Ninja Clan Wars - Naruto PBF
W czasach na długo przed wydarzeniami z M&A kontrolę nad światem sprawują klany ninja, wojowników o nadprzyrodzonych, unikalnych zdolnościach, które swoje siedziby mają rozsiane po wielu krajach, rządzonych przez swoich Daimyō.
Najstarsi pamiętają olbrzymie wojny, w których połączone siły rodzin siały spustoszenie, zabijając się nawzajem. Od tych wydarzeń minęło wiele lat, dziś liczba klanów drastycznie zmalała, niektóre są o krok od wyginięcia. W związku z tym panuję oficjalny, często nieprzestrzegany, rozejm, dzięki któremu świat ma odzyskać dawno utracony spokój. Wspólnymi siłami udało się odbudować prastarą Szkołę Ninja, w której każdy młody wojownik szkoli się, żeby móc w przyszłości godnie reprezentować klan.
Dzisiaj forum odwiedzili:
Postanowiłam zakończyć temat z nazwiskiem, jednak kwestia bycia potworem to było coś, co mnie zawsze męczyło. Nie wiedziałam czy mam dalej ciągnąć temat. Chyba na razie byłam jeszcze na to zbyt trzeźwa. Trzeba trochę więcej wypić, by wejść na takie ciężkie tematy. Muszę jednak uważać, żeby nie przesadzić. Nie będzie to wyglądało dobrze, jeżeli ktoś tutaj zemdleje.
Na wspomnienie o roznegliżowanych niewolnicach i panującej tu mrocznej gildii, zrobiłam wielkie oczy. Nie wiem dlaczego, ale wyobraziłam do sobie jako burdel, w którym i on jest roznegliżowany. Ta scena spowodowała nagły atak bólu głowy. Złapałam się za skronie i syknęłam cicho.
- Dzięki. Teraz będę musiała wyprać sobie mózg, żeby wyrzucić ten obraz z pamięci. - potarłam się przez chwilę po skroniach. - Ale masz rację. Taki scenariusz jest prawdopodobny, no ale co mam zrobić? Zabić go? Poskarżyć się Radzie Magii? Przecież nie zamknę go w piwnicy, przykutego łańcuchami do ściany. Chociaż może to nie taki głupi pomysł. - odparłam, próbując wyobrazić sobie coś milszego i przyjemniejszego dla oka. Ciekawe czy w tej piramidzie mają też męskich niewolników? Zmarszczyłam brwi w zamyśleniu, a potem poczułam poirytowanie, co też było widać na mojej twarzy. - A może kastracja? - mruknęłam niby sama do siebie. Moje myśli zaczęły wędrować po bardzo niebezpiecznych rejonach.
Wzdrygnęłam się. Chyba czytał mi w myślach, a może po prostu było to aż tak oczywiste. Próbowałam ukryć zakłopotanie. Ciężko zachowywać się normalnie, kiedy nie jest się do końca normalnym.
- Wiesz, jak się przypadkiem zapomnę i Ci się zemdleje, to chociaż udzielę Ci pierwszej pomocy. - uśmiechnęłam się delikatnie, zerkając na niego przez chwilę. Teraz bez okularów widziałam dużo więcej, ale lepiej o tym nie myśleć. Pewnie wystarczająco dużo kobiet ślini się na jego widok, nie muszę być kolejną.
A potem usłyszałam o chlebku i zakryłam usta dłonią. W dodatku powiedział to z taką powagą, że nie mogłam wytrzymać. Próbowałam się nie roześmiać, przez co zaczęłam się lekko trząść, a z oczu poleciała mi łezka, albo dwie. Gdzieś o tym słyszałam, ale nadal uważam, że to tylko jakiś żart czy inny mit. Przecież nikt by tak nie pił spirytusu, prawda?
- Będę o tym pamiętać, by przed każdą ważną operacją mieć ze sobą chlebek. - powiedziałam i zaśmiałam się. Wyciągnęłam chusteczkę i wytarłam łezki. Prawie się udusiłam gulaszem, ale przeżyłam. Życie to ciągła walka o przeżycie.
Odetchnęłam, przestając się śmiać.
- Nie miałbyś głowy? - zapytałam, nie rozumiejąc co miał na myśli. - Tak, przeważnie do leczenia. No chyba, że mnie ktoś zdenerwuje, wtedy dokładnie i powoooooli dezynfekuję spirytusem zadrapania. A jak ktoś nie ma zadrapań to zawsze można je przypadkowo dorobić. - odparłam, jakaś taka zadowolona. Tylko nie wiem z czego.
