dalszych wycieczek w stronę szynkwasu, także powlokłem się na górę, aby złożyć kości na spoczynek. Rano o dziwo kac mnie nie męczył, co było pewnie zasługą wcześniej zjedzonego posiłku. Zrezygnowałem też z porannej kawy wiedząc, że pewnie nażłopię się jej u van Djika, aż w nadmiarze. Ubrałem się założyłem świeży krawat, praktycznie identyczny, jak ten który oddałem i ruszyłem do gildii.


[z.t -> Ca-Eum, Hanto, Gildia Kupiecka]

Offline

 
/* */

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.gothic-rpg.pun.pl www.bractwo-neonii.pun.pl www.neurokognitywistyka.pun.pl www.grh.pun.pl www.lovesensimusic.pun.pl