Słuchałam w skupieniu tego co mówił o magii i uniosłam pytająco brew. Dziwnie to wszystko trochę brzmiało. Równie dziwnie co smak tego, co piliśmy. Nabrałam ogromnej ochoty na truskawki, a że ich nie miałam to wypiłam kolejną porcję trunku. Okropieństwo, ale smak ciekawy.
- To nie potrafiłeś czarować od dziecka? Ciekawe. - mruknęłam z zainteresowaniem. - Wielu z nas płaci za swoją moc. Na przykład... słyszałam o pewnym dziecku, które urodziło się wyjątkowe. Od początku było widać, że coś jest z nim nie tak. Magia przebudziła się bardzo wcześnie, zwierzęta umierały, ludzie zasypiali. Nazywano je potworem, unikano go. Dziecko po prostu miało pecha, że urodziło się w kraju, w którym nienawidzono magów, więc urządzono polowanie na czarownice. Bo przecież nie mogli dopuścić do tego by zaczęli umierać ludzie. Zanim jednak zamordowali dzieciaka, to wszyscy pomdleli, a dziecko uciekło. Jak myślisz, kto jest większym potworem: dziecko, które było wystraszone i nie panowało nad swoją magią, czy wystraszony, żądny krwi tłum? - powiedziałam i wypiłam trzecią porcję whisky. Może mi już wystarczy. - Jeżeli planuję być silniejsza... ciekawe jakich poświęceń będę musiała dokonać. Może będę na tyle silna, że żadnych. A Ty? Nie chciałbyś być silniejszy? - powiedziałam i spojrzałam przez chwilę na Neila, pamiętając by go nie spoliczkować swoją magią przez przypadek. Nie wiem jak silny jest. Może jest silniejszy niż się spodziewam. Dobrze by było jednak co nieco o nim wiedzieć w tym temacie, jeżeli mamy ze sobą współpracować. Chciałam go delikatnie wybadać.
- Myślisz, że mają tu truskawki? - zapytałam, bo to pragnienie nie chciało mi przejść. - A może potrafisz stworzyć truskawki? Przysługa za przysługę? - odparłam z nadzieją. No ale cóż mogę poradzić, nie mogłam przestać myśleć o tych truskawkach. Nie wiem dlaczego. Może przez niego dostałam jakiegoś nagłego apetytu.
Offline
Gildia Raven Tail
Aż mnie skrzywiło na myśl o kastracji, bo zdało mi się, to karą niezwykle surową, być może nawet nieadekwatną do przewinienia. Teraz to moja nazbyt rozpędzona wyobraźnia podsunęła mi obraz mnie samego w trakcie takiej pokuty i wizja ta nie podobała mi się ani trochę. Z drugiej strony przecież jeśli nie ma zbrodni, nie może być kary.
— Chłosta też brzmi dobrze… Zrób z nim co uważasz za stosowne.
Offline
Zastanowiłam sięprzez chwilę. Miało to jakiś sens. W sumie nie dziwię się, że Asthor uciekł. Każdy potrzebuje chwili wytchnienia. Szczególnie z tym co się ostatnio wyprawia.
- Masz rację, nie zasłużył. Poza tym wątpię żebym była w stanie go skrzywdzić, w jakikolwiek sposób. Chociaż chłosta i prysznic ze spirytusu brzmi kusząco. Ale możesz mieć rację. Pewnie zrobił sobie wakacje. Niech się chłopak bawi, póki może. Ja mu pewnie czasami przeszkadzam. - odparłam poważnie. Martwiłam się i denerwowałam. Musiałam przestać o tym myśleć. Starałam się więc skupić na innych rzeczach.
Pośmialiśmy się przez chwilę. Potrzebowałam tego. Taka chwila beztroski i relaksu była cudowna. Śmiech naprawdę do niego pasował.
- Niektórym nic już nie pomoże, więc i spirytus nie zaszkodzi. - pociągnęłam dalej żarcik z wesołym uśmiechem.
Nie rozumiałam tego powiedzenia ze straceniem głowy. Pierwszy raz je słyszałam.
- Naprawdę? Nie słyszałam wcześniej tego powiedzenia. Teraz rozumiem. - przyznałam się bez bicia, kiwajac głową. Radość nie opuszczała mojej twarzy. Może to przez alkohol? A może po prostu dobre towarzystwo.
- Po pierwsze nie szkodzić mówisz? - prychnęłam cicho. - Ja jako uzdrowicielka nie składałam takiej przysięgi. Jak ktoś potrzebuje pomocy, to pomagam. Jak ktoś zrobi coś złego, to go każę. Chociaż pewnych rzeczy nie da się wyleczyć nawet magią, jak na przykład głupoty, to można chociaż spróbować zresocjalizować pewne osoby. W mniej lub bardziej przyjemny sposób. Dlatego takie rzeczy jak omsknięcie się skalpela zdarzają się, chociażby z powodu czystej złości na kogoś.
Przeszliśmy na tematy mniej przyjemne, ale o dziwo nie przeszkadzały mi one. Nie wywoływały też jakiś szczególnie negatywnych odczuć. Czułam się trochę jakby ta sprawa mnie w ogóle nie dotyczyła, chociaż przed chwilą opowiedziałam historię ze swojego dzieciństwa.
- Dziękuję. - odparłam cicho, wpatrując się w swoją szklankę. Może potrzebowałam takiego zapewnienia od osoby która mnie mało znała. - Ma to jakiś sens. Ja byłam zmuszona do nauki magii, jeżeli nie chciałam zostać samotnym pustelnikiem, który mordował samym spojrzeniem każdego kto się napatoczył. Mój przypadek jest bardzo nietypowy. Zazwyczaj kiedy mag chce używać magii to musi się skupić, a ja muszę się skupiać, żeby jej nie używać. Czuję się trochę tak, jakbym się cały czas dusiła. Dlatego noszę okulary. A nie dlatego, że jestem okropnie brzydka. - uśmiechnęłam się z przekąsem. - Dlatego może lepiej, żebym już więcej nie piła, bo jeszcze zachce mi się oddychać, i co wtedy?
Westchnęłam łagodnie. Wpatrzyłam się ciepłym spojrzeniem w szklankę.
- Cieszę się, że postanowiłeś zagłębić się w magię. Jesteś potrzebny. - zaczęłam mówić i po chwili dodałam, żeby sobie czegoś nie pomyślał. - Jak każdy inny mag w tych czasach. Może to zabrzmi trochę samolubnie, albo dziwnie, ale nie nauczyłam się leczenia by pomagać ludziom. Nauczyłam się leczenia by ratować magów, bo ja też nie chcę umierać i nie chcę patrzeć jak umierają bliskie mi osoby. Więc rozumiem twój powód i popieram go. Żyj i rośnij w siłę. A może nawet dane mi będzie ujrzeć jak obalasz smoki gołymi rękami. - uśmiechnęłam się ponownie. Jakaś tak roześmiana byłam. Pewnie jutro będzie bolała mnie twarz.
Spojrzałam się na niego zakłopotana, gdy się zaśmiał. Czy moja prośba była aż tak nierozsądna? To tylko truskawki. Przecież każdy może dostać chcicy na truskawki. To całkiem normalne. Zrobiłam niezadowoloną minkę, gdy usłyszałam, że prawdopodobnie nie dostanę truskawek. Czułam się zawiedziona. Niczym małe dziecko, które nie dostanie cukierka. Czekałam jednak cierpliwie, obserwując Neila. Czy on właśnie wyprosił truskawki? Jestem pod wrażeniem. Ma talent do bajerowania, czy raczej oczarowywania. Muszę uważać, może być bardziej niebezpieczny, niż mi się zdaje.
Z uniesionymi w zdziwieniu i podziwie brwiami spojrzałam na postawione przede mną truskawki.
- No no. Jestem pod wrażeniem. Rzeczywiście jesteś naprawdę magiczny. - uniosłam truskawkę, trzymając za szypułkę by wznieść toast. - Za kelnereczki. - zawtórowałam mu.
- Może się czegoś od Ciebie nauczę i ludzie przestaną uciekać ode mnie z krzykiem. - mruknęłam i wgryzłam się w truskawkę. Moje oczy zrobiły się wielkie. Smakowała magicznie, bo nie wiem w jaki inny sposób to opisać. Pewnie ta whisky miała wpływ na obecny smak czerwonego owocu.
Offline
Gildia Raven Tail
Uniosłem szklankę i spełniłem toast, ku polepszeniu życia żeńskiej części barowego ludu pracującego. Nie był to żart zresztą, naprawdę dobrze życzyłem tej dziewczynie. Może znajdzie sobie wreszcie, jakieś lepsze miejsce od tego. Może spotka, jakiegoś przystojnego i niepodłego gentlemana, z którym ucieknie sobie za granicę. Jednak tak rygorystyczna typologia mnie akurat dyskwalifikowała z tej roli.
— Jak to? Dostrzegasz jakieś emanujące ze mnie magiczne energie przenikające tajemnym sposobem do ludzkich serc?
Offline
Przez chwilę gdzieś odpłynęłam, wpatrujac się w truskawki, jakby właśnie obraziły mnie, moją matkę i następne 3 pokolenia moich dzieci, o ile się ich dorobię. W najbliższym czasie ich jednak nie planuję, bo same problemy z nimi. Wiem jak było ze mną i druga taka na tym świecie na razie nie jest potrzebna.
Długo jednak nie pomordowałam truskawek wzrokiem, gdyż Nihil coś do mnie mówił, więc wypadałoby posłuchać. Założyłam okulary, bo coś czułam że zaczyna być u mnie ciężko z koncentracją. Czułam się jakbym wypiła pół butelki, a nie... ilekolwiek tam wypiłam. Chyba 3?
- Nie wiem. Może? Może tak właśnie działa twoja magia. Hipnotyzujesz, czy jakoś tak... - odparłam. Ciekawe czy kelnerka oddałaby Cromwellowi swoją bieliznę, gdyby ją o to odpowiednio poprosił. W sumie po co mi to wiedzieć? Nie mam pojęcia. - Może jednak Tobie zostawię tą rolę. To jednak byłoby dla mnie zbyt trudne. Jak sobie to tylko wyobrażę, to mam ochotę na rękoczyny. Zasłynęłabym z bicia ludzi po twarzach. Więc może sobie to podaruję. - zakończyłam i podniosłam drugą truskawkę. Talerz z trzecią przesunęłam w stronę blondyna. - Chcesz? Zapytam tylko raz. I wiem że nadal jestem Ci winna przysługę. Truskawka nie jest jej częścią. - odparłam, wpatrując się w niego zza okularów. To całe podobanie się weszło mi jednym uchem, a wyszło drugim. Jakoś to nie były moje tematy. Nie będę mu mówić, co ma robić a czego nie. Przynajmniej na tej płaszczyźnie.
Ssałam sobie drugą truskaweczkę, delektując się nią i słuchałam z zainteresowaniem dalszej części wypowiedzi. Westchnęłam.
- Naprawdę? A dzisiejsza scena z czwórką łobuzów w operze? Chociaż w sumie, może uciekali na Twój widok...? Sama nie wiem... - zapytałam z uśmiechem, nie wiedząc jak mam nazwać delikwentów, którzy chcieli pobić młodego can Dijika, a potem nas. Dla mnie to były tylko łobuzy, bo nie stanowiły żadnego zagrożenia. Nie zmienia to faktu, że uciekali z krzykiem.
- Nie chcę sprawdzać, które z nas przeżyłoby pojedynek spojrzeń. Więc na razie posiedzę w okularach, a Ty możesz czuć się bezpieczny. - westchnęłam jakaś taka zmęczona. Nie rozmową, a raczej całym tym pobytem w Ca-Elum. Tęskniłam za domem i przyjaźniejszymi okolicami.
Potem pojawił się temat jutrzejszej misji. Nieprzyjemny, ale konieczny, więc tylko westchnęłam cicho.
- Niestety, skoro już mu obiecaliśmy, to wypadałoby się stawić u van Dijika. Może nie będzie to nic zbyt kłopotliwego. - mruknęłam z lekką irytacją na twarzy. Podrapałam się po uchu, które mnie nagle zaswędziało.
- Myślę, że mój brat jest na tyle dużym chłopcem, że da sobie radę. Nie sądzę by specjalnie próbował wpakować się w kłopoty. Więc wolę go na razie nie szukać by się przekonać tylko o tym w jakim stopniu roznegliżowania znajduje się on i osoba mu towarzysząca. A co do planów innych, to nie wiem. Masz coś konkretnego na myśli? Nie chcesz wykonać zlecenia dla van Dijika?
Mam tylko nadzieję, że nie zacznie zadawać jakiś dziwnych pytań. Czuję się trochę tak jakbym chciała mu powiedzieć wszystko. Albo tylko mi się wydaje. Może po prostu nie zależało mi czy usłyszy prawdę, więc równie dobrze mogłabym powiedzieć trochę za dużo.
Offline
Gildia Raven Tail
Unosząc rękę w geście tyleż prostym, co stanowczym odmówiłem, w każdym razie miłej propozycji przygarnięcia truskawki. Nie miałem na nie ochoty, nie po rzeczach smażonych na głębokim oleju.
— Detalicznie rzecz biorąc to nie uciekali przed Tobą, a na widok tego, co zrobiłaś ich koledze. Choć uciekali to chyba mało powiedziane.
Ostatnio edytowany przez Cromwell (2021-06-16 22:27:42)
Offline
Tak jak wcześniej ostrzegałam - nie pytałam dwa razy. Gdy tylko odmówił zaszczytu zjedzenia ostatniej truskawki, ja ją pochłonęłam z zadowoleniem i satysfakcją, jakbym ich zjadła co najmniej kilogram. Pogłaskałam się po brzuszku z westchnieniem. Objadłam się straszliwie. Danie główne, deser, procenty, czegóż chcieć więcej.
- Nie widzę różnicy... - mruknęłam na wspomnienie o uciekających łobuzach.
- Hmm...? - wyrwał mi się pomruk zaskoczenia i uniosłam brwi. Zabrzmiało to jakoś tak dziwnie, dlatego następnie zmarszczyłam brwi, a potem parsknęłam lekkim śmiechem. - Rozumiem, że to z troski nie o mnie, a o biednych obywateli tego miasta, którzy mieliby pecha i stanęliby na mojej drodze? - przechyliłam głowę na bok. Jakoś nie potrafiłam zarejestrować, że nawet mogłoby chodzić o coś innego.
- Wiesz... jeszcze nie wszystko stracone. Nie wiemy co van Dijik nam zleci i nie musimy się na wszystko od razu zgadzać. Czuję się zmęczona na samą myśl o dniu jutrzejszym, ale... - wymamrotałam, z niechęcią przeczesując włosy palcami i skrzywiłam się lekko. Potem się uśmiechnęłam i kontynuowałam. - ...gdybym była sama to pewnie bym się nie zgodziła na kolejne zlecenie, ale z Tobą u boku myślę, że będzie całkiem znośnie. Więc cieszy mnie, że czujemy się podobnie. W razie czego zawsze mogę zacząć symulować okropny ból brzucha, czy też inną migrenę, które uniemożliwią mi chodzenie, co za tym idzie będziesz mi musiał pomóc i się elegancko ewakuujemy z tego jutrzejszego cyrku. - zaproponowałam, sprawdzając zawartość butelki. Czy jeszcze coś dla mnie zostało? Jak tak to sobie wlałam kolejną porcję. Myśl o jutrzejszym spotkaniu irytowała mnie niezmiernie.
Offline
Gildia Raven Tail
— Ale to, że jej nie widzisz, nie oznacza jeszcze, że jej nie ma.
– Rozłożyłem ręce, jakbym chciał powiedzieć, iż nic więcej w tej sprawie chyba zrobić nie można. Po prawdzie, byłem w stanie przytaczać dalsze argumenty na rzecz tej tezy, ale nie miałem już dziś ochoty na tego typu dyskusję. Też chyba byłem zmęczony.Offline
Miał trochę racji. Pewnie była różnica. Może nawet ogromna. Nie byłam wszechwiedząca i miałam ochotę mu powiedzieć, żeby mnie nieco oświecił. Może nawet uda mu się mnie przekonać do swoich racji. Jednak nie odpowiedziałam nic, tylko pokiwałam głową, i uśmiechnęłam delikatnie, na znak że coś w tym jest.
- Naprawdę? Ja wiem, że jestem mała i wyglądam na bezbronną, ale... eh, może i masz rację. Nie należy kusić losu. Chociaż z drugiej strony nie chcę Cię kłopotać. A co jak się zgubisz i nie trafisz do domu? - zapytałam. Chociaż słowo dom było raczej niewłaściwie użyte, ale przecież nie wiedziałam gdzie mieszka. - I wątpię by określenie przybłęda pasowało do Ciebie. Naprawdę myślisz, że inni tak o Tobie myślą? - zapytałam z lekkim zaskoczeniem. Z pewnością nie wygląda na przybłędę.
Uniosłam brew na niego. To chyba był taki jego odruch, z tym słodkich określaniem mojej osoby i przyznam, że czuję się przez to trochę niezręcznie.
- Spokojnie mój Drogi, nie pozwolę by coś Ci się stało. - odparłam buntowniczo, używając na nim tych samych słów, których on użył na mnie. Potem jednak zeszłam z nieco ostrzejszego tonu i zmieniłam temat. - Mam nadzieję, że van Dijik nie wyskoczy z jakim zabójstwem, albo pobiciem na zlecenie. Nie wiem jak Ty, ale na pewne rzeczy się nie zgodzę. Nie chcę by mnie potem ktoś za to ścigał, chociaż i tak jestem tu tylko przejazdem.
Przez chwilę panowała przyjemna cisza. Taki spokój wcale mi nie przeszkadzał. Siedziałam i wpatrywałam się w otaczających nas ludzi. Nie było to coś wartego oglądania, ale przecież nie będę się cały czas wpatrywać w Neila, chociaż i tak przez okulary nie było widać na co patrzę.
- Uważaj, bo wystawię Ci za to rachunek. - zażartowałam z delikatnym uśmiechem. - Ale i tak się cieszę, że mogłam być chwilowym ukojeniem. Chyba pora się zbierać. Każde z nas musi się trochę przygotować, przez jutrzejszą misją. - odparłam, chowając swoje rzeczy - czyli laleczkę - do plecaka.
Offline
Gildia Raven Tail
Może i nie bez zasadna była uwaga, że jestem podobny do tutejszych mieszkańców. Niemniej nie widziałem większych związków niż podobieństwo stroju. Czy może jednak po prostu, mój umysł samoistnie bronił się w ten sposób przed, jakimś zaszufladkowaniem. Czy jeśli nawet byłem z tutejszym mieszkańcem tożsamy, czy to oznaczało, że jestem takożsamy?
— Wiesz znałem kiedyś człowieka, który był całkiem zręcznym magiem, ale potknął się po pijaku na schodach i umarł… I skoro raz tutaj dotarłem powinienem i drugi prawda? Nalegać, jednak nie będę, bo to pewnie byłoby niekomfortowe zarówno dla Ciebie, jak i dla mnie.
Ostatnio edytowany przez Cromwell (2021-06-19 16:13:24)
Offline
Spojrzałam na niego z mieszaniną zaskoczenia, zmieszania i troski. To co mi powiedział nie było zbyt zachęcającą wizją. Aż się bałam go samego zostawiać.
- Więc może to ja powinnam odprowadzić Ciebie? Najlepiej prosto do łóżka, żebyś się po drodze nie potknął i nie zabił. - wymamrotałam zaniepokojona. Nie pomyślałam, że może to zabrzmieć dco najmniej dwuznacznie. Jednak nie było to moim zamiarem, to takie przyzwyczajenie ze względu na to, że ciągle przebywam z bratem. Naprawdę chciałam go tylko wrzucić do łóżka, żeby się wyspał i jutro mógł iść ze mną na misję. MArtwiłam się trochę o Cromwella. Nie chciałam się sama męczyć z van Dijikiem. Poza tym szkoda by było gdyby Neilowi się zmarło, bo się potknął.
Jak już jednak wcześniej zostało powiedziane - nie nalegałam, by nie wywoływać między nami dyskomfortu. Więc jeżeli nie chciał żeby go odprowadzić to postanowiłam się pożegnać.
- Niestety mam jeszcze coś na dzisiaj w planach. Dobrej nocy i widzimy się jutro. - odparłam na odchodne i jeżeli to było wszystko na dzisiaj to opuściłam ten przybytek by udać się na spoczynek. Oczywiście miałam jeszcze coś zaplanowane, ale była to moja tajemnica.
[z/t > Ca-Elum » Hantō » Gildia kupiecka]
Offline
Gildia Raven Tail
Uderzenie nastąpiło z niespodziewanej strony i jego siłę można było porównać mniej więcej z nagłym uderzeniem łopatą w pysk. Tak, że aż zęby dzwonią szkliwo pęka. Czy właśnie została mi złożona niemoralna propozycja? Nie, to raczej niemożliwe. Rzecz tak, choć była przecież w możności nie mogła przecież ulec zaktualizowaniu. Za dużo sobie chyba wyobrażałem, toteż uśmiechnąłem się bardzo pobłażliwe, bardziej do siebie niż do niej.
— Kuszące, ale podziękuję… Powinienem sobie chyba jakoś z tym poradzić.
[z.t -> Ca-Eum, Hanto, Gildia Kupiecka]
Offline